Trzynaście. Steve Cavanagh

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Trzynaście - Steve Cavanagh страница 7

Trzynaście - Steve Cavanagh Eddie Flynn

Скачать книгу

Poruszał się dumnym krokiem, odpiął broń, wyjął z ust gumę do żucia, przykleił ją do kabury i dopiero wtedy zostawił pistolet pod stołem oskarżenia. Do sądu nie wolno było wnosić broni. Policjanci teoretycznie mieli zostawiać pistolety na stanowisku ochrony. Pracownicy sądu zwykle przymykali na to oko i pozwalali im zabierać broń na salę, ale doświadczeni gliniarze wiedzieli, że nie powinni kłaść gnatów na stanowisku dla świadków.

      Granger próbował wytłumaczyć, dlaczego się spóźnił. Sędzia Parks uciszył go, kręcąc głową. Później będzie na to czas.

      Usłyszałem, jak Jean Marie ciężko wzdycha. U nasady jej rozjaśnionych włosów pojawiły się już czarne odrosty, jej dłoń drżała, gdy podniosła ją do ust.

      – Nie martw się, mówiłem ci już, że nie wrócisz do więzienia – uspokoiłem ją.

      Specjalnie do sądu włożyła nowy czarny kostium ze spodniami. Dobrze w nim wyglądała – i czuła się dzięki temu nieco pewniej.

      Kiedy ja próbowałem pocieszać Jean Marie, Norm przystąpił do działania – wezwał Grangera na miejsce dla świadków. Policjant został zaprzysiężony, a potem Norm zaczął go wypytywać o szczegóły zatrzymania Jean Marie.

      Granger mijał tamtego wieczoru skrzyżowanie Trzydziestej Siódmej Ulicy i Lexington, gdy zobaczył ją stojącą przed salonem masażu, z torbą w ręce. Wiedział, że była już notowana, więc zatrzymał auto, podszedł do niej, przedstawił się i pokazał odznakę. Zeznał, że w tym momencie zobaczył „akcesorium związane z narkotykami” wystające z papierowej torby Jean Marie.

      – Co to było za akcesorium? – spytał Norm.

      – Słomka do picia. Narkomani używają jej do wciągania narkotyków do nosa. Widziałem wyraźnie, jak wystawała ponad brzegiem torby.

      Sędzia Parks nie był zaskoczony, ale tak czy inaczej przewrócił oczami. Choć może trudno w to uwierzyć, w ciągu ostatnich sześciu miesięcy co najmniej kilku młodych Afroamerykanów zostało aresztowanych za posiadanie akcesoriów narkotykowych, bo policjanci zauważyli, że mieli przy sobie słomki do picia, zwykle zresztą włożone do kubków z napojami.

      – I co pan wtedy zrobił?

      – Kiedy widzę przy kimś akcesoria narkotykowe, od razu nabieram podejrzeń. Ta pani była już zatrzymywana za tego rodzaju sprawy, więc przeszukałem jej torbę i znalazłem w środku narkotyki. Pięć małych woreczków z marihuaną na dnie torby. No i aresztowałem ją.

      Wyglądało na to, że Jean trafi do więzienia. Drugie przestępstwo związane z narkotykami w ciągu roku. Tym razem nie mogła liczyć na zwolnienie warunkowe. Musiała się liczyć z wyrokiem dwóch do trzech lat. Przypomniałem sobie, że właściwie odsiedziała już część tego okresu. Po aresztowaniu spędziła w więzieniu trzy tygodnie, nim udało mi się załatwić jej kaucję.

      Oczywiście wcześniej wypytałem ją o to zatrzymanie. Powiedziała mi prawdę. Zawsze mówiła mi prawdę. Detektyw Granger podjechał do niej i zaczepił ją, licząc na jakiś mały numerek na tylnym siedzeniu radiowozu. Jean odparła, że już tego nie robi. Granger wysiadł więc z auta, chwycił jej torbę, a kiedy zobaczył w środku trawę, zmienił ton: zażądał, by oddawała mu piętnaście procent z tego, co zarobi, albo od razu ją zgarnie.

