Wołanie grobu. Simon Beckett
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Wołanie grobu - Simon Beckett страница 7
Przysiadłem na piętach, próbując zebrać myśli.
Torf to wyjątkowa substancja, powstaje w wyniku rozkładu szczątków roślin i zwierząt. Jest nieprzyjaznym środowiskiem dla bakterii i insektów, które zazwyczaj zamieszkują ziemię pod naszymi stopami. Ubogi w tlen, o kwasowości zbliżonej do octu, świetnie konserwuje materię organiczną, zachowując ją jak okazy w słoju laboratoryjnym. W torfowiskach znajdowano całe kły mamucie, a ludzkie szczątki mogą w nich przetrwać setki lat w stanie prawie nienaruszonym. W latach pięćdziesiątych odkryto w duńskiej wiosce Tollund ciało mężczyzny zachowane tak doskonale, że z początku wzięto go za ofiarę niedawnego morderstwa. Miał sznur na szyi, więc prawdopodobnie rzeczywiście został zgładzony, ale ponad dwa tysiące lat wcześniej.
Te same cechy, które czynią torf rajem dla antropologów, czynią go koszmarem dla lekarzy sądowych. Najczęściej bardzo trudno oszacować czas zgonu – czasem jest to prawie niemożliwe z braku naturalnych oznak rozkładu.
W tym przypadku nie spodziewałem się jednak większych problemów. Zwłoki były już odkopane w połowie. Ofiara leżała na boku, z podciągniętymi kolanami, w pozycji embrionalnej. Okrywający tułów cienki top, pod którym odznaczał się stanik, oraz krótką spódniczkę wykonano z syntetyku. Jedno i drugie miało dzisiejszy fason. I choć nie uważałem się za znawcę mody, pantofel na wysokim obcasie na odsłoniętej prawej stopie również wydawał się współczesnym modelem.
Całe ciało – włosy, skóra, ubranie – oblepiał lepki ciemny torf. Mimo to straszliwe obrażenia były aż nadto widoczne. Spod ubłoconego materiału sterczały połamane żebra, a skórę na ramionach i nogach dziurawiły pogruchotane kości. Czaszka pod mazistymi czarnymi kołtunami była strzaskana i zniekształcona, policzki i nos zmiażdżone.
– Niewiele mogę powiedzieć – stwierdziłem asekurancko. – Oprócz rzeczy oczywistej.
– Czyli?
Wzruszyłem ramionami.
– To kobieta. Chociaż istnieje nikłe prawdopodobieństwo, że to osoba transpłciowa.
Wainwright prychnął.
– Boże, miej nas w opiece. Za moich czasów to byłoby niemożliwe. Kiedy wszystko tak się skomplikowało? Proszę mówić dalej.
Zaczynałem się rozgrzewać.
– Trudno określić, jak długo zwłoki tu leżą. Zdążyły się już trochę rozłożyć, ale to wynika chyba z tego, że zostały zakopane dość płytko.
Wskutek umieszczenia ciała tuż pod powierzchnią bakterie tlenowe mogły pożerać tkankę miękką nawet w torfie, choć oczywiście wolniej niż w innych warunkach.
Wainwright przytaknął skinieniem głowy.
– Czyli ramy czasowe pasowałyby do ofiar Monka? – spytał. – Niecałe dwa lata?
– Możliwe – przyznałem – ale na razie nie chciałbym spekulować.
– To jasne. A obrażenia?
– Za wcześnie, aby stwierdzić, czy zadano je przed śmiercią, czy potem, ale oczywiście kobieta została zmasakrowana. Prawdopodobnie za pomocą jakiegoś narzędzia. Trudno sobie wyobrazić, aby ktoś mógł tak łamać kości gołymi rękami.
– Nawet Jerome Monk? – Wainwright uśmiechnął się pod maską w reakcji na moje skrępowanie. – No, David, wykrztuś to. Ona wygląda na jedną z jego ofiar.
– Będę wiedział więcej, gdy zwłoki zostaną oczyszczone i obejrzę szkielet.
– Jesteś bardzo ostrożny, podoba mi się to. Ale wiek jest właściwy, widać po ubraniu. Żadna kobieta starsza niż dwadzieścia jeden lat nie nosiłaby tak krótkiej spódniczki.
– Nie wydaje mi się…
Wainwright zarechotał basem.
– Wiem, wiem, to niepoprawne politycznie. Ale jeśli to nie przypadek wampa przebranego za niewiniątko, to mamy przed sobą nastoletnią dziewczynę lub młodą kobietę okrutnie skatowaną i zakopaną na terenie, na którym działał Jerome Monk. Wiesz, co mówią, skoro coś wygląda jak kaczka i chodzi jak kaczka…
Jego zachowanie było coraz bardziej irytujące, ale myślałem dokładnie to samo.
– Możliwe.
– Trafnie, trafnie. Sam bym tak uznał, a jednak… Pozostaje zatem pytanie, która to z nieszczęsnych oblubienic Monka. Jedna z bliźniaczek Bennett czy córka Williamsów?
– Ubranie pomoże nam to ustalić.
– Prawda. To jednak twoja dziedzina. Podejrzewam, że już coś przeczuwasz. – Wainwright znów zarechotał. – No, nie daj się prosić. Nie ma strachu, to nie przesłuchanie.
Trudno było mu nie ustąpić.
– Na tym etapie to tylko zgadywanka, ale…
– Tak?
– Siostry Bennett były dość wysokie. – Dowiedziałem się tego podczas pośpiesznego gromadzenia faktów, gdy zadzwonił Simms. Zoe i Lindsey miały wiotką figurę modelki na wybiegu. – Ta dziewczyna jest drobna. Trudno ocenić wzrost, gdy ciało leży skulone w takiej pozycji, ale kość udowa daje pewne wyobrażenie. Nie mogła mieć więcej niż metr sześćdziesiąt pięć.
Nawet gdy kość udowa jest w pełni oczyszczona z tkanki miękkiej – a w tym przypadku tak nie było – stanowi niezbyt dokładny wskaźnik wzrostu danej osoby. Jednak nauczyłem się dość miarodajnie oceniać takie kazusy i pomimo skręconej pozycji ciała i warstwy błota nabrałem pewności, że ofiarą nie jest żadna z sióstr Bennett.
Wainwright zmarszczył czoło, wpatrzony w nogę zamordowanej kobiety.
– Psiamać. Sam powinienem to zauważyć.
– Tylko zgaduję – powtórzyłem. – Ale jak sam pan powiedział, to bardziej moja dziedzina niż pańska.
Posłał mi spojrzenie, z którego wyparowała wszelka dotychczasowa jowialność. Zmrużył oczy i wybuchnął gromkim śmiechem.
– Racja! Czyli wychodzi na to, że to Tina Williams. – Klasnął w dłonie i dodał: – Dobra, ale najpierw dokończmy robotę! Wykopmy ją do reszty, tak?
Podniósł kielnię i zabrał się do grzebania, a ja odniosłem wrażenie, jakbym był inicjatorem całej tej rozmowy.
Uwijaliśmy się w milczeniu. W pewnym momencie pracę zakłócił nam jeden z techników, który zamierzał przesiać torf wybrany z mogiły. Nie znalazł jednak nic ciekawego prócz kilku króliczych kości.
Na dworze już się ściemniło, gdy zwłoki były wreszcie gotowe do transportu. Leżały na dnie błotnistego dołu, brudne i żałosne. Gdy kończyliśmy, zjawił