Outsider. Stephen King
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Outsider - Stephen King страница 27
– Był wściekły na nas wszystkich. Ale ponieważ w końcu to ja do niego oddzwoniłem, ściągnąłem cały ogień na siebie.
– Rozumiem, że potwierdził zeznania Terry’ego?
– Całkowicie. Roundhill zabrał Terry’ego i pozostałych dwóch nauczycieli, nazywają się Quade i Grant, spod liceum. O dziesiątej rano we wtorek, tak jak zostało powiedziane. Do Sheratona w Cap City przyjechali około 11:45, w samą porę, by pobrać identyfikatory i załapać się na bankietowy lunch. Roundhill powiedział, że po lunchu stracił Terry’ego z oczu na jakąś godzinę, ale sądzi, że był z nim Quade. Tak czy owak, cała grupa znów była razem o trzeciej, czyli wtedy, gdy sto dziesięć kilometrów stamtąd pani Stanhope widziała, jak Terry wsadził rower Franka Petersona − i samego Franka − do brudnego białego vana.
– Rozmawiałeś z Quade’em?
– Tak. W drodze do domu. Nie wściekał się… nie to co Roundhill, który się odgrażał, że zażąda, żeby prokuratura okręgowa przeprowadziła pełne dochodzenie… ale nie mógł w to uwierzyć. Był osłupiały. Powiedział, że po lunchu poszedł z Terrym do antykwariatu o nazwie Second Edition, trochę poszperali w książkach, po czym wrócili na Cobena.
– A Grant? Co z nim?
– To kobieta. Debbie Grant. Jeszcze się do niej nie dodzwoniłem, jej mąż powiedział, że wyszła na miasto z koleżankami i przy takich okazjach zawsze wyłącza telefon. Porozmawiam z nią jutro rano, jednak nie mam wątpliwości, że potwierdzi słowa Roundhilla i Quade’a. – Ralph wziął mały kęs grzanki, po czym odłożył ją na talerz. – To moja wina. Gdybym przesłuchał Terry’ego w czwartek wieczorem, po tym jak zidentyfikowały go Stanhope i mała Morris, zorientowałbym się, że mamy kłopot, i teraz nie byłoby całego tego szumu w telewizji i internecie.
– No dobrze, ale wtedy już mieliście potwierdzenie, że odciski palców, które znaleźliście, należały do Terry’ego Maitlanda, mam rację?
– Tak.
– Odciski palców w vanie, odcisk palca na stacyjce vana, odciski palców w samochodzie, który porzucił nad rzeką, na gałęzi, którą…
– Tak.
– I mieliście zeznania kolejnych świadków. Człowieka, który był na tyłach pubu Shorty’s, i jego kumpla. Taksówkarki. Wykidajły z klubu striptizowego. Wszyscy go znali.
– Uhm… A teraz, kiedy już go aresztowaliśmy, nie wątpię, że zgłoszą się następni świadkowie z Gentlemen, Please. Głównie kawalerowie, którzy nie będą musieli tłumaczyć żonom, co tam robili. Mimo to powinienem był się wstrzymać. Może należało zadzwonić do liceum, żeby sprawdzić, co robił w dniu zabójstwa, tyle że uznałem, że to bez sensu, skoro są wakacje. Co mogli powiedzieć oprócz: „Tutaj go nie ma”?
– I bałeś się, że jeśli zaczniesz zadawać pytania, on się o tym dowie.
Wtedy wydawało się to oczywiste, teraz – głupie. Gorzej niż głupie. Bezmyślne.
– Przez wszystkie lata służby popełniłem trochę błędów, ale takiego jeszcze nigdy. Zupełnie jakbym działał na oślep.
Jeanette gwałtownie pokręciła głową.
– Pamiętasz, co powiedziałam, kiedy mi wyjaśniłeś, jak zamierzasz to załatwić?
– Tak.
