Wieczny początek. Beata Szady

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Wieczny początek - Beata Szady страница 4

Wieczny początek - Beata Szady Sulina

Скачать книгу

cały teren plebiscytowy. To oni będą organizować wiece proniemieckie i rozgramiać te polskie, używając również przemocy fizycznej. Dlatego też w Mazurach o propolskim nastawieniu – będących w mniejszości – zakiełkował strach. Jeden z bohaterów reportażu radiowego Interludium mazurskie powiedział: „W 1919 roku jeszcze można było liczyć na Mazurów [że zagłosują na Polskę – przyp. aut.], ale później, w miarę nasilania się terroru i zorganizowania na całych Mazurach niezwykle sprawnie działających bojówek, było ich coraz mniej”. Ktoś inny jeszcze dodał: „W roku 1918, tuż po zakończeniu działań wojennych, kiedy padłoby pytanie, kto decyduje się za Polską, a kto za Niemcami, to byłby chyba ułamek procenta tych, co za Niemcami”.

      Jeżeli tak, to propaganda niemiecka była wyjątkowo skuteczna. Tym bardziej że przekonywała też po ludzku – alkoholem. Pisze o tym Andreas Kossert w książce Powiat szczycieński. Przeszłość – współczesność. Chcąc wpłynąć na „odpowiednie nastawienie ludności”, dla obszaru plebiscytowego zakupiono dodatkowe dwadzieścia tysięcy litrów wysokoprocentowego alkoholu w celach propagandowych, „na rzecz niemczyzny”.

      Mała ojczyzna

      W reportażu Interludium mazurskie jeden z bohaterów zauważył:

      Początkowo […] w ogóle nie było mowy o Mazurach, tylko […] o Polakach. Henzel pisze, że w powiecie szczycieńskim było dziewięćdziesiąt procent Polaków. Kiedy Niemcy obawiali się, że to może być problemem, wtedy zmienili narodowość polską na mazurską i stworzyli nowy naród mazurski, jakiego nigdy nie było.

      To dlatego powstaje Związek Mazurów i Warmiaków, na którego czele staje mistrz ciętego języka i propagandy niemieckiej – Max Worgitzki. Organizacja szerzy hasła związane z poczuciem wspólnoty regionalnej, przywiązaniem do ziemi rodzinnej, miłości do małej ojczyzny. I to był strzał w dziesiątkę! Tutejsi połykają haczyk.

      Tę narrację wykorzystali również Niemcy, przygotowując plebiscytowe karty do głosowania. Zamiast nazwy „Deutschland” (Niemcy) wydrukowali „Ostpreußen” (Prusy Wschodnie). Bo Ostpreußami chcieli być wszyscy. Po przeciwnej stronie barykady była karta z nazwą „Polen (Polska)”, co w praktyce oznaczało wybór między swoim a obcym. Andrzej Wakar, historyk i literat, pisał:

      Chłop mazurski, którego świat zamykał się w obrębie jeśli nie parafii czy powiatu, to prowincji, głosował podczas plebiscytu za ojcowizną. Nie głosował za państwem niemieckim, bo Niemcy to byli obcy, przybysze. Wybierał między Polską […], a swym regionem: Prusami Wschodnimi, jak gdyby jakimś autonomicznym państewkiem.

      Wybierał więc kartę z Ostpreußen.

      Niemcy liczyli, że ludność w tę pułapkę wpadnie. I się nie pomylili. Andrzej Wakar zaś dodaje: „[…] działaczom polskim zabrakło dowcipu, bo gdyby Prusom Wschodnim przeciwstawili nie Polskę, a Mazury, wprowadziliby wyborców w nie lada rozterkę i przebiegły chwyt strony niemieckiej zostałby odsłonięty”.

      Ulotki

      Niemcy walczyli o głosy między innymi za pomocą słowa pisanego. Prócz wspomnianych gazet duże znaczenie miały ulotki. Jeden z bohaterów reportażu Interludium mazurskie wspomina:

      Pamiętam niektóre afisze, jakie były masowo rozlepiane. Na przykład marka niemiecka. Wtedy miała ona jeszcze stałą wartość. Wielka marka niemiecka i odcięty mały narożnik, który wisiał gdzieś osobno na afiszu. I napis: „Tyle zostanie ci z jednej marki, jeżeli będziesz głosował za Polską”. Taki materialny argument też był ważny.

