Chamo sapiens. Jacek Fedorowicz
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Chamo sapiens - Jacek Fedorowicz страница 10
Może się czepiam. PKP bardzo się poprawiło. Dawniej po osiem osób w przedziale, teraz na ogół tylko sześć. Dawniej nuda, słychać tylko stukot kół, człowiek od razu zasypiał, a to niebezpieczne, okraść mogą. Dzisiaj życie przedziałowe aż kipi. Panienka przy oknie rozmawia przez komórkę, co chwila traci zasięg, więc się drze: „A Luśka od miesiąca żyje z Mietkiem! Tak, tym żonatym! Tylko wiesz, to tajemnica, przysięgnij, że nikomu nie powiesz. Ja też przysięgłam!”. Naprzeciwko inna przekrzykuje tę pierwszą, a jeszcze przy drzwiach biznesmen, który jadąc, nie przestaje prowadzić firmy, co chwila dyspozycje rzuca: „Sprzedaj mu za tysiąc – i weź fakturę – na fakturze niech napisze pięćset”. Znaczy zakłada, że pociągami NIGDY nie podróżują pracownicy urzędu skarbowego.
Jak do mnie ktoś dzwoni, zawsze wychodzę z przedziału i cicho rozmawiam na korytarzu. Państwo myślą, że ci w przedziale odbierają to jako dowód mojej wysokiej kultury? Nie! Patrzą na mnie podejrzliwie: ten to dopiero musi mieć trefne interesy.
Szanowni Państwo. Oczywiście wciąż jeszcze wybieracie się w podróż samochodem. Jednakowoż po kolejnych kilku godzinach spędzonych w korku, po kolejnym karambolu, mgle, gołoledzi, po kolejnej długotrwałej walce z czarnym rozklekotanym bmw, które wyprzedzało na podwójnej ciągłej tuż przed zakrętem, by zaraz potem zwolnić i snuć się majestatycznie przed nosem wyprzedzonego, po jednym czy drugim sporządzeniu bilansu kosztów podróży dojdziecie być może do wniosku, że samotnemu podróżnemu opłaca się jednak pojechać pociągiem. Taniej, a przy tym znacznie bezpieczniej. Proszę sobie uzmysłowić, że jeżeli nawet kolumna rządowa postanowi zaatakować pociąg, to bardziej ucierpi ona niż on. Ona to zresztą wie i nie zaatakuje. A na szosie może, każdego w każdej chwili, i pełnymi garściami z tych możliwości korzysta. Przypuśćmy, że stanął ktoś w korku na szosie. Stoi, czeka, a tu nagle – łup! – wali w niego kolumna aut rządowych. Od razu jest winien. Jeszcze przed zlikwidowaniem sądokracji, przed naprawą sądownictwa, za rządów sędziowskiej kasty mógł liczyć, że jakoś tam wyjdzie z tego z łagodnym wyrokiem. Teraz, po naprawie sądownictwa, niech nikt nie liczy na pobłażanie. Kto przy użyciu niebezpiecznego środka, jakim jest samochód osobowy, napada na członka rządu, otrzymuje karę bezwzględnego więzienia plus dożywotni zakaz prowadzenia wszelkich pojazdów łącznie z rowerem. A w razie recydywy łącznie z wózeczkiem na zakupy.
Są więc chyba powody, by w najbliższej przyszłości rozpatrzyć jednak ewentualność podróży pociągiem. Wszystkim, którzy taką decyzję podejmą, służę obserwacjami człowieka doświadczonego.
Jest bardzo dobrze, jeżeli przyszły pasażer wie dokładnie 30 dni wcześniej, że będzie jechał. Intercity oferuje ogromne zniżki, w liczbie skąpej jednak, a więc dostępnej tylko dla czujnych. Przy czym nie wystarcza tu czujność dzienna, musi być też godzinowa, trzeba kliknąć na stronie internetowej KUP BILET nieco przed 00.30 w nocy, nakierować strzałkę myszą na odpowiednie miejsce i trzymać palec w pogotowiu, następnie kliknąć, gdy zniknie napis „przerwa serwisowa”. Dalej poprowadzą. Ten system, o dziwo, działa, wierzcie człowiekowi, który do Gdyni, Wrocławia czy Krakowa od dawna rozbija się pendolinami po 49 złotych sztuka. Zamiast stu pięćdziesięciu!
