Drugi sen. Robert Harris
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Drugi sen - Robert Harris страница 7
Strząsnął ostatnie krople, doprowadził do porządku odzienie, podniósł z ziemi świecę i wrócił do drzwi. Deski, z których je zrobiono, wydawały się tak samo stare jak dom, ale założony w nich zamek był, podobnie jak ten we frontowych drzwiach, nowy. Jak wielu ludzi z miasta, Fairfax hołdował romantycznemu przekonaniu, że mieszkańcy wsi nigdy nie zamykają drzwi. Jak widać, nie dotyczyło to Addicott St George.
Wrócił do gabinetu, zdjął sutannę, położył się na tapczanie i natychmiast zasnął.
Jakiś czas później coś go obudziło. W pokoju było tak ciemno, że nie miało znaczenia, czy ma otwarte, czy zamknięte oczy. Wrażenie było przerażające, zupełnie jakby oślepł albo został żywcem zakopany. Uznał, że skoro wypaliła się świeca, musiało już upłynąć parę godzin i jak zwykle po pierwszym śnie zbudził go wewnętrzny zegar.
Wydawało mu się, że słyszy głos mężczyzny mamroczącego coś, czego nie był w stanie zrozumieć. Natężył słuch. Na chwilę zapadła cisza, potem głos odezwał się ponownie. Fairfax oparł się na łokciu. Usłyszał kolejny głos. Rozmawiali ze sobą dwaj mężczyźni – w potoczystym miejscowym dialekcie, niskim, niewyraźnym, śpiewnym, przypominającym brzęczenie pszczół. Stali tuż za jego oknem.
Wstał z tapczanu i przez chwilę próbował określić swoją pozycję. Dał krok do przodu i walnął kolanem o kant biurka. Stłumił cisnące mu się na usta przekleństwo, pomasował kolano, po czym zaczął obmacywać przed sobą ściany. W końcu natrafił na tkaninę. Wbił w nią palce, znalazł miejsce, gdzie rozdzielały się zasłony, przesunął dłońmi po zimnych romboidalnych szybkach, wymacał klamkę, otworzył okno i wystawił na zewnątrz głowę.
Rozmawiający ze sobą mężczyźni odeszli dalej. Trochę niżej, po prawej stronie, w mroku poruszały się dwa światełka. Domyślił się, że patrzy na alejkę, która biegła z plebanii do kościoła. Za dwoma latarniami widać było inne, nieruchome albo powoli się przemieszczające. Gdzieś daleko zaszczekał pies. Słychać było turkot kół wózka.
Nad jego głową zatrzeszczały deski podłogi.
Zamknął okno i obmacując ściany, dotarł do drzwi. Agnes zeszła ze schodów w tym samym momencie, kiedy je otworzył. Trzymała w ręce świecę, włosy miała w papilotach. Na nocną koszulę zarzuciła płaszcz i na widok księdza szczelniej się nim otuliła.
– Och, ojcze Fairfax… ale mnie ojciec nastraszył!
– Która jest godzina, pani Budd? Co to za dziwne spacery po wiosce?
Gospodyni podniosła świecę do cyferblatu stojącego zegara.
– Druga w nocy, proszę księdza, tak jak zwykle.
– W Exeter między pierwszym i drugim snem nie wychodzimy z domostw. Tymczasem tutaj ludzie włóczą się po ulicach. A co z zakazem wychodzenia z domów? Czy ci ludzie nie boją się chłosty?
– Nikt tutaj nie przejmuje się zbytnio zakazami.
Agnes Budd ani razu na niego nie spojrzała i zdał sobie sprawę, że ma na sobie tylko koszulę i kalesony.
– Przepraszam za niestosowne odzienie – powiedział, wycofując się do gabinetu – ale całe to włóczenie się po nocy… To dla mnie nowy zwyczaj. Czy mógłbym dostać nową świecę? Albo dwie, jeśli to możliwe?
– Niech ksiądz tu zaczeka, zaraz przyniosę. – Nadal odwracając głowę, przeszła obok niego do kuchni.
Fairfax odszukał w ciemności sutannę, włożył ją i zapiął drżącymi palcami kilka guzików.
