Idealna żona. Kimberly Belle

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Idealna żona - Kimberly Belle страница 9

Idealna żona - Kimberly Belle

Скачать книгу

      Do tego dochodzi łącząca je dziwna, bliźniacza telepatia. Przyprawiająca o gęsią skórkę umiejętność, dzięki której jedna wie, co chce powiedzieć ta druga, jeszcze zanim to zrobi. W zeszłe Boże Narodzenie podarowały sobie identyczny prezent, okropną beżową portmonetkę w kształcie torby z jedzeniem na wynos. Piszczały przy tym z radości, jakby wygrały na loterii. Nie mam pojęcia, jak rywalizować z czymś takim.

      – I co z tego? Wszystkie pary się kłócą, o czym na pewno byś wiedziała, gdybyś umiała zatrzymać przy sobie faceta na tyle długo, żeby tworzyć związek. To, gdzie przebywa Sabine, nie ma nic wspólnego z naszymi kłótniami.

      Ingrid unosi niewyskubaną brew.

      – Nie wiedziałeś, że ma nowego szefa, a to wydarzyło się wieki temu. Kiedy po raz ostatni szczerze ze sobą porozmawialiście? Kiedy ostatnio uprawialiście seks?

      – To nie twój zasrany interes. Nigdy więcej nie zadawaj mi tego pytania. Nie, kiedy jesteś w moim domu.

      Składa dłonie na bloczku. Gdyby nie zbielałe kłykcie, pomyślałbym, że się uspokoiła.

      – Serio? Jestem całkiem pewna, że dom należy do Sabine.

      To najbardziej przykra rzecz, którą mogła mi powiedzieć, i choć nienawidzę jej za to, osobą, którą obwiniam za ten stan rzeczy, jest Sabine. Sabine wie, że nazwisko wymienione w dokumentach hipoteki jest jak pijany krewny próbujący rozmawiać o polityce na proszonej kolacji. Zwyczajnie lepiej go ignorować. Ten drażliwy temat od zawsze powodował między nami napięcia, ale jak już wspomniała Ingrid, Sabine mówi swojej siostrze o wszystkim.

      – Moja żona powinna trzymać język za zębami. Nasze prywatne sprawy takie właśnie są – prywatne. Nie powinna dzielić się z tobą każdym najmniejszym szczegółem z naszego życia, tak jak ja nie powinienem ci teraz mówić, że gdziekolwiek ona się znajduje, ja nie miałem z tym nic wspólnego.

      Ingrid milknie, choć gołym okiem widać, że ma jeszcze dużo do powiedzenia. Gapi się na mnie, żując dolną wargę i rozważając wszystkie opcje. Widzę dokładnie, w której sekundzie podjęła decyzję, bo jej oczy – oczy Sabine – robią się zimne jak lód.

      – Powiedziała mi, co jej zrobiłeś.

      Mówi to od niechcenia niskim, zwodniczo spokojnym głosem, jakbym doskonale wiedział, co ma na myśli.

      Wiem, a wściekłość eksplodująca w moim wnętrzu jest równie znajoma, co siedząca po drugiej stronie stołu kobieta. Sabine powiedziała Ingrid, co zrobiłem, a ja mam ochotę przeskoczyć przez blat, owinąć dłonie wokół jej gardła i ściskać tak długo, aż wymaże te okropne słowa ze swoich myśli.

      – A powiedziała ci, co sama zrobiła?

      – Już o tym wspominałam. Sabine zwierza mi się ze wszystkiego.

      – W takim razie wiesz, że to ona mnie sprowokowała.

      – To żadna wymówka! Mężczyzna nigdy nie powinien tknąć kobiety palcem, Jeffrey. Chyba nie muszę ci tego mówić.

      Pogardliwy ton głosu Ingrid wgryza się w moją skórę niczym kleszcz. Sabine powiedziała, że mi wybacza. Obiecała, że nigdy nie będziemy do tego wracać, a potem wypaplała wszystko siostrze. To oczywiste, że Ingrid uważa mnie za drania. Usłyszała tylko jedną wersję całej historii.

      – Sabine oskarżyła mnie o to, że przestałem angażować się w nasze małżeństwo. Powiedziała, że jestem nieczuły i obojętny, zarówno pod względem emocjonalnym, jak i fizycznym. Bez przerwy narzekała, że jej miłosny zbiornik jest pusty, cokolwiek to miało znaczyć. Wiesz co? Nie muszę się przed tobą tłumaczyć. Sęk w tym, że się pokłóciliśmy, i to bardzo, a potem przeprosiliśmy i puściliśmy to w niepamięć. Tak robią udane małżeństwa – wybaczają sobie nawzajem i skupiają na przyszłości.

