Chamo sapiens. Jacek Fedorowicz

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Chamo sapiens - Jacek Fedorowicz страница 6

Автор:
Серия:
Издательство:
Chamo sapiens - Jacek Fedorowicz

Скачать книгу

Szybko napisałem monolog, w którym Kolega Kierownik relacjonuje zdarzenie, opowiadając się oczywiście po stronie „Mnietka” Rakowskiego, a nie „tych kakapów”, czyli członków KKP. Monolog mówiłem uczestnikom pamiętnej blokady na warszawskim rondzie, tam odbyła się premiera, a potem w Olivii. Zacytuję fragment tego monologu, starając się przy tym choćby częściowo oddać język Kolegi Kierownika na piśmie. To trudne zadanie, bo ręka się wzdraga przed użyciem głoski „ł”, której Kolega Kierownik nie używał nigdy (z wyjątkiem sytuacji, gdy była ona całkowicie nie na miejscu, jak na przykład w wyrazie „kapitalizłm”), wszelako rękę tę przymusić trzeba, od czasu do czasu przynajmniej, by tekst był zrozumiały. No nie napiszę przecież „zaapaa” albo „zapaaa”, muszę napisać „załapała” i „zapałała”, choć Kolega Kierownik na pewno by tak nie powiedział. Będę więc pisał „zrobiły” choć powinienem „zrobiy” i „pędziłem” zamiast „pendziem”, natomiast „wadze” i inne podobne zostawię. Będzie się to trudno czytało, ale jako autor zakochany w swojej – historycznej wszak – postaci chciałbym zachować maksymalną zbieżność tekstu pisanego z dźwiękowym oryginałem.

F 40rozdział 5

      Kolega Kierownik: Ponieważ pojawiły siem różne wersje wydarzeń, które mniay mniejsce wew dniach niedawnych, ja wam, koledzy, zabezpieczem wersjem prawdziwom. Byo tak: przyszy te kakapy niby porozumniewawcze zez Solidarności do Mnietka i zez mniejsca widać byo, że zachowowywajom siem zaczepnie. Prowokowali Mnietka do zerwania rozmów wszystkemni siłamni. Od weńścia sie zaczeo: mnijali Mnietka kolejno i żaden nie przyklenknył.

      A Waensa tak paczał na mninistra Krzaka, jakby go chciał wyrwać zez korzeniamni!

F 41

      Potem zaczeły siem rozmowy i padła kweścia dostempu do telewizji. Oni przekonywajom, że niby nie posiadajom. Mnietek jeim tumaczy, czarno na biaem pokazywa, że Urban Jerzy – i na to zabezpieczyliźmy dowody wew postaci nagrań – że Urban Jerzy codzienie co namniej pó godziny opowiada przed kameramni o Solidarności. Pó godziny tyko o waszej wrednej dziaalności! I jeszcze wam mao? – pyta Mnietek – ja wiem, dlaczego wy tak o tem dostempie! Tutej wyszo szydo zez worka! Tutej wyście siem zdradziliście, chcecie dostempu do telewizji, tak? To znaczy, że wy chcecie waaaadzy! Bo kto ma dostemp do telewizji, ten ma wadze!

F 42

      Potem oni cóś, że chcom mnieć wglond wew planowanie dostaw żywności na rynek. Na co Mnietek, że nie tak siem umawialiźmy, mnieliźmy rozmawiać o problemach spoecznych, a nie politycznych, na co oni, że żywnoś to temat spoeczny, ale nie dla Mnietka take gupoty i zez mniejsca on jeim wygarnia, że tutej goem okem widać, że walczycie o wadze, chcecie mnieć kontrol nad żywnościom, tak? To znaczy, że chcecie waaadzy! Bo kto kontroluje dostawy żywności, ten ma wadze!

      Potem rozmowy trwały jeszcze dość dlugo, a potem przebrała siem mniarka, bo jeden zez tych kakapów powiedział, że jest duszno, to czy można roztworzyć okno. A to oczywista prowokancja bya, wienc Mnietek od razu: Roztworzyć okno? To znaczy, że wy chcecie waaadzy! Bo kto ma dostemp do powietrza, ten ma wadze!

      x x x

      Tu jeszcze dodam, że w tym pierwszym okresie Solidarności ogromnie wszyscyśmy zbezczelnieli. Przed występem na rondzie, w chwili gdy właśnie zabierałem się do wyjścia z domu, przyszło dwóch esbeków. Obaj nadzwyczaj grzecznie prosili, żebym nie jątrzył, nie namawiał do rozruchów, nie agitował za marszem na Komitet Centralny. Dość zdumiony byłem ich podejrzeniami, myślę, że tak naprawdę nie przewidywali żadnych moich rewolucyjnych nawoływań, chodziło zwyczajnie o to, żeby mnie postraszyć. Ich niepotrzebne perswazje trwały jednak długo i zorientowałem się, że się na to rondo spóźnię. Wrodzona punktualność przyćmiła mi rozum, bo zażądałem podwiezienia.

