Chamo sapiens. Jacek Fedorowicz

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Chamo sapiens - Jacek Fedorowicz страница 11

Автор:
Серия:
Издательство:
Chamo sapiens - Jacek Fedorowicz

Скачать книгу

typu, bo są różne, pendolinowe włoskie, polskie pendolinopodobne, polskie starszego typu, niegdyś najelegantsze kursujące w reprezentacyjnym ekspresie berlińskim, więc po wejściu do wagonu zawsze obserwuję całkowitą dezorientację pasażerów, którzy usiłują odnaleźć swoje miejsca. Jeżeli ktoś widzi na przykład nad fotelem numer 34, a na bilecie ma 37, to spodziewając się, że numery oznaczono zgodnie z kolejnością, idzie dalej. Po dłuższej chwili orientuje się, że numer 37 był jednak przed 34, więc wraca, natykając się na pasażerów, którzy weszli na drugim końcu wagonu i uwierzyli, że numery będą kolejno malały, więc najpierw będzie 33, a potem 29. A tu nic podobnego, bo ktoś wymyślił zasadę, że ogólnie rzecz biorąc, one będą od małego do dużego, to znaczy najniższy numer będzie na jednym końcu wagonu, a najwyższy na drugim, ale po drodze to już hulaj dusza.

      Owszem, hulanka odbywa się w pewnych granicach, ale według jakich zasad – umysł ludzki nie ogarnie. Jechałem przedwczoraj pendolinopodobnym polskim dartem. Siedziałem wyjątkowo na swoim miejscu, bo był komplet. Miałem numer 18. Czy ktoś zgadnie, jaki numer miał pasażer na sąsiednim fotelu? No, śmiało…

F 77

      Miał numer 24.

      Nie 19 czy 17, tylko 24. Między dwoma najbliższymi sąsiadami zrobili sześć numerów różnicy.

      I tak jest w całym wagonie. W całym pociągu. Czy to jest normalne?

      Dołożę jeszcze relację z dzisiaj. Jechałem tu do Państwa też bezprzedziałowym i trzeba trafu, że w tych samych rejonach wagonu, co przedwczoraj. Numer 18 miałem w sąsiednim rzędzie, więc spojrzałem, jaki numer ma sąsiad tej osiemnastki – być może gdzieś w podświadomości hodowałem nadzieję, że jak odkryję i zapamiętam sobie jakieś prawidłowości, to łatwiej mi będzie potem żyć. Nie, że będę łatwiej trafiał, przecież jakoś sobie daję z tym radę, tylko liczyłem, że zniknie taka drobna, ale dokuczliwa rysa na logicznym porządku rzeczywistości. No bo z tą intercitową numeracją miejsc to jest tak, jak gdyby nagle w jakiejś firmie postanowiono, że alfabet na wszystkich klawiaturach komputerowych drukuje się normalnie, literki umieszcza się w kolejności właśnie alfabetycznej, tylko nie wiadomo dlaczego co czwarta jest umieszczona na końcu.

      Ta cała numeracja foteli w wagonach to oczywiście rzecz w sumie nieważna, obyśmy w życiu tylko takie kłopoty mieli, niemniej od dawna nie daje mi ona spokoju. Wciąż dręczy mnie rozpaczliwe pytanie DLACZEGO?! Dlaczego przez wieki ludzie numerowali 1, 2, 3, 4 i tak dalej i nagle polskie koleje postanowiły z tym skończyć?

      No więc szybkie zerknięcie na fotel numer 18, przelatująca jak błyskawica myśl z nadzieją, że obok 18 będzie znów 24 jak przedwczoraj i… głębokie rozczarowanie. Obok 18 jest 12. Znów sześć numerów różnicy między sąsiadami, tyle że w dół. Patrzę, co za nimi: zaraz za tą wysoce poróżnioną parą jest zdumiewająco łagodnie, prawie konserwatywnie, rzec by można, bo za dwunastką jest jedenastka, a obok niej trzynastka. Ja mam w sąsiednim rzędzie miejsce 14, obok mam 16, ale niestety, nie cieszmy się, ten skromny ukłon w stronę tradycji jest przejściowy, para foteli tuż przede mną ma numery 27 i 25.

      Nic nie zmyślam! Wpatrzyłem się w tę szesnastkę przyklejoną na listwie pod półką na bagaż, żeby sprawdzić, czy na pewno dobrze widzę i czy na pewno następny kwadracik po 16 to 27, i kiedy upewniłem się, że tak, że to nie są halucynacje, postanowiłem się poddać. Zrezygnowałem z prób odkrywania, gdzie w wagonie umieszczono tych jedenaście miejsc dzielących szesnaście i dwadzieścia siedem, a także postanowiłem, że nie będę już podejmował dalszych prób rozgryzania systemu. Koniec. Nigdy więcej. Kolejo Polska, wygrałaś!

