Idealna żona. Kimberly Belle
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Idealna żona - Kimberly Belle страница 11
Pod wpływem impulsu wchodzę na Facebooka. Mam fart. Gary Minoff, facet w średnim wieku z Conyers w Georgii, zapomniał się wylogować. Nikt nie uzna za podejrzane, że grzebał na profilu posterunku policji z Pine Bluff, który jest bardziej aktualny niż ich strona internetowa. Przewijam posty o napadach rabunkowych, zabójstwach, śmiertelnych potrąceniach i ucieczkach z miejsca wypadku, a mięśnie między moimi łopatkami tężeją. Może coś się stało, a ty jeszcze nie domyśliłeś się, że zniknęłam. Może mam większe fory, niż sądziłam. Nie umiem zdecydować, czy do mojej sytuacji pasuje stare przysłowie „Brak wiadomości to dobra wiadomość”.
– To najtańszy laptop w sklepie – odzywa się zza moich pleców czyjś głos. Należy do rudzielca z zarostem, noszącego koszulkę polo z logiem Best Buy. Wskazuje ręką na della. – Procesor Intel Pentium Dual Core, dwa megabajty pamięci podręcznej, wydajność aż do 2,3 gigaherców na sekundę. To wszystko i wiele więcej za jedyne 349 dolarów.
Nie mam pojęcia, co to właściwie znaczy. Posyłam mu uprzejmy, ale zdawkowy uśmiech.
– Dzięki, ale tylko się rozglądam.
– Może go pani ulepszyć za parę dodatkowych dolarów. Dołożyć trochę pamięci albo zapasowej przestrzeni dysku w chmurze.
– Ja tylko sprawdzam kilka rzeczy. Może jeśli wróci pan za jakieś dziesięć minut, będę skłonna podjąć decyzję.
A raczej wyjdę stąd, zanim zdążysz wrócić.
Zostawia mnie w spokoju, by zawracać głowę innemu klientowi, a ja wylogowuję się z Facebooka. Pora wziąć się do pracy.
Gugluję „najtańsze pensjonaty w Atlancie” i pstrykam zdjęcie jednorazowym telefonem, po czym robię to samo z hotelami. Na wszelki wypadek wyszukuję pięć hoteli oferujących pokoje poniżej pięćdziesięciu dolarów za noc i im również robię zdjęcie. Resztę czasu wykorzystuję na poszperanie w serwisie Craigslist.
Większość zakwaterowań jest albo za droga, albo zbyt podejrzana. Dolar dziennie za bycie czyjąś mieszkającą na miejscu gosposią? Odpada. Klikam na jedną z najtańszych ofert, umeblowaną sypialnię w piwnicy w domu w Collier Heights, ale opuszczam stronę, gdy widzę pole z wymaganym numerem prawa jazdy. Klikam na kolejną ofertę, „wyłącznie dla profesjonalnych pań”.
– Moja dziewczyna dała się zrobić w bambuko na Craigsliście. – To znowu ten rudowłosy sprzedawca. Sterczy nade mną, choć nie minęło nawet dziesięć minut. – Zabukowała pokój u ludzi, którzy reklamowali się jako miła rodzina, a okazało się, że to przekręt. Dojechała na miejsce, a wtedy jakiś wariat zaczął machać jej przed nosem spluwą i zanim się zorientowała, została bez kasy, portfela, samochodu, no dosłownie niczego.
– To… straszne.
Chowa ręce do kieszeni i uśmiecha się, odsłaniając rząd białych, zadbanych zębów.
– No raczej. Trzy miesiące później musiała stawić się w sądzie i ogłosić bankructwo. Drań ukradł jej tożsamość, a potem zaciągnął na jej nazwisko całą masę kredytów i pożyczek. Zanim odkryła, co się dzieje, facet zgarnął ponad pięćdziesiąt tysięcy dolarów. Odzyskanie zdolności kredytowej zajmie jej całe lata. Tak czy inaczej, proszę uważać.
Zerka na obrazek na ekranie laptopa i ma rację. To miejsce to rudera. Klikam na krzyżyk, by wyłączyć ekran.
