Zaczekaj na miłość. Ilona Gołębiewska
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Zaczekaj na miłość - Ilona Gołębiewska страница 16
– Kiedy będziesz w stanie wrócić na wybieg? – zapytała wprost, gdy Klara bliska łez skończyła opowieść. Mogła przysiąc na własne życie, że każde jej słowo jest prawdą i niczego nie wyolbrzymia.
– Wrócić? – zapytała zaskoczona.
– A co innego chcesz zrobić?
– Jeszcze nie wiem.
– Ty chyba nie rozumiesz powagi sytuacji.
– Doskonale wiem, że zawiniłam i bardzo cię zawiodłam. Jednak są sprawy, na które nie mam wpływu. Źle się czuję, muszę odpocząć, zastanowić się, co dalej.
– Zastanowić się? Czy chcesz mi powiedzieć, że w ogóle bierzesz pod uwagę możliwość zrezygnowania z modelingu?
– Tego jeszcze nie wiem… – wydusiła z siebie Klara, czując, jak narasta w niej złość. Nie podobało jej się to, że Pomorska coraz mocniej na nią naciska. – Żyję z dnia na dzień i niczego nie planuję, bo nie potrafię. Jest mi bardzo ciężko i nie wiem, kiedy to minie.
– Nie wierzę! Czy zdajesz sobie sprawę, że to nie są żarty? Że stoją za tym pieniądze? Bardzo duże pieniądze.
– Doskonale o tym wiem.
– Przypomnę ci, że to ja kilka lat temu dostrzegłam cię w tłumie ludzi na jakimś wernisażu i to ja zaproponowałam ci udział w pierwszym pokazie. Zainwestowałam w ciebie duże pieniądze, które szczerze mówiąc, jeszcze mi się nie zwróciły. Masz z moją agencją podpisany kontrakt, który wygasa dopiero za rok. Jako jedna z niewielu naszych modelek zostałaś wybrana do pokazów zagranicznych. Mamy podpisane umowy. Czy wiesz, co grozi za ich zerwanie? – dopytywała coraz bardziej rozzłoszczona Agnieszka.
– Domyślam się. Czy w tej sytuacji można znaleźć rozwiązanie, które zadowoli ciebie, mnie i wszystkich zainteresowanych?
– Narobiłaś bałaganu, a teraz ja muszę się tłumaczyć. Nie wiem, co zrobię. Muszę rozejrzeć się w możliwościach. Ale zbyt wielu ich nie widzę. Radzę ci jeszcze raz dobrze przemyśleć swoje decyzje. Bo jeśli będzie trzeba, nie zawaham się, by to właśnie ciebie obciążyć finansowo kosztami odszkodowań. I nie wiem, czy na ich pokrycie wystarczy ci tych odłożonych pieniędzy – wyjaśniła Pomorska, która niemal wpadła w furię.
– Przepraszam… Ale ja już nie daję rady i to się nie zmieni przez najbliższe dni. Nie wiem… Może potrzebuję więcej czasu… Postaraj się mnie zrozumieć.
– Tylko że ja nie mogę ot tak powiedzieć, że nie mam siły i źle się czuję. Mam zobowiązania, za którymi stoją wielkie pieniądze. Nie uprzedziłaś mnie o swoich planach. Wiesz, jak się dowiedziałam, że uciekłaś z Paryża? Zadzwonił do mnie szef działu mody w „Girlou” i powiedział, że nie przyszłaś na kolejne przymiarki przed pokazem, a Majka zdawkowo poinformowała go, że musiałaś pilnie wrócić do Polski.
– Nic mądrego więcej nie powiem. Wiem, że jesteś na mnie wściekła i narobiłam ci kłopotów, ale ja naprawdę już dłużej nie mogę tak żyć.
– Gdzie byłaś przez ten czas?
– Na Podlasiu u babci, chciałam ochłonąć po tym wszystkim.
– No! Ja się zamartwiam, a ty się bawisz na Podlasiu. Po prostu rewelacja.
– Co teraz?
