Arabski książe. Tanya Valko

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Arabski książe - Tanya Valko страница 29

Arabski książe - Tanya Valko Arabska żona

Скачать книгу

w niewoli szaleje, ale na nic mu się to zdaje. Nic nie może zrobić, niczego odmienić. W królewskim pałacu nie jest źle, ale kiedy przebywa się dwadzieścia cztery godziny na dobę pod monitoringiem na terenie ograniczonym do apartamentu i małego ogródka, można zwariować. Zwłaszcza kiedy ma się dwadzieścia lat. Lokum jest komfortowe, ale specyficzne. W przestrzennym salonie znajdują się skórzana, elegancka sofa z dwoma klubowymi fotelami oraz stolik kawowy, w sypialni wielkie łoże z dwoma szafkami nocnymi, szafy wnękowe i wolno stojące komody, a wyłożona marmurem łazienka wyposażona jest w kabinę prysznicową z deszczownicą, wielką umywalkę osadzoną na antycznej toaletce, ubikację i bidet. Jednak nie ma tu telewizora, radia, wieży stereo ani żadnych płyt z muzyką. Brak też oczywiście internetu. W apartamencie stoją ciężkie, drewniane biblioteczki i etażerki, lecz oprócz licznych oprawnych w skórę egzemplarzy Koranu i opasłych tomów hadisów87, szczególnie autorstwa Al-Buchariego, nie stoi na nich żadna inna książka. Nic świeckiego. Aneksu kuchennego brak, nie ma też zastawy ani sztućców, filiżanek czy szklanek, żeby czasami uwięziony nie wpadł na pomysł, by ze sobą skończyć. Wszystkie posiłki i przekąski są więźniowi serwowane na srebrnych tacach i w nieograniczonej ilości. W pałacu mają niezłego kucharza, ale internowany może też zamawiać, czego tylko zapragnie, na mieście w sieci ulubionych fast foodów. Wszystkie źródła prądu są zabezpieczone, a lampki podłączono bezpośrednio do instalacji w ścianie. Nie ma ani jednego kontaktu. Za to zainstalowano tu bez liku kamer – w każdym pokoju w czterech kątach pod sufitem, a w łazience skierowane są nawet na prysznic i ubikację. Anwar zastanawia się, jaki nieszczęsny ochroniarz ma w zakresie swoich obowiązków śledzenie go, nawet gdy chrapie czy pierdzi, z gołą dupą i z porannym wzwodem.

      Pierwszy tydzień spędza na kontemplacjach, prawie cały czas polegując. Postanawia w ramach protestu zastosować głodówkę, więc ze smakowitego, cudnie pachnącego jedzenia nie bierze nawet kęsa. Jedyne, co spożywa, to woda, której w ciągu siedmiu dni wchłonął ponad dwa galony. Rodzina jest o wszystkim informowana, ale obrażeni na rozpustnika rodzice się nim nie przejmują.

      – Może w końcu schudnie, spaślak – podsumowują, nie mając najmniejszej ochoty odwiedzić syna i w jakikolwiek sposób zareagować na jego internowanie.

      Po tygodniu, kiedy nie widać efektów strajku – z wyjątkiem coraz bardziej zapadającego się brzucha i wiszącej skóry – Anwar zaczyna się denerwować. Czyżby te pięć lat, kiedy będzie mnie obowiązywał zakaz opuszczania Arabii Saudyjskiej, przesiedzę tutaj? W tym pierdlu? Wallahi!, wzdycha raz za razem, usiłując zapanować nad emocjami. Wallahi!, chodzi z kąta w kąt. Koniec końców wpada na pierwszy z licznych buntowniczych pomysłów. Wyrywa ze ściany kabel od stojącej na długiej, ponadpółtorametrowej nodze dekoracyjnej lampy, zrywa z niej klosz i wykręca żarówkę. Rzuca ją na ziemię, chwyta za statyw i – chodząc z pomieszczenia do pomieszczenia – rozbija nim wszystkie zamontowane pod sufitem kamery. Roztrzaskuje je z furią, a kiedy spadają na podłogę, depcze z nienawiścią.

      – Koniec telewizji, pojeby! – Wygraża pięścią do ostatniej, jeszcze działającej. – Ha!

      Po ciężkiej pracy, przy której aż się spocił, choć bardziej z nerwów niż z wysiłku, pada na ulubioną sofę i czeka na rozwój wydarzeń.

      – Panie, proszę pozostać na swoim miejscu. – Po niespełna pięciu minutach do mieszkania wchodzi najsilniejszy ochroniarz, bowiem cała reszta typowych, szczupłych i niewysokich Saudyjczyków boi się więźnia jak ognia. – Zaraz posprzątamy po nieszczęśliwym wypadku i naprawimy straty.

      Anwar uśmiecha się półgębkiem i podnosi ze zdziwienia brwi.