      Słyszę wychodzące z moich ust słowa i zastanawiam się, czy są prawdziwe. Nie chodzi o narzekania Sabine – nigdy się z nimi nie kryła – ale o nas jako małżeństwo. O wybaczanie sobie nawzajem. O bycie udaną parą.

      Czy Sabine i ja jesteśmy udaną parą? Byliśmy, dawno, dawno temu. Przez kilka pierwszych lat byliśmy tą parą. Wszyscy chcieli być tacy jak my. Szczęśliwi. Zakochani i namiętni jednocześnie. Para, która potrafi przetrwać razem największe życiowe zawieruchy. Nagłe zapominalstwo i roztargnienie jej matki. Moją niską liczbę plemników i ich nieumiejętność dotarcia do osłabionej macicy Sabine. „Zapewnimy twojej matce najlepszą możliwą opiekę”, szeptałem na ucho szlochającej Sabine. „Adoptujemy”. To działo się w czasach, kiedy wszystko, nawet to, co niemożliwe, wydawało się możliwe. Byłem bohaterem, wspierającym mężem, specem od naprawiania. Mogłem naprawić wszystko.

      A potem wydarzyło się coś, czego nie byłem w stanie naprawić: moja kariera zwolniła, a ja utknąłem w połowie drogi na szczyt w PDK Workforce Solutions. Specjalista ds. klientów brzmi imponująco, ale w rzeczywistości to stanowisko średniego szczebla, które wiąże się z podlizywaniem nachalnym, zrzędliwym klientom i urabianiem ich tak, by kupili szajs, którego wcale nie potrzebują.

      Jeszcze bardziej ogranicza mnie fakt, że nie mam przed sobą żadnych perspektyw rozwoju. Kolejnym szczeblem w korporacyjnej drabinie jest stanowisko mojego szefa, a on blokuje je niczym pies ogrodnika, nie mając w planach ani odejścia na emeryturę, ani zmiany branży, ani przeprowadzki do Toledo. Popytałem trochę wkoło, a nawet skontaktowałem z paroma agentami, ale jedyne firmy, które zatrudniają teraz nowych pracowników, znajdują się kawał drogi stąd w Little Rock, a Sabine nie będzie chciała słyszeć o przeprowadzce.

      Jestem nieco zgorzkniały, ale nie ślepy. Mam pełną świadomość tego, jak bardzo niesprawiedliwe jest obwinianie Sabine, ale jej sukcesy bardzo temu sprzyjają. Mam czterdziestkę na karku i jestem wypalony, a ona dopiero się rozkręca. Wracam do domu pokonany i przybity uczuciem odrzucenia, i zastaję radosną Sabine, cieszącą się kolejną sprzedaną nieruchomością. Ostatnio zacząłem jeść kolację w swojej samotni, głównie dlatego, że nie mogę znieść jej pełnego satysfakcji nucenia pod nosem.

      I w ten oto sposób, po wyjątkowo parszywym dniu w pracy, gdy wróciłem do domu, a Sabine bez przerwy zrzędziła mi nad uchem, czepiając się dosłownie o wszystko, gdy oskarżyła mnie o brak zaangażowania w nasze małżeństwo, o brak inicjatywy i pozwalanie, by urabiała się po łokcie dla naszego domu, dbała o konto w banku i nasze pożycie małżeńskie, jej słowa napełniły mnie czystą, niewysłowioną furią. Popchnęła mnie, a ja ją uderzyłem. Nie planowałem tego. Nie chciałem, by do tego doszło. Po prostu tak wyszło.

      Wierzcie mi, wiem, jak to wygląda. Puściły mi nerwy, uderzyłem żonę, a teraz ona zniknęła. Może chce ukarać mnie za to, co zrobiłem, a może moje wcześniejsze przeczucie jest prawdziwe. Może faktycznie stało się coś złego. Tak czy inaczej, nie musicie nic mówić. Jestem mężem ze skłonnością do przemocy, facetem mieszkającym za darmo w domu, którego właścicielką jest jego żona, człowiekiem, który ma najwięcej do stracenia lub do zyskania.

      Nie wygląda to za dobrze.

      BETH

      Burza kieruje się na północ, więc zjeżdżam buickiem na południe, w stronę Dallas. Nie jest to najlepsza trasa prowadząca na Wschodnie Wybrzeże, ale nigdzie się

Скачать книгу