Grzechy młodości. Edyta Świętek

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Grzechy młodości - Edyta Świętek страница 6

Grzechy młodości - Edyta Świętek Grzechy młodości

Скачать книгу

Pobiliśmy się nad Brdą.

      – Znaczy ty spuściłeś mu wpierdol – sprostował Kazimierz, gdyż dla niego było aż nazbyt oczywiste, że Eugeniusz nie dałby rady takiemu bykowi jak Tymek.

      – No dobra, przyznaję, że trochę obiłem mu gębę. Chciałem tego uniknąć i przekonać go, by poszedł ze mną po dobroci. A potem… potem on chlupnął do rzeki.

      – Wskoczył?

      – Nie. Wpadł.

      – Wepchnąłeś go?

      – Wpadł – powtórzył. – Dostał po ryju, stracił równowagę i wpadł. Zamurowało mnie. Przypomniałem sobie, ile mieliśmy z nim kłopotów. O tym, ile krwi nam napsuł. I ile jeszcze możemy przez niego stracić… Nie próbowałem go wyciągnąć. Zniknął mi z oczu, a ja nic nie zrobiłem! Ale to i tak zbrodnia, prawda? To tak, jakbym go zabił… – jęczał przerażony. – Ja nie chciałem. To był jakiś straszny amok! Kazik… Wierzysz mi? Przecież nie zamordowałbym go z premedytacją.

      Zapadła cisza, która zadzwoniła nieprzyjemnie w uszach milicjanta. Mężczyzna zerwał się z ławki. Złapał się za głowę. Przeszedł parę kroków. Zawrócił. Spojrzał na Tymoteusza. Znowu się oddalił.

      – Ja nie chciałem go zabić – wyszeptał Tymek.

      Ja pierdolę, no! – rozmyślał w tym czasie Kazimierz. Przecież nie mogę go wsadzić do kicia. Jeden nie żyje, a drugi miałby dostać dożywotnią odsiadkę? Przecież rodzice by tego nie znieśli! Mało im jeszcze trosk?

      Miał tylko chwilę na podjęcie decyzji: stracić czy uratować kolejnego brata.

      – Jesteś pewny, że utonął?

      – Tak. Chyba. Po prostu zniknął.

      – Pod mostem kolejowym na Brdzie?

      – Tak.

      – Komuś coś wspominałeś przed wyjściem z domu? Elżuni? Wieśkowi? Rodzicom?

      – Nie puściłem pary z gęby. Elżbiecie powiedziałem, że to ty po mnie zadzwoniłeś.

      – W porządku. Nie odkryła, że zmyślasz?

      – Nie sądzę.

      – Dasz sobie za to, co zaszło, głowę uciąć?

      – A co to: przesłuchanie? – zirytował się Tymek. – Tak, jestem tego wszystkiego całkowicie pewien.

      – Dobra, to słuchaj: wracasz do domu jak gdyby nigdy nic. Ani słowa nikomu! Ciebie nigdy nie było pod tym mostem, rozumiesz? Nie zabiłeś młodego. Sam wpadł do Brdy podczas próby ucieczki. Zapominasz o całej sprawie i żyjesz jak do tej pory. Nawet jeśli młody wypłynie, milczysz jak grób. Zwykle topielcy są trudni do zidentyfikowania. Wiesz: szczupaki i te sprawy. Czym dłużej taki nasiąka wodą, tym mniej z niego zostaje. Jeżeli nie wypłynie w ciągu dwóch, trzech dni, to znaczy, że poniosło go w siną dal. Albo jakimś cudem przeżył i nawiał.

      – Niemożliwe – jęczał Tymoteusz.

      – No dobra. Załóżmy, że faktycznie się utopił. Choćby i pokazał się po upływie dłuższego czasu, to nikt cię z nim nie powiąże. Będę trzymał rękę na pulsie. Jak usłyszę coś o topielcu, to sam go sobie obejrzę.

      – Ale co ty… Kazimierz… Kryjesz mi dupę?

      – Czyż nie po to tutaj przyjechałeś?

      – No… W sumie nie wiedziałem, co mam ze sobą zrobić.