      Melchiorowi Wańkowiczowi, zbierającemu w latach trzydziestych XX wieku materiały do książki Na tropach Smętka, wpadły w ręce odezwy i broszury niemieckie związane z plebiscytem. Pisarz przytacza najczęściej powtarzane argumenty:

      W Polsce służba wojskowa trwa sześć lat, gdy w Niemczech przymus wojskowy jest zniesiony.

      Polska ma 56% analfabetów, wsie są po 100 kilometrów odległe od kolei.

      Podatki w Polsce są piętnastokrotnie większe […].

      Polska nie ma materiałów budowlanych, zarobki są w niej znacznie niższe, dzień pracy dłuższy, a ziemia trzykrotnie tańsza.

      Polska jest silniej zagęszczona, cenę produktów rolnych ma wiele niższą, a przemysłowych wyższą.

      Niemcy całe niebawem zostaną zelektryfikowane, a „wy w Polsce przy nafcie będziecie czytać polskie gazety”.

      Strona polska

      Polska nie miała skąd czerpać. Dopiero co powstała. Poza tym plebiscyt na Warmii i Mazurach nie był jej priorytetem. Trzeba było bronić z trudem wywalczonej niepodległości, bo już czuć było na plecach oddech Sowietów („cud nad Wisłą” przyjdzie, ale po plebiscycie). Tę sytuację skutecznie wykorzysta propaganda niemiecka, nazywając Rzeczpospolitą „państwem sezonowym”, które za chwilę zostanie zajęte przez bolszewików. W ulotkach straszono, że jak tylko oddasz głos na Polskę, to następnego dnia będziesz musiał iść na front wschodni.

      Plebiscyt odbywał się więc w czasie, kiedy Polska była zupełnie nieatrakcyjna.

      W stosunku do Niemców była też o wiele gorzej zorganizowana. Porównując liczbę członków organizacji istniejących w przededniu plebiscytu, łatwo zauważyć dysproporcję. Proniemiecki Związek Mazurów i Warmiaków w lutym 1920 roku liczył dwieście dwadzieścia tysięcy członków, propaganda polska zaś miała do dyspozycji stu dwudziestu aktywistów, w większości pochodzących nie z Prus Wschodnich, a Polski. Zaczęli oni działać późno, bo po przybyciu do prowincji Komisji Międzysojuszniczej (luty 1920), która miała czuwać nad prawidłowym przebiegiem przygotowań do plebiscytu. Wtedy też, zgodnie z postanowieniami traktatu wersalskiego, miała nastąpić ewakuacja z terenów plebiscytowych niemieckiej administracji państwowej. Tak się jednak nie stało. Polscy działacze bili na alarm: „Jeżeli przez lata tereny te były germanizowane, to my nie odrobimy tego w warunkach terroru, warunkach niemieckiej policji, niemieckiej władzy. Należy zrezygnować z plebiscytu!”.

      W chwili przybycia komisji przygotowania niemieckie były w zasadzie zakończone. Niemcy spali spokojnie. Dowodzą tego między innymi polskie raporty, w których cztery powiaty mazurskie (giżycki, olecki, łęcki i piski) zaklasyfikowano jako nierokujące nadziei na sukces. To dlatego Andreas Kossert pisze: „Ujawnia się tu raczej tylko jałowe porównanie niemal perfekcyjnej organizacji Wschodnioniemieckiej Służby Ojczyźnianej z niezdecydowanym polskim dyletantyzmem”.

      Podróż gratis i zasiłki

      Zanim podpisano traktat wersalski, padła propozycja, żeby uprawnić do głosowania w plebiscycie wszystkich urodzonych na terenie plebiscytowym, którzy skończyli dwadzieścia lat, ale mieszkają poza Prusami Wschodnimi. Zaakceptowano ten pomysł. Prawo głosu otrzymały więc osoby, które przede wszystkim wyemigrowały do zachodnich Niemiec. Było więc oczywiste, że będą za nimi głosować. Najdziwniejsze jest to, że w Paryżu propozycję tę złożyli sami Polacy. W sprawozdaniu polskiego działacza, a także przewodniczącego delegacji mazurskiej na konferencję w Wersalu Zenona Lewandowskiego można przeczytać: „Pokazało się, że to horrendalne głupstwo, aby urodzeni na terenie plebiscytowym

Скачать книгу