Las, 4 rano. Jan Jakub Kolski

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Las, 4 rano - Jan Jakub Kolski страница 5

Las, 4 rano - Jan Jakub Kolski

Скачать книгу

rzeczy, których tu nie ma.

      Zwinęła się w kłębek, jęknęła z rozkoszy.

      – Mów, mów, kochany. Nie przerywaj.

      – Dajesz mi radość i szczęście. Napełniasz sensem moje puste życie. Przy tobie nie ma bólu. Jest miłość, wyczekiwanie, podniecająca tęsknota...

      Przerwał, bo na placu zatrzymało się niebieskie auto dostawcze. Kierowca otworzył drzwi, zapalił, głośno upomniał się o dziwkę. Natasza ukucnęła, wycisnęła z siebie nasienie, podtarła krocze.

      – To kutas jebany – przeklęła. – Jakby nie mógł przyjechać za pięć minut. Idę, idę! Wytrzymaj jeszcze chwilę!

      Kiedy skończyła higienę, wciągnęła majtki i legginsy, spojrzała prosto w oczy dziada.

      – Mam złe przeczucie. Widziałam dzisiaj w nocy takie... czerwone światło nad lasem. Widziałeś to?

      – Nie, nie widziałem.

      – Muszę iść do roboty.

      – Idź.

      – Dziękuję, że... przyszedłeś. Było przyjemnie.

      – Idź już, idź.

      – A możemy przy tym zostać?

      – Przy czym?

      – Że przelecisz mnie czasem, a ja będę za to pilnie czytać książki?

      Dziad pokręcił głową ze zdziwienia.

      – Naprawdę chcesz mi płacić za seks? Przecież to ty jesteś dziwką.

      – Ja, ty... A czy to takie pewne? Poza tym nie chodzi tylko o ruchanie. Dobrze wiesz, że jest w tym jeszcze coś innego. Dużo, dużo więcej...

      Kierowca na placu zatrąbił.

      – Czy jest tu jakaś kurwa?! Śpieszy mi się! – wykrzyknął.

      Nata cmoknęła dziada w policzek.

      – Znajdę dzisiaj dla ciebie coś bardzo ładnego.

      – Co?

      – Jeszcze nie wiem.

      8

      Powlókł się do domu jak nieszczęście. Żył przez chwilę. Czuł przez chwilę namiętność, słyszał szum krwi przepływającej przez ciało. Wiedział, że zapłaci cenę za te minuty utraty kontroli nad dziadowskim życiem. Wszedł w swoją dawną rolę; od piątej rano do dziewiątej trzydzieści był...

      – Nie powiem na głos, kim byłem. Zakopałem paszport i dowód osobisty. Nie wypowiem dawnego imienia, bo utracę część siebie. Dzisiaj jestem kimś innym. To prawda, zatęskniłem, uległem namiętności i pożądaniu, ale... nie żałuję. Jest, jak jest, bo najwyraźniej tak miało być.

      Zamilkł. Teraz już tylko szedł, wychwytując nieposłuszne myśli i zaraz je przykrywając obrazami lasu, drzew, parującego mchu.

      9

      Nata nie miała dobrego dnia. Kierowca z pierwszej furgonetki chciał się całować. Powstrzymała go wyćwiczonym zdaniem: „Jestem prostytutką, nie ma całowania, jest ruchanie za stówkę albo obciąganie za pół, gumka wliczona”. Może nawet i zgodziłaby się na buziaka, ale śmierdział. Miał chorą wątrobę, z pyska bił mu odór kwasu i zgnilizny. Obciągnęła, uśmiechnęła się krzywo, pojechał. Drugiemu nie chciał stanąć. Namęczyła się z wiotkim ptakiem, aż ją rozbolał nadgarstek. Klient był księgowym z elektrowni, czesał się z pożyczką, spod tłustych pasemek przebijała łysina. Skóra była żółtawa, usiana małymi brązowymi plamkami. Przyjrzała się temu, kiedy płakał z głową złożoną na jej podołku.