      Wyjaśniła mu, że płaci już dwóm policjantom z siedemnastego komisariatu po dziesięć procent i wygląda na to, że jednak nie robią niczego w zamian. Ci gliniarze znali ją i chętnie przymykali oko na jej proceder. Pomimo swej przeszłości Jean była patriotką. Sprzedawała marihuanę wyprodukowaną wyłącznie w Stanach Zjednoczonych i dostarczaną prosto z licencjonowanych farm w Waszyngtonie. Większość jej klientów stanowili starsi ludzie, którzy uśmierzali narkotykiem ból wywołany artretyzmem lub jaskrą. Nigdy nie sprawiali problemów jej ani władzom. Kazała Grangerowi spadać, więc zgarnął ją i wymyślił tę historyjkę.

      Oczywiście nie byłem w stanie udowodnić tego w sądzie. Nie zamierzałem nawet próbować.

      Kiedy Norm usiadł, wstałem, odchrząknąłem i poprawiłem krawat. Rozstawiłem nieco nogi, upiłem łyk wody i rozluźniłem ramiona. Wyglądało to tak, jakbym zamierzał się wygodnie ustawić i przepytywać Grangera przez co najmniej dwie godziny. Wyjąłem kartkę z pliku leżącego na moim biurku i zadałem pierwsze pytanie.

      – Detektywie, zeznał pan, że oskarżona trzymała torbę na zakupy w prawej ręce. Wiemy, że to duża papierowa torba, którą trudno utrzymać w jednej dłoni. Zakładam, że trzymała ją za uchwyty przymocowane do górnego brzegu?

      Granger spojrzał na mnie jak na kogoś, kto marnuje jego cenny czas na banalne, głupie pytania. Skinął głową i uśmiechnął się kącikiem ust.

      – Tak, trzymała torbę za uchwyty, widziałem to wyraźnie – odparł. Potem spojrzał z pewnością siebie na stół prokuratora, dając mu znać, że jest na to przygotowany. Domyślałem się, że przygotowując się do tego posiedzenia, Norm i Granger omówili dokładnie kwestie prawne związane z użyciem słomek. Policjant nie obawiał się ataku z tej strony. Przypuszczał, że będę się z nim spierał o tę słomkę, dowodził, że Jean używała jej tylko do picia… ple, ple, ple.

      Usiadłem bez słowa. Moje pierwsze pytanie było zarazem ostatnim.

      Widziałem, że Granger przygląda mi się podejrzliwie, jakby być może właśnie został obrobiony, ale nie był tego pewien. Norm potwierdził, że nie ma więcej pytań do świadka. Detektyw Granger wrócił do stolika oskarżenia, a ja poprosiłem prokuratora, by podał mi trzy dowody rzeczowe.

      – Wysoki Sądzie, pierwszym dowodem rzeczowym w tej sprawie jest torba. Ta torba. – Podniosłem zamknięty przezroczysty worek foliowy, w którym znajdowała się szara papierowa torba z logo McDonalda. Pochyliłem się i sięgnąłem po swoją z tej samej sieci. Podniosłem obie, by można je było porównać. – Te torby są dokładnie takiej samej wielkości. Moja ma pięćdziesiąt centymetrów głębokości. Dostałem w niej dziś rano śniadanie.

      Odłożyłem obie i sięgnąłem po następny dowód rzeczowy.

      – To zawartość torby mojej klientki. Zabrano ją w noc aresztowania. Dowód rzeczowy numer dwa. – We wnętrzu szczelnie zamkniętego worka znajdowało się pięć małych zawiniątek z marihuaną. W sumie nie wypełniłyby nawet miseczki na płatki śniadaniowe. – Dowód rzeczowy numer trzy to standardowa słomka do picia z McDonalda. Ma dwadzieścia centymetrów długości – kontynuowałem, podnosząc słomkę. – Tę, identyczną, dostałem dziś rano. – Podniosłem swoją, po czym odłożyłem ją na stół.

      Następnie włożyłem marihuanę do swojej torby z McDonalda i ponownie pokazałem ją sędziemu. Potem wziąłem słomkę, ustawiłem ją pionowo i wrzuciłem do torby jedną ręką, podczas gdy drugą trzymałem papierowe uchwyty.

      Słomka zniknęła z widoku.

      Podałem całość sędziemu. Spojrzał na torbę, wyjął słomkę ze środka i wrzucił ją z powrotem. Powtórzył tę czynność kilka razy, nawet postawił słomkę prosto na woreczkach z marihuaną ułożonych w środku. Górny kraniec rurki tak czy inaczej znajdował się dobre dwanaście centymetrów pod brzegiem torby. Wiedziałem o tym, bo sam eksperymentowałem wcześniej w ten sposób.

      –

Скачать книгу