Gwiazda Demonów. B.V. Larson
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Gwiazda Demonów - B.V. Larson страница 14
Dwie jednostki wroga zdołały częściowo uniknąć naszej pułapki, ale obie uległy poważnym uszkodzeniom i poleciały w przeciwne strony, wirując bezwładnie.
– Połączcie mnie z Marvinem – powiedziałem. Zauważyłem, że robot umieścił Charta w miejscu, gdzie chroniła go potężna obrona punktowa Tropiciela.
– Tu kapitan Marvin.
– Masz bez dwóch zdań najszybszy statek. Dasz radę doścignąć jedną z tych uszkodzonych korwet i ją przechwycić?
– To wiązałoby się z dużą stratą paliwa, kapitanie Riggs.
– Faktycznie, ale czy nie chciałbyś zbadać technologii Demonów? Czy nasze szanse na przetrwanie nie wzrosłyby znacząco, gdybyśmy wiedzieli, z czym walczymy?
– Zgadza się. Czy mogę liczyć na tankowanie po powrocie?
Westchnąłem.
– Daję ci słowo. Zadbam, żebyś dostał wystarczająco dużo paliwa.
– Zdefiniuj „wystarczająco dużo”.
– Marvin, do cholery, z każdą sekundą korwety oddalają się coraz bardziej. Nie będziesz na tym stratny, po prostu leć!
– Polecenie przyjęte. Bez odbioru.
Hansen spojrzał na mnie.
– Niepotrzebnie daje się pan sprowokować.
– Nie ma pan przypadkiem jakichś raportów o uszkodzeniach do przeczytania?
– Polecenie przyjęte – odpowiedział i odwrócił się w stronę ekranu.
Spojrzałem na holowyświetlacz. Chart przyspieszał z pełną mocą swoich przerośniętych silników. Początkowo statek był kosmicznym jachtem ojca Adrienne i w pełni zasługiwał na swoją nazwę. Był szybki. A teraz, po modyfikacjach, które wprowadził Marvin, stał się chyba jeszcze szybszy.
– Hansen, zawróćmy delikatnie, na samych repulsorach. Kurs na Trójcę-9. A kiedy pan skończy, czekam przy holowyświetlaczu.
Oficer wykonawczy przytaknął i rozpoczął zwrot. Użycie samych repulsorów oszczędzało paliwo i maskowało kierunek ruchu, o ile wróg nie śledził nas zbyt uważnie. Skończywszy manewr, Hansen oddał stery mózgowi Nieustraszonego i podszedł do mnie.
– Jaki wniosek można wysnuć z tego ataku? – zapytałem.
– Że nas nie lubią?
– To oczywiste. Ale czemu?
– A czemu mieliby nas lubić?
Prychnąłem z irytacją.
– Wieloryby nawiązały z nami stosunki. Podzieliły się przydatnymi informacjami. Nawet Elladianie przynajmniej nie okazali wrogich zamiarów. Czemu więc Demony zaatakowały zupełnie bez słowa?
– Bo są agresywną rasą, która chce wszystko zagarnąć dla siebie. To insekty, kapitanie. Większość ziemskiego robactwa broni terytorium i próbuje zawłaszczyć dla siebie jak najwięcej. Nie bawią się w negocjacje.
– To robactwo jest dostatecznie inteligentne, żeby budować okręty kosmiczne. Sugeruje pan, że kierują się wyłącznie instynktem? Wątpię. Każdy obcy o takim stopniu zaawansowania technologicznego musi rozumieć przynajmniej podstawy polityki i strategii. Po co atakować nowo przybyłych i robić sobie wrogów, nie podejmując próby negocjacji? Tych osiem korwet musiało odłączyć się od głównych sił, gdy tylko Demony zauważyły, jak wylatujemy z pierścienia. Ich pierwszą reakcją była agresja zamiast rozmowy.
Hansen zmierzył mnie wzrokiem i zniżył głos.
– Pan jest typem myśliciela, kapitanie. Ja to rozumiem. Ale czasem doszukuje się pan ukrytego sensu tam, gdzie go nie ma. Czy mongolskie hordy rozmawiały z każdą napotkaną wioską albo zamkiem? Nie, miały prostą politykę: poddaj się albo giń.
– Ale Demony nawet nie kazały nam się poddać. O to mi właśnie chodzi. Od razu zaatakowały. – Podrapałem się po karku, próbując ułożyć to sobie w głowie. – Ale zgadzam się w jednej kwestii. Mają określoną politykę. Ktokolwiek dowodzi flotą Demonów, kieruje się prostą zasadą, żeby zniszczyć wszystkich innych. Może ten ktoś ma nad sobą przełożonych albo władców? Jeśli ich struktura dowodzenia jest szczególnie sztywna, nie odważy się nagiąć rozkazów. A zatem…
– To wiele domysłów – skwitował sceptycznie Hansen.
– Ale informacje od Wielorybów potwierdzają moją teorię. W wiadomościach przekazały, że Demony atakują je od dziesięcioleci. Co roku przylatuje coraz większa flota.
– Więc czemu nie były lepiej przygotowane?
Wzruszyłem ramionami.
– Może niewykrywalne dla radarów korwety to nowe osiągnięcie technologiczne? Jeśli Wieloryby nie spodziewały się ataku przez jeszcze miesiąc, może wprowadzały ostatnie modernizacje uzbrojenia, dały załogom przepustki i tak dalej. Nie da się za długo utrzymywać floty w podwyższonej gotowości.
– No tak. A skoro o tym mowa, powinniśmy odwołać mobilizację i wyłączyć aktywne czujniki. Cały czas ujawniamy swoją pozycję.
– Zgoda. Zostajemy przy stanowiskach bojowych do końca zmiany, a potem je zwalniamy. Proszę co jakiś czas lekko modyfikować kurs samymi repulsorami, żeby nie dało się przewidzieć, gdzie jesteśmy. I na wszelki wypadek niech ubezpiecza nas kilka dronów zwiadowczych.
Hansen skinął głową i wrócił na fotel przy konsoli pilota. Sprawdziłem, co u Marvina. Potrzebował około doby, żeby dogonić uszkodzoną korwetę Demonów. Tyle dobrego, że wszyscy lecieliśmy mniej więcej w tym samym kierunku, czyli w głąb układu.
– Sir! – odezwał się nagle Hansen. – Wróciły fregaty nanitów, które pan wysłał na poszukiwania zaginionych marines.
Spojrzałem na niego, usiłując wyczytać coś z jego miny. Zachował pokerową twarz, więc założyłem najgorsze.
– Kwon zginął, prawda?
Hansen wyszczerzył zęby w uśmiechu.
– Niezupełnie. Może przekieruję kanał do głośników.
– …do dupy z taką robotą! Przekażcie to Riggsowi! – ryknął głos Kwona. – Nie lubię umierać, zwłaszcza w kosmosie. Pierdolę to wszystko!
– Kwon! – wykrzyknąłem radośnie. – Pan żyje!
– Ledwo, ledwo. Cholera, chyba urwało mi fiuta. Niech te wasze lekarskie pudełka zrobią tak, żeby mi odrósł.