Budynek Q. David Baldacci
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Budynek Q - David Baldacci страница 5
Rogers wziął zamach. Siła ciosu roztrzaskała bok czaszki. Odłamki kości zmieszane z szarą substancją wypłynęły na zewnątrz.
Rogers puścił rękę nieboszczyka. Ciało osunęło się na chodnik.
Kobieta wycofywała się z krzykiem. Rzuciła okiem na torebkę, ale nie wykonała żadnego ruchu w jej stronę.
– Ratunku! Pomocy!
Rogers odrzucił kij i się jej przyglądał.
Ta część miasta była o tej porze opustoszała, dlatego wybrali ją na miejsce zasadzki.
Nie było tu nikogo, kto mógłby pospieszyć z pomocą. Myśleli, że ta okoliczność zadziała na ich korzyść. Gdy tylko Rogers wszedł w tę uliczkę, wiedział, że skorzysta na tym on.
Zrozumiał, że to pułapka, w chwili gdy kobieta zaczepiła go w autobusie. Jej chłopak był przystojny, w jej wieku. Rogers nie miał żadnej z tych zalet. Jedyne, co miał i czego ona pożądała, spoczywało w jego kieszeni, na nadgarstku oraz na palcu.
Pewnie żerują na ludziach wychodzących po odsiadce.
Cóż, tym razem obrali niewłaściwy obiekt.
Dziewczyna przywarła plecami do ceglanej ściany. Z płynącymi po twarzy łzami jęczała:
– Błagam, nie rób mi krzywdy. Przysięgam, nie powiem nikomu, co się stało. Przysięgam na Boga. Proszę.
Rogers schylił się po nóż sprężynowy.
Zaczęła szlochać.
– Błagam, nie… Proszę… To on mi kazał. Groził, że inaczej pożałuję.
Rogers zbliżył się do niej i przyglądał się jej drżącemu podbródkowi. Błagania nie robiły na nim żadnego wrażenia, podobnie jak wcześniej nóż rozcinający skórę ramienia.
Nic sobie z tego nie robił, ponieważ był niczym.
Niczego nie czuł.
Wyraźnie chciała wzbudzić w nim litość. Wiedział. Rozumiał. Ale między rozumieniem a rzeczywistym odczuwaniem jest duża różnica.
W pewnym sensie największa z możliwych.
Nie czuł nic. Ani wobec niej, ani wobec niego. Rozmasował głowę, obmacując palcami to samo miejsce, co poprzednio, tak jakby chciał przeniknąć przez kość, tkanki, obie istoty mózgu i wyrwać stamtąd to, co tam tkwiło. Skóra piekła, jak za każdym razem, kiedy to robił.
Rogers nie zawsze taki był. Czasem, gdy długo i intensywnie rozmyślał, przypominał sobie jak przez mgłę innego człowieka.
Spojrzał na nóż, na ostrze z nierdzewnej stali będące przedłużeniem jego ręki. Rozluźnił uścisk.
– Puścisz mnie? – wydyszała. – Ty… naprawdę mi się podobasz.
Cofnął się o krok.
Dziewczyna z wysiłkiem przywołała uśmiech.
– Obiecuję, że nikomu nie powiem.
Rogers zrobił kolejny krok w tył. Mógłby po prostu odejść, pomyślał.
Spojrzała ponad jego ramieniem.
– On chyba się poruszył – powiedziała, ciężko dysząc. – Na pewno nie żyje?
Rogers odwrócił się w stronę mężczyzny.
Kątem oka dostrzegł błyskawiczny ruch. Dziewczyna złapała torebkę i wyjęła z niej broń. Widział, jak wylot lufy niklowanego rewolweru wędruje w górę i mierzy prosto w jego pierś.
Zaatakował ze zdumiewającą szybkością. Odsunął się w bok, gdy z przeciętej tętnicy szyjnej trysnęła krew. Ledwie zdążył odskoczyć.
Upadła do przodu, roztrzaskując o chodnik ładną twarz, choć nie miało to już dla niej większego znaczenia. Wyjęty z torebki rewolwer uderzył o twardą nawierzchnię i z klekotem potoczył się dalej.
Naglony czasem Rogers wyczyścił z pieniędzy portfel młodego mężczyzny oraz damską torebkę. Starannie złożył banknoty i wsunął je sobie do kieszeni.
Włożył kobiecie do ręki roztrzaskany kij bejsbolowy, rewolwer schował do torebki. Nóż sprężynowy umieścił w dłoni mężczyzny.
Niech lokalna policja się głowi, co tu zaszło.
Zdoławszy zatamować krwotok, opatrzył ramię najlepiej jak potrafił.
Przeliczył złożone banknoty. Zasób gotówki się podwoił.
Miał przed sobą długą, trudną podróż.
Po tylu latach najwyższy czas wyruszyć w drogę.
3
John Puller patrzył na ojca śpiącego w pokoju, który stał się jego domem.
Zastanawiał się, na jak długo jeszcze.
Puller senior przechodził ostatnio przemianę. Nie tylko z powodu podupadającego zdrowia.
Jego starszy syn Robert, osadzony lata temu w więzieniu wojskowym w Leavenworth w stanie Kansas, został oficjalnie oczyszczony z zarzutów zdrady państwa, a jego nazwisko wymazano z kartoteki. Przywrócono mu rangę oficera Wojsk Lotniczych Stanów Zjednoczonych. Puller senior pojednał się ze swoim pierworodnym, wyciskając tym łzy z oczu Johna Pullera, co było nader rzadkim widokiem.
Niestety, po euforii wywołanej wyjściem syna na wolność nastąpił okres gwałtownego pogorszenia się stanu zdrowia, przynajmniej psychicznego. Pod względem fizycznym trzygwiazdkowy generał odznaczał się dużo większą sprawnością niż mężczyźni w jego wieku, ale krzepkie ciało nie szło w parze z bystrym umysłem. Starszy mężczyzna trzymał się jakoś do czasu uniewinnienia Roberta. Gdy cel został osiągnięty, ojciec zwyczajnie się poddał, a wraz z energią znikła wola życia.
Puller siedział i obserwował staruszka, zastanawiając się, co zobaczy pod tymi wyrazistymi, jakby wyciosanymi w granicie rysami twarzy, kiedy tato się obudzi. Senior był urodzonym dowódcą, prowadził żołnierzy do boju. Czynił to przez kilka ładnych dekad z niemałymi sukcesami, zdobywając po drodze wszystkie medale, baretki, odznaczenia i awanse, jakie wojsko miało do zaoferowania. Kiedy jednak czas walki dobiegł końca, ktoś jakby nacisnął wyłącznik, błyskawicznie przenosząc ojca… do obecnego stanu.
Lekarze określali ów stan mianem demencji przechodzącej w coś innego. Gorszego.
Puller opisywał go jako utratę ojca.
Brat przebywał za oceanem, oddelegowany do nowego zadania, które miało go tam zatrzymać na kilka miesięcy. John Puller wrócił właśnie ze śledztwa w Niemczech, a gdy tylko koła samolotu dotknęły płyty lotniska, pojechał odwiedzić ojca.
Pora była późna,