Zaklinacz. Donato Carrisi
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Zaklinacz - Donato Carrisi страница 25
Samochód podjechał w pobliże motelu, Mila wysiadła i pożegnała się z policjantem, który ją odwiózł. Odpowiedział jej skinieniem głowy i zawrócił, żeby odjechać, zostawiwszy ją samą na środku szerokiego, wysypanego żwirem placu graniczącego z zalesionym pasem, wzdłuż którego stało kilka bungalowów. Było zimno, a jedyne źródło światła stanowiła neonowa reklama informująca o wolnych pokojach i płatnych kanałach TV. Mila ruszyła do swojego domku. Okna wszystkich pozostałych były ciemne.
Była jedynym gościem motelu.
Minęła biuro dozorcy skąpane w błękitnawym blasku telewizora z wyłączonym dźwiękiem. Gospodarza nie było. Może poszedł do toalety, pomyślała Mila, idąc dalej. Na szczęście miała przy sobie klucz, bo inaczej musiałaby czekać na powrót dozorcy.
Niosła papierową torbę, w której był napój gazowany i dwa tosty z serem – jej kolacja – oraz słoik z maścią, którą zamierzała wetrzeć w oparzenia na dłoniach. Jej oddech zamieniał się w obłoczek w lodowatym powietrzu. Mila przyspieszyła, czując przejmujące zimno. Jej kroki na żwirze były jedynym odgłosem, jaki rozlegał się wśród nocy. Bungalow, do którego zmierzała, stał ostatni w rzędzie.
Rozmyślała o Priscilli. Przypomniały jej się słowa lekarza sądowego, Changa: „Powiedziałbym, że zamordował je od razu, nie miał żadnego interesu, żeby utrzymywać je przy życiu dłużej niż to konieczne, toteż zabił bez wahania. Okoliczności śmierci są identyczne w przypadku wszystkich ofiar. Z wyjątkiem jednej…”. Doktor Gavila zapytał wtedy: „Jak to rozumieć?”. A Chang odpowiedział, wpatrując się w niego, że ta szósta cierpiała najdłużej…
Milę prześladowało to właśnie zdanie.
Ale nie tylko z powodu przypuszczenia, że szósta dziewczynka musiała zapłacić wyższą cenę niż inne. „Spowolnił wykrwawianie się, żeby umierała wolniej… Chciał się cieszyć tym widokiem…”. Nie, to coś innego. Dlaczego morderca zmienił modus operandi? Jak podczas spotkania z Changiem, Mila znowu poczuła łaskotanie u podstawy czaszki.
Do domku było już tylko kilka metrów, a ona koncentrowała się na tym przeczuciu, tym razem przekonana, że zdoła uchwycić, w czym rzecz. Z powodu małego zagłębienia w ziemi o mało się nie potknęła.
I wtedy to usłyszała.
Cichy odgłos za jej plecami zmiótł w jednej chwili wszystkie myśli. Stąpanie po żwirze. Ktoś „kopiował” jej kroki. Skoordynował swój chód z jej chodem, starając się podejść do niej tak, żeby tego nie spostrzegła. Kiedy się potknęła, jej prześladowca zgubił rytm, ujawniając w ten sposób swoją obecność.
Mila nie straciła panowania nad sobą, nie zwolniła. Kroki prześladowcy znowu nałożyły się na jej kroki. Oceniła, że jest około dziesięciu metrów za nią. Zaczęła rozważać możliwe reakcje. Sięganie po pistolet, który trzymała za paskiem z tyłu, nie miało sensu, bo jeśli śledzący jest uzbrojony, będzie miał dość czasu, żeby strzelić pierwszy. Dozorca, pomyślała. Włączony telewizor w pustym biurze. Jego już się pozbył. Teraz kolej na mnie. Do progu bungalowu było już bardzo blisko. Musiała się na coś zdecydować. I zrobiła to. Nie miała wyboru.