„Zrób to. Zabierz go od tych chłopców najszybciej, jak to możliwe”. Tak powiedziała.
Siedzieli i patrzyli na siebie nad stołem.
– To niemożliwe – stwierdziła w końcu Jeannie.
Wymierzył w nią palec.
– Trafiłaś w sedno problemu.
Sączyła herbatę w zadumie.
– Stare powiedzenie głosi, że każdy ma swojego sobowtóra. O ile pamiętam, Edgar Allan Poe nawet napisał o tym opowiadanie. Nosi tytuł William Wilson.
– Poe pisał w czasach, kiedy nie znano linii papilarnych ani DNA. Wyników badań DNA jeszcze nie mamy, są w toku, ale jeśli okaże się jego, to znaczy, że złapaliśmy właściwego człowieka i pewnie nic mi nie będzie groziło. W przeciwnym razie zabiorą mnie do wariatkowa. Oczywiście po tym, jak mnie wyleją i pozwą o bezzasadne zatrzymanie.
Jeanette podniosła swoją grzankę, po czym odłożyła ją z powrotem.
– Macie jego odciski palców znalezione tutaj. I DNA, też jego, w to nie wątpię, znalezione tutaj. Ale, Ralph… nie macie odcisków palców ani DNA stamtąd. Pochodzących od człowieka, który był na konferencji w Cap City. Może to Terry Maitland zabił tego chłopca, a jego sobowtór był na konferencji?
– Jeśli chcesz powiedzieć, że Terry Maitland ma bliźniaka z identycznymi liniami papilarnymi i DNA, wiedz, że nie jest to możliwe.
– Nic takiego nie mówię. Zwracam tylko uwagę, że nie macie niezbitych dowodów świadczących o obecności Terry’ego w Cap City. Jeśli był tutaj, a ślady kryminalistyczne to potwierdzają, wniosek jest taki, że sobowtór musiał być tam. To jedyne logiczne wytłumaczenie.
Ralph rozumiał tok myślenia żony; w powieściach detektywistycznych, za którymi przepadała – Agathy Christie, Rexa Stouta, Harlana Cobena – stanowiłoby to centralny punkt ostatniego rozdziału, w którym panna Marple, Nero Wolfe albo Myron Bolitar przedstawiają rozwiązanie zagadki. Był jeden fakt twardy jak głaz i niepodważalny jak prawo grawitacji: człowiek nie może przebywać w dwóch miejscach jednocześnie.
Jeśli jednak Ralph wierzył świadkom stąd, musiał w równym stopniu wierzyć świadkom, którzy twierdzili, że byli w Cap City z Maitlandem. Jakże mógł wątpić w ich słowa? Roundhill, Quade i Grant uczyli w tej samej szkole. Widywali Maitlanda na co dzień. Czy on, Ralph, miał przyjąć, że trzej nauczyciele byli wspólnikami w zabójstwie dziecka na tle seksualnym? Albo że spędzili dwa dni w towarzystwie sobowtóra tak doskonałego, że ani przez chwilę niczego nie podejrzewali? A nawet gdyby sam zdołał to sobie wmówić, czy Bill Samuels przekonałby do tego ławę przysięgłych, zwłaszcza gdy Terry miał po swojej stronie tak doświadczonego i cwanego adwokata jak Howie Gold?
– Chodźmy do łóżka – powiedziała Jeanette. – Poczęstuję cię ambienem i rozmasuję ci plecy. Rano wszystko będzie wyglądać lepiej.
– Tak myślisz?
4
W czasie, gdy Jeanette Anderson masowała mężowi plecy, Fred Peterson i jego starszy syn (teraz, po utracie Frankiego, jego jedyny syn) zbierali naczynia i robili porządek w salonie i pokoju dziennym. I choć dzisiejsze spotkanie było stypą, stan domu był w gruncie rzeczy identyczny jak po każdej dużej imprezie towarzyskiej.
Ollie