      – Nikt mnie nie rozumie – jęczał. – Tylko ty widzisz we mnie człowieka.

      Powtarzał te banały do zrzygania. Każdy tak mówi kurwie.

      – Zawsze tu możesz przyjechać i pogadać – uspokoiła biedaka. – Zapłać trzy dyszki, bo usługa niekompletna. Rozumiesz, co mam na myśli?

      Jasne, że rozumiał. Przecież wiedział, że nie stanął na wysokości zadania. Jak miał stanąć przy jego problemach? Wredna żona, mała pensja, dziecko z łuszczycą. Wystarczy na podwójną impotencję.

      – Dwa razy mi stanął, w maju i w listopadzie zeszłego roku. Pamiętasz?

      Nie pamiętała. Jak można spamiętać siedem tysięcy kutasów?

      – Pamiętam. Bardzo byłeś wtedy dzielny – skłamała.

      Z trzecim zdarzył się problem innego rodzaju. Miał przyrodzenie wielkie jak koń. Obsłużenie tego czym innym niż ręką było ponad siły Naty. Tłumaczyła, wyjaśniała, pokazywała, ale nie chciał słuchać. Jakby brakowało mu rozumu. Był nastawiony na ruchanie, jechał w trasę, nie chciał się więcej zatrzymywać.

      – Płacę i wymagam – tłumaczył. – Mam, jakiego mam, chcę go włożyć w ciebie, bo mi się podobasz. Ładna jesteś.

      Spróbowała. Nasmarowała się żelem intymnym, naoliwiła jak maszyna, ale nie dała rady. Szofer się wkurwił nie na żarty, chciał bić, na szczęście podjechał Boria na kontrolę. Nie musiał wiele robić. Sięgnął tylko za pazuchę, pokazał rękojeść spluwy większej niż przyrodzenie klienta. Tamten zrozumiał w sekundę. Zostawił pieniądze, splunął, przekręcił kluczyk w stacyjce.

      Aż nadjechało tamtych czterech w czarnym audi. Brudasy. Nie mówili w żadnym języku; trochę po polsku, trochę po rusku i bułgarsku. Chcieli przejąć Nataszę na własność. Mówili, że teraz to ich droga, ich teren, dużo Bułgarek i każda kurwa musi płacić. Przystawili brzytwę do szyi.

      – Ty, polska szmata, głowę urieżem, odetniem jak od psa.

      Rozpłakała się kiedy odjechali. Była już w takich sytuacjach, niejeden chciał od niej pieniądze, ale nigdy nie przestraszyła się tak jak teraz. Wezwała Borię, ten do kogoś zadzwonił, przyjechały dwa auta z ruskimi. Opowiedziała wszystko, zdanie po zdaniu i słowo po słowie. Bandyci pokręcili głowami, wzięli od kurwy pieniądze, ruszyli na poszukiwanie czarnego audi.

      Nie doszedł do domu. Zawrócił jeszcze przed sosnowym pagórkiem i dębem rosnącym przy dołach. Podobno dąb świecił w nocy jak latarnia. Nie jakimś szczególnie mocnym światłem, ale... widzialnym. Tak opowiadali ludzie spotkani w lesie. Świecił czy nie świecił – jakie to miało znaczenie? Ważne, że był dobrym, wyraźnym miejscem do zawracania.

      Dziad obszedł pień dookoła, zakręcił się na pięcie i już wiedział, że przegrywa. Ciągnęło go do kurwy jak nie wiadomo co. Nie powiedział jej wszystkiego. Przerwał mu ten pierdolony głupek z furgonetki. A ona, dziwka, poleciała po sto złotych, choć mogła zostać i usłyszeć tyle pięknych słów. Miał jeszcze na przykład powiedzieć: „Każdy dzień bez ciebie jest tylko bladym cieniem dnia. Niepełną, słabą imitacją.

Скачать книгу