Gwiazda Demonów. B.V. Larson

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Gwiazda Demonów - B.V. Larson страница 6

Gwiazda Demonów - B.V. Larson Star Force

Скачать книгу

były przygotowane na atak.

      – Wiadomość?

      Wskazałem ekran, który nadal wyświetlał tekst tłumaczenia. Przeczytał.

      – O co chodzi z tymi dziewiętnastoma dniami i siedmioma godzinami?

      – Pojęcia nie mam. Wie pan, te rakiety bardzo szybko lecą.

      – Faktycznie. Znacznie szybciej, niż gdyby wystrzelono je z powierzchni.

      Zrobiłem zbliżenie.

      – Spróbuję wytyczyć wcześniejszą trasę jednej z nich, żeby sprawdzić, skąd się wzięły. Zobaczmy… – Cofnąłem zapis i puściłem go w zwolnionym tempie. Zauważyłem rozbłysk silników rakiety, ale nadal nie widziałem okrętu. Musiał się ukrywać, żeby zaatakować z zaskoczenia. – Nieustraszony, jaką prędkość miał ten pocisk w chwili wystrzelenia?

      – Około trzech tysięcy dwustu kilometrów na sekundę.

      – O rany. Całkiem szybko. – Przetarłem oczy. – Na podstawie obecnego wektora wytycz trasę, jaką musiał przebyć pocisk przed wystrzeleniem.

      – Trajektoria naniesiona.

      Oddaliłem obraz, aż czerwona linia sięgnęła trzysta jednostek astronomicznych wstecz, bardzo blisko brązowego karła.

      – Ukryty i rozpędzony okręt Demonów. Nieustraszony, ile potrwałaby podróż z taką szybkością z Tartaru do Trójcy-9?

      – Nie uwzględniając czasu niezbędnego na przyspieszenie, około dwustu dni, plus minus dziesięć procent.

      Przygryzłem wargę.

      – A za ile czasu poruszający się tak szybko okręt dotrze do Ellady?

      – Za jakieś pięć dni.

      – Musimy ich ostrzec – powiedział Hansen. – Jeśli Demony zaatakowały Wieloryby, pewnie zaatakują też ludzi.

      Pokręciłem głową.

      – Nie.

      – Czemu nie, do cholery?! Zostało im pięć dni.

      – Z dwóch powodów. Proszę się domyślić.

      Rzucił mi niechętne spojrzenie.

      – Czemu bawi się pan ze mną w gierki rodem z Akademii w samym środku bitwy?

      Westchnąłem.

      – Bo ta bitwa odbyła się pięć godzin temu, a my jesteśmy parę dni drogi od gazowego olbrzyma. Możemy się jedynie przyglądać. – Zniżyłem głos. – Wiem, że to przykre, kiedy pana poucza dwadzieścia lat młodszy facet, ale jeśli chce się kiedyś zostać kapitanem, trzeba zacząć myśleć jak kapitan. A to oznacza ogarnięcie zarówno teorii, jak i praktyki.

      – Ja? Kapitanem? – Zaśmiał się.

      – Czemu nie? Jeśli Siły Gwiezdne potwierdzą pański awans i jeśli ja będę miał coś do gadania, po powrocie dostanie pan własny okręt.

      Hansen rozchmurzył się.

      – Nigdy o tym nie myślałem.

      – A ja owszem. Ma pan jaja i mnóstwo doświadczenia. A teraz słucham, już się pan domyślił, czemu nie warto ostrzegać Elladian?

      Hansen odwrócił się do holowyświetlacza, marszcząc czoło.

      – Podejrzewam, że jeśli Wieloryby to naprawdę ich sojusznicy, natychmiast wysłały im wiadomość. Albo to, albo Elladianie zwyczajnie zobaczą, co się dzieje, bo znajdują się bliżej.

      – W porządku, to jeden powód. A drugi?

      Po chwili namysłu pokręcił głową.

      – Nie mam pojęcia.

      – Ellada znajduje się jakieś dwie godziny świetlne dalej niż Trójca-9, więc za jakąś… – zerknąłem na zegarek – godzinę i pięćdziesiąt minut pewnie wykryjemy podobny atak z zaskoczenia skierowany przeciwko jej mieszkańcom. Jak pan widzi, jakkolwiek nie postąpimy, te dwie rasy albo sobie poradziły, albo jest za późno na naszą pomoc.

      – A jednak wysłanie ostrzeżenia świadczyłoby o naszej dobrej woli – powiedział Hansen.

      Rozważyłem jego słowa.

      – Słuszna uwaga i dobry pomysł, ale wolę zaczekać. Nie wyciągajmy pochopnych wniosków. Nie wiemy, czy tymi złymi są Demony z Tartaru, a tymi dobrymi istoty podobne do ludzi i zwierząt morskich. Nie wolno oceniać obcych po wyglądzie. Nie chcę stanąć po niewłaściwej stronie i wkurzyć nie tych kosmitów, co trzeba. Ostatnie, czego nam trzeba podczas napraw, to nowi wrogowie.

      – Neutralność łatwo przychodzi nam, oficerom – mruknął sceptycznie Hansen. – Ale zwykli członkowie załogi i tak będą mieć swoje zdanie, zwłaszcza na temat istot, które wyglądają dokładnie jak ludzie. W tej kwestii też nie chciałbym stanąć po niewłaściwej stronie.

      – Świetne spostrzeżenie. Pewnie ma pan rację.

      To było coś więcej niż pusta pochwała. Niezmiernie mnie cieszyło, że mój zastępca wykonawczy nabiera dystansu do załogi i zaczyna myśleć jak oficer, a nie tylko pilot. Jasne, to brzmi jak wywyższanie się, ale, z drugiej strony – jeśli przywódca nie uważa, że nadaje się lepiej niż ktokolwiek, czemu w ogóle dowodzi?

      Oczywiście nie warto mówić takich rzeczy przy podwładnych.

      – Śledźmy rozwój sytuacji – powiedziałem. – Dowiemy się, z czym mamy do czynienia.

      – W porządku. – Hansen oparł ręce na cokole holowyświetlacza i przyłożył nos do obudowy z inteligentnego szkła, wewnątrz której wirowały w polu magnetycznym świecące nanity. – Jeśli odliczyć prędkość wystrzelenia, ich rakiety mają podobne przyspieszenie co nasze. Nie widzę też żadnych wiązek. Gdybym to ja przeprowadzał atak z zaskoczenia, użyłbym dział elektromagnetycznych i ostrzelał nieruchome cele.

      – Może coś chroni Wieloryby przed salwami z dział EM. Bądź co bądź, aktywne systemy wykrywania działają u nich non stop. Możliwe, że są dostatecznie czułe, żeby wychwycić nadlatującą chmurę metalowych pocisków.

      – Ale okrętów już nie? – zapytał z nutką zwątpienia.

      – Na pewno zaprojektowano je tak, żeby były prawie niewykrywalne. Może mają nawet coś w rodzaju technologii maskującej.

      Hansen prychnął.

      – To mrzonka. Nikt nigdy czegoś takiego nie opracował.

      – Marvin nad tym pracuje. I obstawiam, że mu się uda. A jeśli czegoś się nauczyłem przez ostatni rok, to tego, że dzięki zaawansowanej technologii niemożliwe staje się możliwe. Ot, choćby zdolności teleportacyjne Pradawnych.

Скачать книгу