Gwiazda Demonów. B.V. Larson
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Gwiazda Demonów - B.V. Larson страница 10
Zaobserwowaliśmy za to, że połowa elladiańskiej floty przemieściła się w pobliże Trójcy-9, a reszta rozproszyła się wokół planety. To miało sens. Sam na ich miejscu postąpiłbym podobnie, spodziewając się ataku.
Spędziłem długie godziny nad danymi z pierwszego starcia i doszedłem do wniosku, że choć ich infrastruktura poważnie ucierpiała, obrońcy nie zostali zupełnie unieszkodliwieni. Przypuszczałem, że atak z zaskoczenia miał zachwiać ich morale do tego stopnia, żeby Elladianie zostawili część okrętów na straży planety i wysłali mniejsze siły do bitwy z Demonami w pobliżu Trójcy-9. Jeśli tak, napastnicy osiągnęli cel.
Wymieniliśmy kolejne wiadomości z Wielorybami, które wysłały nam szczegóły techniczne dotyczące klas okrętów, jakimi dysponowały Demony. Dzień przed planowanym odlotem spędziłem na zapoznawaniu się z nimi. Starannie przeprowadzałem na holowyświetlaczu symulacje starć.
Ogólnie rzecz biorąc, okręty Demonów miały cylindryczny kształt, były brzydkie i niezgrabne, z jednakową liczbą identycznych silników na obu końcach, co wydało mi się dziwną konfiguracją. Oczywiście czyniło to je dość zwrotnymi, bo jednostki nie musiały się obracać, żeby przejść od przyspieszania do hamowania. Poza tym trudniej było je unieszkodliwić. Dla okrętu kosmicznego utrata silników to koniec walki, a one miały zapasowy zestaw.
Uzbrojenie umieszczono na burtach, podobnie jak armaty na dawnych żaglowcach. W przypadku rakiet praktycznie nie miało to znaczenia, ale jeśli chodzi o emitery wiązek i broń kinetyczną, umiejscowienie z pewnością wymuszało taktykę odmienną od naszej.
Największy model w ich flocie był pancernikiem, dwa razy większym od Nieustraszonego. Okręt posiadał dwanaście ciężkich wyrzutni rakiet i tyle samo dużych laserów. Jak się można spodziewać, był ciężko opancerzony.
Następne w kolejności były lotniskowce szturmowe, które niewiele ustępowały mu rozmiarami. Wyposażono je w tuby do wystrzeliwania dziesiątków myśliwców, ale na szczęście nie posiadały ciężkiego uzbrojenia.
Trzeci i najliczniejszy typ jednostek stanowiły krążowniki, odrobinę mniejsze od naszego okrętu, ale sporo większe od fregat nanitów. Na każdym zamontowano cztery wyrzutnie pocisków rakietowych i cztery ciężkie lasery.
– Paskudne dranie – skwitował Hansen, podchodząc do holowyświetlacza.
– Tak, ale widzi pan, czego im brakuje?
Przytaknął.
– Obrony punktowej. Ot, tylko kilka małych wieżyczek laserowych tu i tam. Muszą polegać na myśliwcach.
– Na myśliwcach i unikach – uściśliłem. – Dzięki umieszczeniu silników na obu końcach potrafią zmieniać kierunek szybciej niż my. Ale brakuje mi tu jeszcze jednej rzeczy.
Oficer namyślał się przez chwilę.
– Marines?
– Właśnie. Albo, ściślej mówiąc, jednostek abordażowych. Oczywiście Demony pewnie nie zamierzają okupować latających miast w gazowym środowisku Trójcy-9, ale, o ile nam wiadomo, na trzydziestu albo czterdziestu skalistych księżycach planety istnieją instalacje i umocnienia, które wróg mógłby chcieć przejąć.
– A może postanowili, że po prostu je zniszczą – zasugerował Hansen.
– Może.
– Na pewno nie mają transportowców? – zapytał.
– Te tuby są za duże na rakiety, ale za małe na jednostki, które pomieściłyby więcej niż garstkę stworzeń. Nie mówię, że nie są w stanie przeprowadzić szturmu, ale operacja odbyłaby się na znacznie mniejszą skalę, niż można by się spodziewać po rozmiarach okrętów.
– A co, jeśli dysponują jakimś innym sposobem transportowania marines?
Wzruszyłem ramionami. Nie wiedziałem, co powiedzieć.
Pisnął głośnik i usłyszałem głos Marvina:
– Kapitanie Riggs, wykrywam nieznaczny wzrost stanu energetycznego pobliskiego pierścienia.
– Maczałeś w tym palce, kapitanie Marvinie?
– Ja nie posiadam palców i nie rozumiem, co ten fakt ma do rzeczy.
– Tak się tylko mówi.
– Idiomy pochłaniają moc obliczeniową.
– Na pewno mniej, niż mi ciągle wmawiasz. Marvin, robiłeś coś z tym pierścieniem? Kazałem ci go nie ruszać.
– Oczywiście, że nie – odpowiedział. – Teraz, gdy awansowałem na podporucznika Sił Gwiezdnych, nigdy nie zlekceważyłbym bezpośredniego rozkazu.
– Sarkazm też na pewno pochłania moc obliczeniową, a jednak go stosujesz.
– Skoro o tym mowa, może nie marnujmy jej i wróćmy do podwyższonego stanu energetycznego pierścienia?
– Dobra. – Wziąłem głęboki wdech i opanowałem się. Nie było sensu kłócić się z robotem. – Jak myślisz, skąd ta zmiana?
– Nie wiem.
– To wszystko? – zapytałem. – Tyle masz do powiedzenia?
– Tak.
– Marvin, nie irytuj mnie. Możesz powiedzieć coś jeszcze?
Zawahał się. Tylko na chwilkę, ale jednak. Rozmawiając z Marvinem, należało zwracać uwagę na takie szczegóły.
– Tak – powiedział wreszcie.
Domyśliłem się, że z własnej woli tego nie wyjawi.
– Co się dzieje z pierścieniem, Marvin? Mów!
– Mogę powiedzieć, co się z nim nie dzieje. To nie jest rezonans służący do komunikacji ani wzrost energii tuż przed przelotem.
Zrobiłem niezadowoloną minę i naciskałem dalej:
– Masz jakieś teorie?
– Owszem.
Zaczekałem chwilę, ale słyszałem tylko ciszę. Marvin najwyraźniej chciał, żebym go prosił, więc z rezygnacją połechtałem ego robota.
– Wspaniale. Chętnie je usłyszę, kapitanie Marvinie. Nikt nie zna się na tych sprawach tak jak ty.
– Dziękuję, kapitanie Riggs. Miło słyszeć, że rozumiesz, jak kluczowy jestem dla powodzenia tej misji.
Zacisnąłem zęby.
– Bez dwóch zdań. A teraz, skoro już ustaliliśmy, jaki