      – Panowie mnie zagadali, mogę się spóźnić na umówioną godzinę, to teraz proszę, żeby mnie panowie podwieźli. Na pewno jesteście samochodem.

      – Ależ bardzo chętnie – powiedzieli i pojechaliśmy. Dopiero w samochodzie zdałem sobie sprawę z rozmiarów mojej głupoty. Artysta wysiadający z ubeckiego samochodu? Nie miał co prawda napisu MILICJA, ale twarze tych dwóch plus kierowca były niewątpliwe. W tamtych czasach ludność miała spore doświadczenie w natychmiastowym rozpoznawaniu funkcjonariuszy w cywilu. Poczułem się jak Lech Wałęsa – według plotek uporczywie rozsiewanych przez waaadzę – podwieziony na strajk w Stoczni motorówką. Na szczęście udało mi się wysiąść i szybko oddalić od kompromitującego towarzystwa – mam nadzieję – nie zwracając niczyjej uwagi.

F 44F 45

      x x x

      Już rok później nie byli tacy milutcy. W stanie wojennym przed spodziewanymi demonstracjami robili regularne pokazy siły, po mieście chodziły dwójki lub trójki milicjantów z ogromnymi pałami. Nic takiego nie robili, ot, przechadzali się leniwym krokiem, a wzrok przechodniów automatycznie zawieszał się na tych pałach. Pamiętam, bardzo mnie rozśmieszyła (tak do środka) myśl, że przechodnie mogliby im odpowiedzieć tym samym:

F 46

      x x x

      Kolega Kierownik reagował na wydarzenia. Dziś już mało kto pamięta, że największe chyba polowanie w latach osiemdziesiątych waaadza urządziła na Zbigniewa Bujaka, przewodniczącego regionu Mazowsze, i wiceprzewodniczącego Wiktora Kulerskiego. Kulerski nie dał się złapać aż do końca, natomiast Bujak ukrywał się długo, ponad cztery lata, potem go jednak złapali, przetrzymali trzy miesiące, a potem zdecydowali się wypuścić. Chyba pod naciskiem Zachodu, choć kto ich tam wie, w każdym razie wypuścili. Akurat następnego dnia miałem zaplanowany wieczór autorski w Krakowie w sali parafialnej przy kościele ojców Misjonarzy na ulicy Lea – wtedy Dzierżyńskiego. Udało mi się naskrobać tekst dla Kolegi Kierownika tuż przed występem. Oczywiście nie mógł nie być przyjęty entuzjastycznie. Kolega Kierownik skarżył się na prezydenta Reagana.

F 47rozdział 6

      Wicie, co nam zrobił wew ostatniem czazokresie ten ohidny Regan? On wzion takom sporom garść dolarów i tak o, przed nosem nam zaczął machać… No wicie, towarzysze, co siem dzieje wew duszy prawdziwego komunisty, jak zobaczy dolara. Ledwoźmy mogliźmy wyczymać zez tej pożondliwości, a on machał… tak coraz bliżej… bliżej… już zmarszczki na twarzy Waszyngtona Jerzego można byo policzyć, wewtenczas nie wyczymaliźmy, wypuściliśmy Lisa Bogdana.

      Reganowi nawet powieka nie drgnea.

F 48

      Popaczyliśmy po sobie i wypuściliźmy Mnichnika. Wypuściliźmy Mnichnika, biegniemy do Regana… a ta świnia siedzi i… (machanie) My mu na to: suchajcie, Regan, coźmy mogliźmy, toźmy wypuściliźmy, ale wiency nie możemy. My wam tych podziemniaków, Bujaków i inych nie możemy wypuścić, bo jak byźmy wyglondaliźmy wobec naszych chopców, co bez kika lat na tych podziemniaków polowali. I wreście ich poapali. Oni codzienie chodzom na Rakowieckom popaczyć. O, nasz Zbiszek. Mamy go. Wicie, Regan, jak trudno jest zapać takiego

Скачать книгу