– Oto świece dla księdza – powiedziała Agnes Budd, stawiając je w progu gabinetu.
Wziął obie, zamknął drzwi i postawił jedną na biurku. Zamiast oddać się jak zwykle nocnym medytacjom, postanowił poszukać pośród rzeczy księdza czegoś, co pomogłoby mu napisać mowę pogrzebową. A najlepiej poznaje się charakter człowieka po książkach, które czyta. Zaczął sprawdzać zawartość półek.
Ojciec Lacy miał co najmniej sto książek, niektóre bardzo stare. Szczególnie dużo było tych, których uczeni autorzy poświęcili życie studiowaniu Apokalipsy. Fairfax przesuwał palcem po tytułach – Upadek człowieka, Wielki potop Noego, Zniszczenie Sodomy i Gomory, Gniew Boży na Babilon, Dziesięć plag egipskich, Szarańcza z otchłani, Jezioro ognia… Jakim musiał być ponurym człowiekiem, pomyślał. Nic dziwnego, że okoliczni kapłani starali się go unikać.
Wyjął tom zatytułowany Siedem czasz gniewu Bożego: Studia nad rozdziałem 16 Objawienia świętego Jana, otworzył go i jego wzrok padł na znany ustęp:
I zgromadził ich na miejsce, które zowią po żydowsku Armagieddon.
Tedy wylał siódmy Anioł czaszę swoję na powietrze; i wyszedł głos wielki z kościoła niebieskiego od stolicy, mówiący: Stało się.
I stały się głosy i gromy, i błyskawice; i stało się wielkie trzęsienie ziemi, jakiego nigdy nie było, jako są ludzie na ziemi, trzęsienia ziemi tak wielkiego.
I stało się ono miasto wielkie na trzy części rozerwane, i miasta narodów upadły2.
Zamknął książkę i odstawił ją na półkę. Kolekcja takich dzieł pasowałaby bardziej do biblioteki biskupa; ich obecność w zabitej deskami wiosce wydała mu się co najmniej dziwna.
Ponownie wziął do ręki świecę i podszedł do drugiego regału, gdzie jego wzrok przyciągnęła natychmiast półka wypełniona niewielkimi tomikami oprawnymi w jasnobrązową skórę. Zbliżył płomień świecy do ich grzbietów opatrzonych wspólnym tytułem: Protokoły i dokumenty Towarzystwa Antykwarycznego – i w tym momencie całkowicie wybudził się ze snu, bo choć w czasie procesów, jakie wytoczono Towarzystwu, był jeszcze chłopcem, natychmiast rozpoznał tę nazwę. Organizację uznano za nielegalną, jej kierownictwo aresztowano, a wszystkie publikacje skonfiskowano i publicznie spalono. Samo słowo „antykwariusz” stało się odtąd zakazane. Pamiętał, jak księża z seminarium palili książki w samym centrum Exeter. Działo się to w środku zimy i mieszkańcy miasta podziwiali zarówno wysokość płomieni, jak i religijną żarliwość tych, którzy je podsycali. A mimo to, jak widać, dokumenty towarzystwa ocalały – i to akurat w miejscu tak mało znaczącym jak Addicott St George!
Przez dłuższą chwilę Fairfax wpatrywał się z konsternacją w książki na półce. Dziewiętnaście tomów z małą luką w miejscu, gdzie został wyjęty dwudziesty. Jakie to miało znaczenie dla jego misji? Lacy był heretykiem; Fairfax nie miał co do tego żadnej wątpliwości. Czy wiedząc o tym, mógł go pogrzebać w poświęconej ziemi? Czy nie bacząc na stan zwłok, nie powinien odłożyć pogrzebu na później i spróbować skonsultować się z biskupem?
Rozważył starannie wszystkie za i przeciw. Był człowiekiem praktycznym. Nie podzielał fanatyzmu swoich młodszych kolegów z potarganymi brodami i dzikim wzrokiem, którzy potrafili wytropić bluźnierstwo tak samo łatwo, jak świniom udaje się wywęszyć trufle. Poinstruowano go, by załatwił sprawę szybko i taktownie. Dlatego też lepiej było postępować zgodnie z planem i udawać, że o niczym nie