Outsider. Stephen King
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Outsider - Stephen King страница 26
– W takim razie wyślemy do Sheratona kogoś innego – stwierdził Samuels. – Szkoda, że Jack Hoskins ma urlop.
– E tam – rzucił Ralph, ku rozbawieniu prokuratora.
– No dobra, tu mnie masz. Nasz Jackie może nie jest najgorszym detektywem w stanie, ale przyznaję, że niewiele mu brakuje. Znasz wszystkich detektywów z Cap City. Dzwoń, aż jakiegoś złapiesz.
Ralph pokręcił głową.
– Najlepszy byłby Sablo. Zna sprawę, jest naszym łącznikiem z policją stanową. Nie pora im się narażać, zważywszy na to, jak nam dziś poszło. Delikatnie mówiąc, nie tak, jak oczekiwaliśmy.
To było niedopowiedzenie roku, może nawet stulecia. Zupełne zaskoczenie Terry’ego i jego wyraźny brak poczucia winy wstrząsnęły Ralphem jeszcze bardziej niż nieprawdopodobne alibi, jakie podał. Czy to możliwe, że siedzący w nim potwór nie tylko zabił chłopca, ale i wymazał ten czyn z jego pamięci? A potem… co? Wypełnił lukę zmyśloną szczegółową historyjką o konferencji nauczycieli w Cap City?
– Jeśli kogoś tam zaraz nie wyślesz, ten gość od Golda…
– Alec Pelley.
– Tak, on. Pierwszy dostanie do ręki nagrania z hotelowego monitoringu. O ile jeszcze je mają.
– Na pewno. Trzymają wszystko przez trzydzieści dni.
– Jesteś absolutnie pewien?
– Tak. Ale Pelley nie ma nakazu.
– Daj spokój. Myślisz, że go potrzebuje?
Nie, nie miał co do tego złudzeń. Alec Pelley ponad dwadzieścia lat służył w policji stanowej. W tym czasie na pewno zawarł wiele znajomości, a skoro dziś pracował dla tak wziętego adwokata jak Howard Gold, bez wątpienia starannie je pielęgnował.
– Wygląda na to, że twoja decyzja o publicznym aresztowaniu była błędem – powiedział Samuels.
Ralph spojrzał na niego twardo.
– Zgodziłeś się na to.
– Bez większego entuzjazmu. Bądźmy ze sobą szczerzy, skoro wszyscy poszli do domu i jesteśmy tylko my, kumoszki. Przejąłeś się tą sprawą.
– Pewnie, że tak. I nadal się przejmuję. A skoro jesteśmy tu tylko my, kumoszki, pozwól, że przypomnę, iż nie ograniczyłeś się do wyrażenia zgody. Jesienią wybory, a głośne, dramatyczne aresztowanie nie zaszkodziłoby twoim notowaniom.
– Przez myśl mi to nie przeszło. – Samuels nie brzmiał zbyt przekonująco.
– Niech będzie. Nie przeszło ci to przez myśl, po prostu popłynąłeś z prądem, ale jeśli sądzisz, że kazałem go aresztować na stadionie tylko przez wzgląd na mojego syna, radzę, żebyś jeszcze raz obejrzał zdjęcia z miejsca zbrodni i przypomniał sobie uzupełnienie Felicity Ackerman do raportu z sekcji zwłok. Tacy mordercy nigdy nie poprzestają na jednej ofierze.
Policzki Samuelsa oblał rumieniec.
– Myślisz, że o tym nie myślałem? Jezu, Ralph, to ja nazwałem go pierdolonym kanibalem, i to przed kamerą.
Ralph przesunął dłonią po policzku. Był szorstki.
– Nie ma sensu się spierać o to, kto co powiedział i zrobił. Trzeba pamiętać jedno: to bez znaczenia, kto pierwszy zdobędzie nagrania z monitoringu. Jeśli nawet Pelley nas ubiegnie, przecież nie weźmie tych materiałów pod pachę i z nimi nie wyjdzie, prawda? Nie może ich też wykasować.