      – Nie życzę sobie tutaj żadnych kamer! – oznajmia tubalnym głosem.

      – Takie są wytyczne, jaśnie panie. – Ochroniarz wcale się nie boi obmierzłego grubasa, choć ten ponoć jest sadystą i mordercą. – Ja tylko wykonuję swoje obowiązki – dodaje były wojskowy, który na siłowni spędza więcej czasu niż w pracy.

      – Nie będziesz mi montował kamer w sraczu! – Anwar nie wytrzymuje i przyskakuje do żołdaka, od którego jest o połowę większy. – Załatw to! Z tymi, którzy wydają ci polecenia. Nie wpuszczę tutaj żadnej ekipy. Żadnej!

      Ochroniarz nie ma za co nadstawiać karku, bo znowu tak dużo mu nie płacą. Wycofuje się więc i zamyka drzwi na klucz.

      Bez monitoringu Anwar w końcu swobodniej oddycha. Po raz pierwszy od burzliwej – i jedynej do tej pory – seksualnej przygody z pasją się onanizuje. Kiedy kończy, zalewa się obficie nie tylko spermą, ale i rzęsistymi łzami. Dlaczego go to spotkało? Przecież nie jest najgorszym z wahabitów. Dlaczego nigdy nikt go nie kochał, nie okazywał mu czułości, nie przytulił do serca? Nawet matka, nie wspominając o jakichkolwiek kontaktach z zimnym jak ryba ojcem. Czemu nie urodziłem się w zwyczajnej rodzinie, gdzie ludzie okazują sobie uczucia, rozmawiają ze sobą? Lepiej by mi było jako pasterzowi czy żebrakowi, przesadza, oddając się rozpaczy.

      Kiedy po dwóch dniach przychodzi brygada do montażu nowych kamer, Anwar nie wytrzymuje i rzuca się na Bogu ducha winnych ludzi. Ochrona jest na to przygotowana. Obecnie oddelegowano do pałacu wyłącznie mięśniaków, prawdopodobnie samych wojskowych, po szkoleniach ze sztuk walki, którzy są uzbrojeni w paralizatory i nie wahają się ich użyć. Książę pada na marmurową posadzkę, a oni krępują mu ręce kajdankami.

      – Łazienka zostaje bez monitoringu – dowódca zwraca się chłodno do Anwara, który nawet nie podnosi na niego wzroku. – Doceń to, panie. Ale jak będziesz rozrabiał, to i tam zamontujemy. Możesz teraz codziennie bez skrępowania trzepać kapucyna – podśmiechuje się lubieżnie, po czym zatrzaskuje za sobą drzwi, zostawiając skrępowanego więźnia na podłodze.

      Sadystyczny trep wraca dopiero po paru godzinach nocą, by ściągnąć uwięzionemu bransoletki. Tym razem książę patrzy na niego wymownie, mrocznym, zimnym, budzącym grozę spojrzeniem. Jeszcze ci łeb rozwalę, ty skurwysynu, obiecuje w duchu. Jeszcze się zdziwisz, szmaciarzu.

      Aresztant znów zaczyna jeść, ale teraz intuicyjnie wybiera potrawy, które wydają mu się zdrowe i dietetyczne. Niestety, większość serwowanych dań ocieka tłuszczem. Nie ma pojęcia, jak i z kim ustalić jakiś reżim i plan działania podczas swojego długoterminowego niesłusznego internowania. Gada do kamery jednej i drugiej, ale nikt się nie zjawia. Brak reakcji doprowadza go do szewskiej pasji.

      – Powinienem mieć możliwość ustalenia zasad z nadzorcą tego pierdolonego pierdla! – drze się do wszystko widzącego oczka, choć domyśla się, że obserwujący go mają z niego niezły ubaw. – Żądam, żeby ktoś tu przyszedł! Nie zamierzam żyć w takich warunkach!

      Czeka godzinę za godziną, a serce łomocze mu coraz mocniej. Co zrobić? Jak ściągnąć tu kogokolwiek?, duma intensywnie.

      – Sami tego chcieliście – mówi, podchodząc do ściany. Jeszcze spogląda na sufit, sprawdzając, czy kamera jest pod dobrym kątem i wszystko będzie dobrze widać. Następnie, trzymając się ręką framugi, bierze pierwszy zamach i uderza czołem w mur. – Och! – Wyrywa mu się, ale zaciska szczęki i kontynuuje już bezgłośnie.

      Wali jak maszyna, jak młot swoim wysokim, dumnym czołem w mur tak długo, aż kruszy tynk i zalewa się krwią. Na białej tobie czerwone plamy wyglądają strasznie. Młodzik jest silny

Скачать книгу


<p>87</p>

Hadis (arabski) – opowieść przytaczająca wypowiedź proroka Muhammada, jego czyn lub milczącą aprobatę. Każdy hadis składa się z tekstu i łańcucha przekazicieli.