Outsider. Stephen King
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Outsider - Stephen King страница 18
– Oj, bez takich – rzucił Samuels z wymuszoną wesołością. – Wszystko już w życiu widziałeś, Howie. Większość z tego dwa razy.
– Chcę się z nim naradzić – zdecydował dziarsko Gold – więc wyłączcie sprzęt nagrywający i zaciągnijcie zasłonę.
– W porządku – zgodził się Samuels. – Masz piętnaście minut, potem do was dołączymy. Zobaczymy, czy trener będzie miał coś do powiedzenia.
– Godzinę, prokuratorze.
– Pół godziny. Potem albo wysłuchamy, jak przyznaje się do winy… co mogłoby oznaczać dożywocie w McAlester zamiast zastrzyku z trucizną… albo zamkniemy go do poniedziałku, kiedy zostanie postawiony w stan oskarżenia. To zależy od was. Jeśli jednak myślisz, że przyszło nam to lekko, mylisz się jak nigdy w życiu.
Gold podszedł do drzwi. Ralph przeciągnął swoją kartę przez czytnik – rozległ się szczęk otwierających się zamków − po czym wrócił do lustra weneckiego i patrzył, jak adwokat wchodzi do pokoju przesłuchań. Samuels zesztywniał, kiedy Maitland wstał z krzesła i ruszył w stronę Golda z wyciągniętymi ramionami, ale na twarzy aresztanta malowała się ulga, nie agresja. Objął prawnika, który upuścił swoją pokaźną teczkę i odwzajemnił uścisk.
– Robią niedźwiedzia – odezwał się Samuels. – Jak słodko.
Gold odwrócił się, jakby go usłyszał; wskazał na kamerę z zapalonym czerwonym światełkiem.
– Wyłączcie to – dobiegło z głośnika nad ich głowami. – Fonię też. A potem zaciągnijcie zasłonę.
Wyłączniki były na konsoli ściennej, która zawierała też sprzęt nagrywający audio i wideo. Ralph pstryknął nimi. Czerwone światełko na kamerze w kącie pokoju przesłuchań zgasło. Kiwnął głową Samuelsowi, który szarpnął za zasłonę. Dźwięk, z jakim zakryła lustro weneckie, obudził w Ralphie nieprzyjemne wspomnienia. Trzy razy – jeszcze zanim w prokuraturze okręgowej nastały czasy Billa Samuelsa – uczestniczył w egzekucjach w McAlester. Tam, na długim oknie oddzielającym komorę śmierci od sali obserwacyjnej, wisiała podobna zasłona (może nawet wyprodukowana przez tę samą firmę!). Rozsuwano ją, gdy świadkowie wchodzili do sali obserwacyjnej, i zaciągano zaraz po ogłoszeniu zgonu skazańca. Wydawała ten sam niemiły, zgrzytliwy dźwięk.
– Skoczę naprzeciwko, do Zoney’s, po hamburgera i coś do picia – powiedział Samuels. – Wcześniej z nerwów nie mogłem jeść. Przynieść ci coś?
– Chętnie napiłbym się kawy. Bez mleka, jedna kostka cukru.
– Jesteś pewien? Piłem kawę z Zoney’s i nie bez powodu nazywają ją czarną śmiercią.
– Zaryzykuję.
– Dobrze. Wracam za piętnaście minut. Nie zaczynaj beze mnie, jeśli skończą wcześniej.
Nawet nie brał tego pod uwagę. Od tej pory to był show Billa Samuelsa. Niech cała chwała spadnie na niego, jeśli taki koszmar w ogóle mógł przysporzyć komuś chwały. Na drugim końcu korytarza stał rząd krzeseł. Ralph usiadł na tym najbliższym kserokopiarki, która szumiała cicho w stanie uśpienia, i spojrzał na zaciągniętą zasłonę. Był ciekaw, co Terry Maitland mówi tam, w środku, jakie wydumane alibi sprawdza na byłym współtrenerze jego drużyny futbolowej.