– Muszę się uspokoić i nabrać do tego dystansu. Odwołam twój udział w kolejnym pokazie i wyślę na niego inną modelkę. Być może Majkę, wiem, że się kumplujecie. Muszę omówić wszystko z naszą kancelarią prawną. Na pewno będą potrzebne negocjacje z domami mody, bo masz podpisane kontrakty na pokazy przez kolejne pół roku. Sprawdziłam, jest ich dokładnie siedemnaście, licząc oczywiście te od Nowego Roku. Na pewno tak łatwo się nie wywiniesz z podpisanych zobowiązań, ale postaram się ułatwić ci sprawę.
– Dziękuję… – wyszeptała Klara. Nie mogła się zdobyć na więcej. Czuła żal, smutek i złość. Na siebie, na przewrotny los i ludzi, którzy tak bardzo ją zawiedli.
Życiowe dylematy
Rozmowa z Agnieszką Pomorską była dla niej wyjątkowo stresującym doświadczeniem. Po wyjściu z jej biura omal się nie rozpłakała. Z bezsilności i smutku. Przez ponad godzinę spacerowała po okolicy, która jakiś czas temu została przez warszawiaków ochrzczona Mordorem. Było to nieco żartobliwe określenie skupiska biurowców zajmowanych przez korporacje, banki i przedsiębiorstwa międzynarodowe przy ulicach: Marynarskiej, Domaniewskiej, Wołoskiej i Cybernetyki. Nazwa ta miała swój pierwowzór literacki, nawiązywała do krainy, którą można było znaleźć na kartach powieści Tolkiena. Klarze takie porównanie wydawało się wyjątkowo trafione.
Wróciła do siebie. Zaparkowała pod swoją kamienicą. Miała nadzieję, że nikt nie uszkodzi auta babci. Urocza kawalerka na starym Mokotowie była jej bastionem. Miejscem, do którego mogła zawsze wrócić, wypłakać się w samotności i nabrać sił. Klara uwielbiała spędzać tu samotnie czas zawsze wtedy, gdy miała coś ważnego do przemyślenia. Nikt jej nie oceniał, nie dawał dobrych rad. Należała do osób, które lubią się gdzieś zaszyć, żeby po cichu lizać rany, a przy okazji planować podbój świata. Na własny użytek nazwała takie zachowanie „metodą przyczajonego tygrysa”. Bo taka właśnie była. Ktoś inny na jej miejscu już dawno by złożył broń. Ona jedynie robiła sobie małą przerwę na zagojenie ran.
Kolejne trzy dni spędziła w zlokalizowanej na Mokotowie prywatnej klinice ginekologiczno-położniczej. Miejsce w niej zarezerwowała wcześniej, wtedy, gdy przyjechała babcia Aniela. Plan był prosty. Klara musiała się przebadać, by mieć pewność, że wszystko jest w porządku. Chciała też wiedzieć, czy w przyszłości będzie mogła zostać matką. Pragnęła tego całym sercem, chociaż nigdy głośno o tym nie mówiła.
Czy miała powód do zmartwienia? Wątpliwości pojawiły się w momencie, kiedy tamtego feralnego dnia zemdlała na wybiegu i trafiła do szpitala. Obudziła się po kilku godzinach. Lekarz przekazał jej wieść, że straciła ciążę. Dokładnie w szóstym tygodniu. Klara w pierwszej chwili nie zrozumiała tego komunikatu. Smutna prawda dotarła do niej dopiero po kilku minutach. Potem był płacz, wyrzucanie sobie, że nie zrobiła nic, by chronić swoje dziecko, i że zapewne powodem dramatu było przepracowanie. Ze szpitala wypisała się na własne żądanie, chociaż lekarze jej to odradzali. Nie chciała słuchać. Przez kolejne dni żyła jak w amoku. Zamieszkała u Majki i miała wrażenie, że jej życie straciło jakikolwiek sens. Załamała się. Nie była zdolna do robienia czegokolwiek, wciąż płakała i prosiła Boga, by zabrał ją z tego świata jak najszybciej. Nie jadła, nie miała siły wstać, by się umyć i doprowadzić do przyzwoitego wyglądu. Wyłączyła telefon, nie zaglądała do swojej poczty elektronicznej, nie stawiła się do pracy na umówionym pokazie. Aż pewnego dnia obudziła się z myślą, że jak najszybciej chce wrócić do Polski, bo inaczej zwariuje. Jeszcze w samolocie zaczęła się zadręczać myślami, czy kiedykolwiek będzie jej dane być matką. Już jako nastolatka wyobrażała sobie, że będzie miała męża