Przy okazji ciekawostka: zawsze z miejscówką 44 w wagonie numer 4. To jest miejsce, które komputer przydziela temu pierwszemu, co kliknął. Niestety komputer ten jest idiotą zaprogramowanym według systemu „restauracja radziecka”, to znaczy przydziela następnym klikającym miejsca sąsiednie w środku środkowego wagonu. W Związku Radzieckim nie można było usiąść przy wolnym stoliku. Kelnerka ostrzegała, rycząc uprzejmie „NIE LZIA!!!” i sadzała przy stoliku już częściowo zajętym. Dopiero gdy cztery zupełnie sobie obce osoby zapełniły już ten stolik, można było napocząć następny.
Przyznam się, że mnie jako pasażerowi tęsknota za zbijaniem się w kupki jest zdecydowanie obca, zawsze wolę w pociągu na sąsiednim siedzeniu mieć mój plecak lub nic, zamiast sąsiada, który się wierci albo stara się podstępnie wypchnąć swoim łokciem mój łokieć z jednołokciowego oparcia, a zdarza się czasem, że jest gabarytowo imponujący i przelewa się poza obręb swojego miejsca. Dlatego od dawna nie zdarzyło mi się siedzieć na moim miejscu 44 w wagonie 4. Zawsze zajmuję miejsce dowolne w pustawym wagonie ostatnim. Pustawym nie tylko dlatego, że komputer napoczyna wagon numer 7, dopiero gdy zapełni wagon numer 6, ale także dlatego, że w wagonie numer 7 wyznaczono strefę ciszy. Większość pasażerów, którzy się dowiadują, że tam nie będzie im wolno rozmawiać głośno przez telefon, rezygnuje z podróży.
Jeżdżę więc zawsze w ostatnim i od razu podkreślę z radością: kolej wciąż jeszcze to toleruje! Bo mogłaby przecież łupić kary i nakazywać zajęcie przydzielonego miejsca. Ostatecznie to w pendolinie wciąż jeszcze obowiązuje kara za próbę kupienia biletu u konduktora. Kara łagodna, bo ostatnio obniżona z 600 złotych (tak było na początku kursowania pendolina) do zaledwie 150 złotych, ale myślę, że to i tak nie jest mało. Podejrzewam przy tym Intercity o celowe zastawianie pułapki na nowicjuszy. Bo niby skąd może taki wiedzieć, że wsiada do – jak myślę – jedynego pociągu w Europie, w którym pasażer grzecznie zgłaszający, że nie ma biletu i chciałby kupić, płaci wysoką karę? O świadomym zastawianiu pułapki może tu świadczyć sprytny sposób informowania o nietypowości sytuacji. Spikerka stacyjna informuje, że w pociągu obowiązuje bilet na przejazd kupiony przed wejściem do pociągu. Kto zwróci uwagę na taki komunikat? Pierwsza myśl jest taka, że to oczywiste, że się podróżuje z biletem, podobnie jak oczywiste jest, że jak się go nie zdążyło kupić, bo była kolejka, to się kupi u konduktora, a poza tym słucha się tylko, na który peron wjeżdża i czy nie opóźniony aby. Całej reszty żaden organizm już nie przyjmuje, bo jest przesycony. Mało to banałów słyszymy z głośników dworcowych? Za powstałe utrudnienia serdecznie przepraszamy, informujemy, że opóźnienie może ulec zmianie – od dawna nasz mózg tego nie rejestruje. Nie mogłaby spikerka ostrzec po prostu, że uwaga, biletu w tym pociągu nie będzie można kupić u konduktora? Nie. Nie mogłaby. Bo gdyby ostrzegła, w pułapkę mogłoby się złapać znacznie mniej pasażerów.
Na koniec bardzo ważna uwaga. Ta moja wizja PKP jako instytucji – powiedzmy – nie do końca życzliwej pasażerom jest w życiu codziennym łagodzona wydatnie przez obsługę pociągów. Są to w większości ludzie sympatyczni, którzy często dostrzegają bezsens postępowania firmy i robią, co w ich mocy, żeby wyrównać niedostatki myślowe swojego szefostwa, starającego się, by gdzie się da, coś wymyślić głupio. Ewentualnego braku życzliwości wobec pasażera można się spodziewać tylko w przypadku, gdy konduktor prywatnie należy do święcie wierzących w zamach, a pasażerowi wyjrzała właśnie z kieszeni „Gazeta Wyborcza”.
x x x
Już się nie raz przedstawiałem jako piewca osiągnięć PKP. Dziś dodam, że PKP dokonało rewolucji w dziedzinie cyfr. Nie mylić z cyfryzacją. Rewolucyjne rozwiązania mogą być zastosowane zarówno przy cyfrach rzymskich, jak i arabskich, a w wypadku PKP – dalekobieżnych.