Mimowolnie pomyślał o potężnej Indiance, która zabrała Maitlanda spod Gentlemen, Please i zawiozła go na dworzec w Dubrow. „Prowadzę treningi koszykówki w YMCA. Maitland tam przychodził… siedział na trybunach z rodzicami dzieciaków i oglądał mecze. Powiedział mi, że szukał talentów do drużyny bejsbolowej…”
Znała go, a on musiał znać ją – kobietę o tych gabarytach i tego pochodzenia trudno zapomnieć. Mimo to w taksówce zwracał się do niej per „pani”. Dlaczego? Bo nawet jeśli kojarzył jej twarz z YMCA, to nie pamiętał jej imienia? Całkiem możliwe, ale jakoś mało przekonujące. Takie nazwisko jak Willow Rainwater też trudno zapomnieć.
– Cóż, był w stresie – mruknął Ralph do siebie albo do drzemiącej kopiarki. – Poza tym…
Przyszło kolejne wspomnienie, a z nim bardziej sensowny powód, dla którego Maitland mógł nie mówić tej kobiecie po imieniu. Brat Ralpha, Johnny, trzy lata od niego młodszy, był kiepski w zabawie w chowanego. Często po prostu uciekał do sypialni i zagrzebywał głowę w pościeli, najwyraźniej przekonany, że skoro nie widzi Ralphiego, to Ralphie jego też nie zobaczy. Czy nie jest możliwe, że człowiek, który dopiero co popełnił potworne morderstwo, też ma skłonność do tego rodzaju magicznego myślenia? Jeśli ja nie znam ciebie, to ty nie znasz mnie. Rozumowanie szaleńca – ale przecież trzeba być szaleńcem, żeby dopuścić się takiej zbrodni. Poza tym mogło to tłumaczyć więcej niż tylko reakcję Terry’ego na Rainwater; także to, dlaczego uważał, że może się z tego wywinąć, mimo że znało go wielu ludzi z Flint City, a dla miłośników sportu był niemal celebrytą.
Tyle że był jeszcze Carlton Scowcroft. Zamykając oczy, Ralph wręcz widział, jak Gold podkreśla kluczowy fragment zeznania Scowcrofta i przygotowuje mowę końcową, może kradnąc pomysł adwokatowi O.J. Simpsona. „Jeśli rękawiczka nie wchodzi, skazać się nie godzi”, powiedział Johnnie Cochran. Wersja Golda, niemal równie chwytliwa, mogłaby brzmieć: Skoro tego nie wiedział, nie godzi się, by siedział.
To by się nie powiodło, dwie zupełnie różne sprawy, ale…
Według Scowcrofta Maitland wyjaśnił obecność krwi na swojej twarzy i ubraniu tym, że coś mu pękło w nosie. „Buchnęło jak z gejzera. Jest tu gdzieś przychodnia, w której przyjmują od ręki?”.
Sęk w tym, że Terry Maitland, wyjąwszy cztery lata studiów, spędził we Flint City całe życie. Wiedział, gdzie jest Quick Care, trafiłby tam i bez pomocy billboardu koło Coney Ford; w ogóle nie musiał pytać o drogę. Dlaczego więc to zrobił?
Samuels wrócił z colą, hamburgerem, zawiniętym w folię aluminiową, i tekturowym kubkiem kawy, który podał Ralphowi.
– Cisza i spokój?
– Tak. Zgodnie z moim zegarkiem mają jeszcze dwadzieścia minut. Kiedy skończą, spróbuję go namówić, żeby zgodził się na pobranie wymazu z policzka.
Samuels rozpakował hamburgera, ostrożnie uniósł górną połowę bułki i zajrzał do środka.
– Boże mój… – westchnął. – Wygląda jak coś zeskrobanego z ofiary pożaru. – Mimo to zaczął jeść.
Ralph zastanowił się, czy wspomnieć o rozmowie Terry’ego z Rainwater i o dziwnym pytaniu Terry’ego o przychodnię, ale ostatecznie zrezygnował. Pomyślał o tym, że Terry nawet nie próbował się maskować ani choćby zasłonić twarzy ciemnymi okularami, jednak to też przemilczał. Rozmawiali już o tych szczegółach i Samuels zbył je machnięciem ręki, twierdząc – skądinąd słusznie – że są nieistotne w obliczu zeznań świadków i obciążających wyników ekspertyz kryminalistycznych.
Kawa była tak wstrętna, jak Samuels przewidywał, ale Ralph niemal opróżnił kubek, zanim Gold dał sygnał brzęczykiem, że chce wyjść z pokoju przesłuchań. Na