Włożyła rękę do kieszeni w poszukiwaniu klucza i błyskawicznie pokonała trzy schodki prowadzące na ganek. Obróciła klucz w zamku, otworzyła drzwi i z szybko bijącym sercem wsunęła się do środka. Wyciągnęła pistolet, a drugą ręką sięgnęła do kontaktu. Zapaliła się lampa koło łóżka. Mila przywarła plecami do drzwi i nastawiła uszu. Nie zaatakował mnie – pomyślała. Wydało jej się, że słyszy kroki na ganku.
Boris powiedział jej, że jednym motelowym kluczem można otworzyć wszystkie drzwi, bo właściciel zmęczył się wymienianiem zamków z powodu klientów, którzy wyjeżdżali, nie płacąc rachunku i zabierając ze sobą klucze. Czy ten, kto mnie śledzi, o tym wie? Prawdopodobnie ma taki sam klucz jak ja. Jeśli spróbuje wejść do środka, mogę zaskoczyć go od tyłu.
Uklękła i po zaplamionym dywanie podpełzła do okna po drugiej stronie. Przywarła do ściany i uniosła rękę, żeby je otworzyć. Zawiasy chodziły ciężko. Z trudem zdołała uchylić jedno skrzydło. Wstała, skoczyła i znalazła się na dworze, znowu w ciemnościach.
Przed sobą miała las. Wiatr kołysał czubkami drzew. Na tyłach motelu biegł cementowy chodnik, który łączył wszystkie bungalowy. Mila pochyliła się i ruszyła po nim, starając się wychwycić każdy ruch, każdy szmer. Szybko minęła sąsiedni bungalow, a potem jeszcze jeden. Wreszcie zatrzymała się i weszła w wąskie przejście między nimi.
Teraz musiała się wychylić, żeby mieć widok na ganek swojego bungalowu. Byłoby to jednak ryzykowne. Ścisnęła kolbę pistoletu obiema rękami, zapominając o bolących oparzeniach. Szybko policzyła do trzech, odetchnęła głęboko trzy razy, i wyskoczyła zza rogu z wycelowaną bronią. Nikogo. Ale te szmery nie mogły być wytworem jej wyobraźni. Była pewna, że ktoś za nią szedł. Ktoś, kto potrafił poruszać się za czyimiś plecami, maskując odgłosy własnych kroków.
Jak drapieżnik.
Rozejrzała się, szukając śladów czyjejś obecności na placu. Wydawało się, że uleciały z wiatrem przy wtórze jednostajnego szumu drzew otaczających motel.
– Przepraszam panią…
Mila odskoczyła do tyłu, nie podnosząc pistoletu, sparaliżowana tymi dwoma zwykłymi słowami. Dopiero po kilku sekundach zorientowała się, że ma przed sobą dozorcę, który widząc, że ją przestraszył, odezwał się znowu, tym razem tonem usprawiedliwienia:
– Przepraszam.
– O co chodzi? – zapytała. Nie mogła uspokoić szalejącego serca.
– Proszą panią do telefonu…
Mężczyzna wskazał biuro i Mila ruszyła w tamtym kierunku, nie czekając, aż dozorca pójdzie przodem.
– Mila Vasquez – rzuciła do słuchawki.
– Witam, mówi Stern… Doktor Gavila chce panią widzieć.
– Mnie? – Była zaskoczona, choć poczuła też dumę.
– Tak. Zadzwoniliśmy do policjanta, który panią odwoził, wraca, żeby panią zabrać.
– Dobrze. – Mila była zakłopotana. Stern nie powiedział nic więcej, więc zaryzykowała pytanie: – Jakieś nowe fakty?
– Alexander Bermann coś przed nami ukrył.
* * *
Boris próbował ustawić GPS, nie odrywając wzroku od drogi. Mila wpatrywała się przed siebie, nic nie mówiąc. Gavila zajął miejsce na tylnym siedzeniu. Otulił się wygniecionym płaszczem i zamknął oczy. Jechali do domu siostry Weroniki Bermann, u której znalazła ona schronienie przed dziennikarzami.
Goran był przekonany, że Bermann starał się coś ukryć. Wywnioskował to z treści telefonu zarejestrowanego