Facet znowu zaczyna przynudzać o podświetlanym ledowo ekranie i kamerze HD, a ja już mam zwrócić mu uwagę, by się odczepił, gdy nagle wpada mi do głowy pewien pomysł. Jego dziewczynie skradziono portfel. Jakiś dupek ukradł jej karty kredytowe, prawo jazdy i wszystko inne. Nawet gdyby poszła do wydziału komunikacji jeszcze tego samego dnia, wyrobienie nowego dokumentu zajęłoby jej od kilku dni do tygodnia.
Gdy odwracam się w stronę sprzedawcy, mój głos jest o wiele bardziej przyjazny.
– Gdzie w takim razie zatrzymała się pańska dziewczyna? Po tym, jak tamten facet zabrał jej portfel?
– Och, przez jakiś czas spała u mnie na kanapie, aż w końcu znalazła fajny pensjonat na Westside. W większości takich przybytków chcą numeru karty kredytowej w ramach gwarancji, ale oni nie mieli problemu z przyjęciem gotówki, szczególnie po tym, jak opowiedziała im swoją smutną historię.
Dociera do mnie, że to pierwsza z wielu przeszkód. Nie mam domu, dowodu tożsamości i nie więcej jak dwa tysiące dolarów w kieszeni. Ale mam w zanadrzu łzawą historię, o wiele smutniejszą od historii jego dziewczyny, oraz coś znacznie lepszego, a mianowicie determinację.
Moje usta wyginają się w autentycznym uśmiechu.
– Pamięta pan nazwę tego pensjonatu?
JEFFREY
Mężczyzna stojący po drugiej stronie drzwi nie ma na sobie munduru, ale na pierwszy rzut oka widać, że jest policjantem – ma ciemne spodnie, wyprasowaną, zapinaną na guziki koszulę, żołnierską postawę i pistolet w przypinanej do biodra kaburze. Na podjeździe za jego plecami stoi nieoznakowany sedan. Pokazuje odznakę.
– Detektyw Marcus Durand z posterunku policji w Pine Bluff. Rozumiem, że martwi się pan o żonę?
Mówi niskim, rzeczowym głosem. Wpatruję się w niego, próbując doszukać się choćby najmniejszej oznaki zainteresowania, ale znajduję wyłącznie zmęczenie.
Otwieram szeroko drzwi i odsuwam się na bok.
– Dziękuję za przyjście.
W moim głosie słychać sarkazm, bo czekałem na niego całą wieczność. Co najmniej sześć godzin. W międzyczasie próbowałem odpocząć nieco na kanapie, pomimo faktu, że Ingrid sterczała nade mną i posapywała jak wściekły smok. Im dłużej kazał nam na siebie czekać, tym głośniej maszerowała w tę i z powrotem, co pół godziny szturchając mnie w ramię, by spytać, jak to możliwe, że jestem w stanie spać. „Po prostu kładę się i zamykam oczy”, odparłem. „Może powinnaś spróbować”.
Jeśli detektyw wyczuwa sarkazm w moim głosie, nie daje tego po sobie poznać. Jest ode mnie młodszy, wygląda na jakieś trzydzieści kilka lat, i o trzydzieści centymetrów wyższy. Góruje nade mną w korytarzu, przytłaczając pomieszczenie swoją obecnością i posturą. W dżinsach i na boso, przy nim czuję się mały i niepozorny. Szkoda, że nie przebrałem się w coś bardziej odpowiedniego. Wolałbym założyć buty. Szczęka detektywa Duranda jest zaciśnięta, jakby zdawał sobie sprawę z powagi sytuacji. Zaginiona kobieta. Wizyta domowa po godzinach pracy oznacza, że bierze ją na poważnie.
Jednak nie na tyle poważnie, by zjawić się na czas.
Rozgląda się wkoło. Jego wzrok zatrzymuje się na robionych na zamówienie krętych schodach z pionowymi listwami i zabytkowym tureckim dywanie pod stopami, na które nigdy nie mógłby sobie pozwolić ze swoją pensją. Gdyby nie Sabine, mnie też nie byłoby na nie stać. Przez chwilę zastanawiam się, czy nie powiedzieć mu, że moja żona od czterech lat wszystkich przebija, i że jeśli chodzi o urządzanie