Hipoteza zła. Donato Carrisi
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Hipoteza zła - Donato Carrisi страница 5
Telefonistka: – Jes, ile masz lat?
X: – Dziesięć.
Telefonistka: – Skąd dzwonisz?
X: – Z domu.
Telefonistka: – Możesz mi podać adres?
X: – …
Telefonistka: – Proszę cię, Jes, podaj mi swój adres.
X: – Mieszkam w .
Telefonistka: – Dobrze. Co się stało? Wiesz, że dzwonisz na policję, prawda? Z jakiego powodu zadzwoniłeś?
X: – Wiem o tym. Oni nie żyją.
Telefonistka: – Jes, powiedziałeś „nie żyją”?
X: – …
Telefonistka: – Jes, słyszysz mnie? Kto nie żyje?
X: – Tak, słyszę. Wszyscy. Nie żyją wszyscy.
Telefonistka: – To nie jest żart, prawda, Jes?
X: – Nie, proszę pani.
Telefonistka: – Opowiesz mi, co się stało?
X: – Tak.
Telefonistka: – Jes, jesteś tam jeszcze?
X: – Tak.
Telefonistka: – Dlaczego nie chcesz mi opowiedzieć? Nie musisz się spieszyć.
X: – Tak, dobrze. Przyszedł wczoraj wieczorem. Jedliśmy kolację.
Telefonistka: – Kto do was przyszedł?
X: – …
Telefonistka: – Kto to był, Jes?
X: – Zaczął strzelać.
Telefonistka: – Dobrze, Jes. Chciałabym ci pomóc, ale teraz ty musisz pomóc mnie. Zgoda?
X: – Zgoda.
Telefonistka: – Mówisz, że w porze kolacji jakiś człowiek wszedł do domu i zaczął strzelać?
X: – Tak.
Telefonistka: – A potem nie strzelił do ciebie i wyszedł. Z tobą jest wszystko w porządku, prawda?
X: – Nie.
Telefonistka: – Chcesz powiedzieć, Jes, że jesteś ranny?
X: – Nie. On stąd nie wyszedł.
Telefonistka: – Ten człowiek, który strzelał, jest tam jeszcze?
X: – …
Telefonistka: – Jes, odpowiedz mi.
X: – On mówi, że musicie tu przyjechać. Musicie przyjechać natychmiast.
Połączenie zostało przerwane. Koniec nagrania.
1
Kilka minut przed szóstą ulica zaczęła się ożywiać.
Śmieciarki opróżniały pojemniki stojące niczym posłuszne żołnierzyki przed domkami jednorodzinnymi. Potem przyszła kolej na pojazd czyszczący asfaltową jezdnię obrotowymi szczotkami. Zaraz po nim nadjechały furgonetki z ludźmi zajmującymi się zielenią. Angielskie trawniki i alejki zostały oczyszczone z liści i chwastów, żywopłoty przywrócone do idealnej wysokości. Wykonawszy swoje zadanie, wszyscy odjechali, zostawiając za plecami świat uporządkowany, pogrążony w ciszy i spokoju.
Mila pomyślała, że to szczęśliwe miejsce jest gotowe, żeby zaprezentować się oczom szczęśliwych mieszkańców.
Noc minęła spokojnie, jak każda noc w tej dzielnicy. Około siódmej domy zaczęły się leniwie budzić. Za oknami zaaferowani ojcowie, matki i dzieci z ożywieniem rozpoczynali nowy dzień.
Kolejny dzień szczęśliwego życia.
Przyglądając się im z hyundaia zaparkowanego na początku kompleksu budynków, Mila nie odczuwała zawiści, ponieważ wiedziała, że wystarczy trochę poskrobać pozłacaną powierzchnię, aby wyłoniło się spod niej coś zupełnie innego. Czasami prawdziwy obraz, złożony ze świateł i cieni, jakim słusznie powinien być. Ale kiedy indziej pokazywała się czarna dziura. Atakował cię zepsuty oddech zgłodniałej otchłani i wydawało ci się, że z jej głębi ktoś wymawia szeptem twoje imię.
Mila Vasquez dobrze znała wezwania płynące z ciemności. Od dnia narodzin miała do czynienia z mrocznymi cieniami.
Pstryknęła palcami, mocno naciskając wskazujący palec lewej dłoni. Przelotny ból pomógł jej podtrzymać należytą koncentrację. Niedługo potem drzwi wejściowe jednorodzinnych domków zaczęły się otwierać. Rodziny opuszczały mieszkania, żeby podjąć zmagania ze światem. Mila pomyślała, że im zawsze zbyt łatwo one przychodzą.
Zobaczyła, jak z domu wychodzi rodzina Connerów. Ojciec, adwokat, miał czterdzieści lat, szczupłą sylwetkę pod nienagannym szarym garniturem i lekko szpakowate włosy, które podkreślały opaleniznę na twarzy. Matka była blondynką o ciele i obliczu trochę podstarzałej dziewczyny. Wydawało się, że upływ czasu nie ma do niej dostępu. Mila była tego pewna. Były też córki. Starsza chodziła do gimnazjum. Mniejsza, zwracająca uwagę bujnymi lokami, do zerówki. Były portretami rodziców. Gdyby ktoś miał jeszcze wątpliwości co do teorii ewolucji, Mila by je rozproszyła, pokazując im Connerów. Byli piękni, nieskazitelni i, rzecz jasna, mogli mieszkać tylko w szczęśliwym miejscu.
Adwokat pocałował żonę i córki, a potem wsiadł do granatowego audi A6 i odjechał, żeby kontynuować swą błyskotliwą karierę. Kobieta zajęła miejsce w zielonym SUV-ie marki Nissan, żeby odwieźć dziewczynki do szkoły i przedszkola. W tym momencie Mila wysiadła ze swego auta i ruszyła w kierunku willi z zamiarem dostania się do środka – i do życia rodziny Connerów. Mimo że było gorąco, włożyła dresy do joggingu, bo gdyby miała na sobie tylko podkoszulkę i szorty, blizny przyciągnęłyby dużo więcej uwagi. Według obliczeń, jakie zrobiła od czasu, gdy kilka dni temu rozpoczęła to czatowanie, miała zaledwie czterdzieści minut do powrotu pani Conner do domu.
Czterdzieści minut na sprawdzenie, czy w tym szczęśliwym miejscu kryje się zjawa.
* * *
Connerowie byli przedmiotem jej badań od kilku tygodni. A wszystko przez przypadek.
Policjanci zajmujący się przypadkami zaginięć nie mogą siedzieć przy biurku i czekać, aż nadejdzie jakiś donos, ponieważ czasami zaginiony nie ma rodziny, która mogłaby o czymkolwiek donieść. Może być również obcokrajowcem albo człowiekiem, który dawno temu zerwał więzy ze wszystkim i wszystkimi, lub po prostu może nie mieć nikogo na świecie.
Mila