      Na koniec porada bardzo praktyczna: przypomniało mi się, że jadąc pendolinem, dobrze jest pamiętać, by w porę zająć sobie kolejkę do toalety. A już na pewno nie odkładać wizyty na ostatnią chwilę. Toalet w pendolinie jest za mało i zysk z tego tylko taki, że niezaspokojone potrzeby prozaiczne pozwalają zapomnieć o niezaspokojonych potrzebach nieco bardziej wyrafinowanych. Od początku kursowania u nas pociągów pendolino nie udało się w nich do dziś (marzec 2018) zainstalować internetu. Nie ma. Przy tych cenach biletów i karach!

F 79

      Wbrew zamiarom zacząłem narzekać, więc na koniec zasłyszana opowiastka o uczynności obsługi Eurocity Warszawa–Berlin. W Warszawie pasażer prosi: „Jestem zmęczony, na pewno zasnę, musi mnie pan obudzić przed Rzepinem, wysiadam w Rzepinie, mam sprawę w sądzie. Tylko proszę wziąć pod uwagę, że jak mnie ktoś budzi, to już tak mam, że wpadam w histerię, za wszelką cenę chcę spać dalej, musi mnie pan wysadzić w Rzepinie, żebym nie wiem jak protestował”. Podróżny zasypia i budzi się na Berlin Hauptbahnhof. Ryczy na konduktora, najgorszymi wyrazami go obrzuca, inni pasażerowie komentują: „Co to dzisiaj nic tylko dzikie awantury, popatrz znowu jakiś łysy w okularach rozrabia, zupełnie jak ten, co go siłą wyrzucali w Rzepinie”.

      x x x

rozdział 13

      Polacy są wyjątkowo dzielnym narodem. Ale tak jak Achilles miał swój słaby punkt – piętę, tak Polacy mają przeciąg.

      Polak nie boi się komunizmu, Hitlera, konspiracji, powstanie raz za razem może wywoływać, niczego się nie boi, ale otworzysz mu okno, natychmiast wrzaśnie: „Jezus Maria, przeciąg!”. I zatroszczy się o innych: „Niech pan tam nie stoi, bo pana zawieje!”.

      Strach przed przeciągiem nie ma nic wspólnego z temperaturą. Na dworze może być cieplej niż w pokoju, wystarczy fakt, że powietrze się ruszy. Wtedy staje się groźne. Polak toleruje powietrze tylko nieruchome. Powietrze ruchome Polaka zabija.

      Stąd modlitwa: od powietrza, ognia i wojny uchowaj nas, Panie.

      Co ciekawe, Polak nie boi się wentylatora. Powietrze z otwartego okna Polaka zabija, powietrze o takiej samej temperaturze płynące z taką samą prędkością, tyle że z wentylatora – nie zabija. Czy ktoś potrafi to wytłumaczyć? Wiem, znam argumenty: bo jak pan spocony, to wtedy może pana zawiać. Dlaczego wobec tego mogę podchodzić spocony do wentylatora i nikt nie krzyczy: „Wyłącz!”?

      Prasa opisywała w zeszłym roku, jak to w Niemczech w upał w wagonach Deutsche Bahn masowo psuła się klimatyzacja, tam są okna nowoczesne, nieotwieralne, i jak temperatura w wagonie doszła do 50 stopni, jedna Niemka zdecydowała się na czyn bohaterski jak na Niemkę, wybiła szybę, mimo że wybijanie szyb jest verboten. Polka by nie wybiła. Znaczy, ot tak, dla przyjemności, proszę bardzo, nikt Polce nie będzie niczego zabraniał, ale w jadącym pociągu – wykluczone, bo by zawiało.

      Charakterystyczne, że gdy w Polsce człowiek się zatacza, bełkocze, przewraca, to mówi się, że zawiany. Polacy są przekonani, że alkohol nie mógłby tak człowiekowi zaszkodzić. Nie, skąd. Zawiało go.

F 81

      Te niemieckie wagony z nieotwieralnymi oknami niestety zaczęło sprowadzać nasze Intercity i to jest groza, nie dlatego, że klimatyzacja w nich się psuje, nie, groza, bo za nic nie chce się zepsuć. Jadę do Poznania na jeden dzień, upał trzydzieści parę stopni, więc wybrałem się w samym T-shircie, pociąg rusza i robi się mróz. Wszyscy dygocą, w całym pociągu ani szczelinki, żeby trochę ciepła wpadło, niechby chociaż koce dawali albo w restauracyjnym usunęli stoliki i wylali wodę, człowiek by się poślizgał, bałwana ulepił, rozgrzał jakoś. Nic w całym PKP nie działa, tylko klimatyzacja akurat musi.

      Uratowało

Скачать книгу