      – Nie zabiłeś młodego. To był wypadek. On się pośliznął i sam wpadł do rzeki. Nigdy nie bierz na siebie niepopełnionej winy – powiedział głosem przepełnionym determinacją. Podszedł do Tymoteusza. Byli równego wzrostu. Złapał go za kark. Przystawił czoło do jego czoła i z tej odległości spojrzał mu w oczy. – Nie zabiłeś młodego – powtórzył. – Wracaj do domu, zanim twoja ślubna wpadnie we wściekłość. Powiedz jej, że pojechałeś ze mną do Prądocina, bo oglądałem działkę na daczę. I zeszło nam trochę dłużej. Tam uszargałeś spodnie, bo zapomnieliśmy zabrać latarki. To sensowna wymówka. Ewa na pewno potwierdzi moją wersję.

      Po wyjściu z mieszkania Wojtek ruszył w stronę przystanku. Nie odczuwał ciężaru torby, mimo że pasek pił go w ramię. Znacznie gorszy był ból, który ogarnął jego duszę i umysł. Całe jego życie runęło jak domek z kart. Do tej pory ulegał iluzji, że jest szczęśliwym człowiekiem. Miał piękną żonę i wspaniałe dzieciaki. Nie mógł narzekać na teściów, którzy zapewnili mu dach nad głową. Wszystko układało się jak w bajce. Wierzył, że doczeka starości z Agatą u boku. Że odchowają Beatę i Piotrka, a potem doczekają się wnuków.

      Nie miał najmniejszych wątpliwości co do jej winy. Wszak już wcześniej wysyłała mu nader czytelne sygnały. Wciąż dokądś wychodziła – wystrojona, uczesana, elegancka. Niekiedy zauważał u niej nowe drobiazgi: torebkę, apaszkę, jakiś wisiorek. Twierdziła, że sama sobie te rzeczy kupuje, ale czy rzeczywiście tak było? Czy nie były to przypadkiem prezenty od kochanka?

      Od lat tego samego.

      Pamiętał, że w czasach, gdy mieszkał z nimi Eugeniusz, pomiędzy rodzeństwem panował stan napięcia. Padały jakieś słówka, aluzje, Wojciech nieraz dostrzegał dziwne błyski w ich oczach. Czy młodziak wiedział o romansie siostry?

      Zapytałbym go, gdybym mógł. Może powinienem załatwić sobie widzenie? Dobrze byłoby odbyć męską rozmowę ze szwagrem. Gienek to swój chłop, na pewno by nie łgał – rozmyślał, zupełnie nie pamiętając o tym, że w areszcie doszło do buntu, więc podobna wizyta może być znacznie utrudniona.

      Tylko do czego mu ta wiedza była potrzebna? Do rozdrapywania ran? Do rozwodu? Do utraty reszty złudzeń?

      Jeszcze nie wiedział, co ze sobą począć. Jak przeżyć kolejne dni? Na razie zmierzał na Szwederowo, do matki. A co będzie później?

      Jak ona mogła mi to zrobić? Tak bardzo ją kochałem. Wierzyłem we wszystkie jej słowa!

      Choć to nieprzyjemne zamieszanie trwało zaledwie chwilę – przynajmniej w jego odczuciu – już tęsknił za dzieciakami.

      A co, jeśli ten romans ciągnął się znacznie dłużej? Jeśli w żyłach Piotra i Beaty płynie krew tego skurwysyna?

      Gdyby tylko mógł cofnąć czas! Nie poszedłby za Agatą. O niczym by nie wiedział. Nie cierpiałby teraz tych okropnych katuszy. Nie dręczyłyby go roje natrętnych myśli. Nie wątpiłby w swoje ojcostwo.

      Chyba lepiej być nieświadomym durniem!

      Potrzebował wódki.

      Noc była wyjątkowo ciężka. Agata miała za sobą paskudny wieczór, podczas którego musiała odpowiadać na dziesiątki pytań ze strony dzieci o to, gdzie zniknął ich tato. Na razie nie zamierzała ich wtajemniczać w sprawy dorosłych, więc do znudzenia powtarzała, że musiał na jakiś czas wyjechać. Nie wierzyli, gdyż nigdy

Скачать книгу