– Fakt. I tak czy inaczej, raczej o niczym nie przesądzą. Na niektórych możemy zobaczyć mężczyznę, który wygląda jak Maitland…
– Otóż to. Ale udowodnić, że to on, na podstawie kilku niewyraźnych kadrów to zupełnie inna para kaloszy. Zwłaszcza w zestawieniu z zeznaniami świadków i odciskami palców. – Ralph wstał i otworzył drzwi. – Może nagrania nie są najważniejsze. Muszę do kogoś zadzwonić. Powinienem był zrobić to wcześniej.
Samuels wyszedł za nim do dyżurki. Sandy McGill rozmawiała przez telefon. Ralph podszedł do niej i dał jej znak, żeby skończyła. Odłożyła słuchawkę i spojrzała na niego wyczekująco.
– Everett Roundhill – powiedział. – Szef anglistów w liceum. Namierz go i połącz mnie z nim.
– Z namierzeniem nie będzie kłopotu, bo już mam jego numer – odparła Sandy. – Dzwonił dwa razy i chciał rozmawiać z prowadzącym śledztwo. Powiedziałam coś w stylu, że jest długa kolejka chętnych. – Podniosła plik karteczek z zapisanymi nazwiskami i pomachała nimi. – Miałam zanieść je na twoje biurko, żebyś wiedział, co cię jutro czeka. Wiem, to niedziela, ale wszystkim mówię, że prawie na pewno będziesz w pracy.
Bardzo powoli, patrząc w podłogę zamiast na mężczyznę, który stał obok niego, Bill Samuels powiedział:
– Roundhill dzwonił. Dwa razy. To mi się nie podoba. Wcale a wcale.
3
Tego sobotniego wieczoru Ralph wrócił do domu za piętnaście jedenasta. Wcisnął guzik pilota do drzwi garażowych, wjechał do środka, wcisnął go ponownie. Drzwi posłusznie opadły, klekocząc, na swoich szynach, jedna rzecz na tym świecie, która pozostała zrozumiała i normalna. Wciśnij guzik A i pod warunkiem że w schowku na baterie B znajdują się względnie świeże duracelle, drzwi garażowe C otwierają się i zamykają.
Zgasił silnik. Siedział w mroku, stukając ślubną obrączką w kierownicę i wspominając wierszyk z lat szalonej młodości: „Golenie, strzyżenie… full serwis dla każdego! Oto jest pieśń kwartetu… burdelowego!”.
Drzwi otworzyły się i do garażu weszła Jeanette, opatulona podomką. W świetle wylewającym się z kuchni zobaczył, że na nogach ma kapcie króliczki, które dla żartu podarował jej na ostatnie urodziny. Właściwym prezentem był wyjazd na Key West. Bawili się świetnie, teraz jednak pamiętał te dni tylko mgliście, jak to zwykle bywa z wakacjami: mają nie więcej treści niż wata cukrowa. Przetrwały za to te śmieszne kapcie, różowe trepki ze sklepu Wszystko za Dolara, z idiotycznymi małymi ślepkami i komicznymi obwisłymi uszami. Kiedy ją w nich zobaczył, oczy go zapiekły. Czuł się, jakby przybyło mu dwadzieścia lat od chwili, gdy wszedł na polanę w Figgis Park i obejrzał krwawe strzępy chłopca, który pewnie uwielbiał Batmana i Supermana.
Wysiadł z wozu i mocno przytulił żonę; przycisnął szorstki od zarostu policzek do jej gładkiego policzka. Milczał skoncentrowany na powstrzymywaniu łez, które cisnęły się do jego oczu.
– Kochanie – odezwała się Jeanette. – Kochanie, przecież go dopadliście. Dopadliście go, więc co się dzieje?
– Może nic. Może wszystko. Powinienem był go najpierw przesłuchać. Ale, Jezu Chryste, byłem tak pewny swego!
– Chodź do środka. Zaparzę herbatę i wszystko mi opowiesz.
– Po