Chamo sapiens. Jacek Fedorowicz

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Chamo sapiens - Jacek Fedorowicz страница 7

Автор:
Серия:
Издательство:
Chamo sapiens - Jacek Fedorowicz

Скачать книгу

alt="F 49"/>

      Ja: Domyślam się… pewnie…? (machanie)

      Kolega Kierownik: Gorzyj! Jednom renkom machał paperowymi, a drugom bilonem brzdonkał!

      I tego już nie szo wyczymać. Wypuściliźmy Bujaka. Kilku generałów to pakao, jak go żegnao. Zaraz potem zatelefonowaliźmy do banku narodowego: towarziszu dyrektorze, otwierać skarbiec, powierzchnie magazynowom szykować, drożność kanaów sprawdzać, bo tam do was zaraz strumyczek dolarowy popynie! Begniemy do Regana, a ten… macha dalej. Wewtenczas jednemu zez naszych cóś przyszo do gowy. Podeszed do Regana i tak jego lekutko tryknoł. I Regan siem obalił. Bo to nie był prawdziwy Regan, tyko taka kukieka, co jom któś ustawił, żeby nas drzaźnić. Ale coźmy ponawypuszczliźmy, to siem już odkrencić nie dao…

      x x x

      To było tak z rozpędu. Inne monologi Kolegi Kierownika będą później, w specjalnym dziale poświęconym tej świetlanej postaci.

      A teraz postanowiłem, że jednak wgłębię się w te stare teksty, co to miałem się nie wgłębiać (patrz zwierzenia wstępne), bo po przypomnieniu kilku monologów z ostatniej dekady przyszło mi do głowy, że moje współczesne pisanie bywa może czasem solidnie przemyślane, poprawiane systemem napisz-prześpijsię-ranoprzeczytajświeżymokiem-popraw i jest absolutnie różne od wariackiej produkcji w najwyższym pośpiechu, do jakiej zmuszały mnie programy radiowe, telewizyjne i gazety w dawnych czasach, ale że ten współczesny komfort, choć podnosi jakość produkcji, fatalnie wpływa na jej ilość. Teraz mogę sobie przemyśleć, pozmieniać, dopracować, co sprawia, że gotowych tekstów mam jak na lekarstwo. Więc po tych monologach komputerowych i komunikacyjnych, przetkanych zabytkowym Kierownikiem, myśl niepokojąca wpadła mi do głowy, że znajdę może jeszcze kilka tych nowszych i koniec. Nie starczy tego do zapełnienia kart reprezentacyjnej księgi pod roboczym tytułem Najlepsze Pozycje Repertuaru Komika Weterana. Postanowiłem, że podeprę się tekstami z zamierzchłej przeszłości.

      I tu od razu sięgam do mojego pierwszego w życiu monologu, napisanego na użytek pierwszego programu kabaretu To-Tu – Gdańsk, Klub Żak, 1959. Jaki temat wziął na tapetę przeszły satyryk? Oczywiście przyczepił się do innych satyryków, że banalni, wysługujący się władzy i za mało satyryczni…

rozdział 7

      Nie ma chyba na sali nikogo, kto oglądając w prasie niezwykle dowcipne rysunki, nie zapragnął spróbować choć raz tego samego. Nic prostszego. Nauczyć się można w ciągu pięciu minut. Temu właśnie zadaniu posłuży nasz wykład.

      Na wstępie przypominam główne przymioty współczesnej satyry. Jest ona: chłoszcząca, konkretna, walcząca i bezkompromisowa. Podaję przykład konkretny satyry politycznej, posługując się rysunkiem na planszy. Jakie nieodzowne elementy muszą się złożyć na rasową satyrę polityczną? Oto one: dolar, wór dolarów, bomba, lufa armatnia, wąż i topór.

F 51

      I jak teraz przystępujemy do produkcji satyry politycznej z podanych elementów? Narysowałem Państwu rysunek satyryczny pod tytułem „Kapitalista”:

F 52a

      Wszystkie elementy zostały użyte, wszystko jest proste, zrozumiałe, a efekt przewidziany. Kapitalizm został wyszydzony doszczętnie i wstydzi się ludziom pokazać na oczy.

      Pogłębiajmy wiedzę. Jaka jest różnica między satyrą polityczną a grafiką artystyczną? Wyjaśniam na kolejnych przykładach. But ludu, który gniecie kapitalistów:

F 52b

      Jest to satyra polityczna. A teraz but kapitalistów, który depcze lud:

F 53

      Jest to oczywiście grafika artystyczna.

      Punkt następny: satyra masowa. Przed przystąpieniem do produkcji satyry masowej musimy sobie zdać sprawę z tego, co nas najbardziej boli w życiu codziennym. No? Może Państwo podpowiedzą? Śmiało, śmiało. Przecież wszyscy wiemy. Nie będziemy nic ukrywać, tu na tablicy wyrysujemy sobie zaraz wszystkich tych, którzy są sprawcami wszelkiego złego. Nie będziemy się krępować. Satyra jest odważna. Było nie było. Oto oni: Chuligan, Łapownik, Kelner, Dyrektor, Pijak, Malarz Abstrakcjonista.

      Pan coś podpowiadał? Nie, nie, to już wszyscy, na pewno. Nie takie głowy, jak za przeproszeniem pańska, to przemyślały.

      Tak więc wiemy już, kogo należy wyszydzić, nie wiemy jeszcze jak. I tu otwiera się pole do popisu właśnie dla was, nowych adeptów sztuki. Możliwości jest tyle, że aż się w głowie kręci. Bierzemy dla przykładu pierwszych dwóch bohaterów i rysujemy w prześmiesznej sytuacji: oto chuligan daje łapownikowi… co? Cegłę! Tę samą, którą zwykle oferuje przechodniom w ciemnej uliczce. Dobre, co? Albo kelner mówi: „kolega” i wskazuje na… dyrektora! Albo pijak i malarz abstrakcjonista widzą stado białych myszek. Dobre, co? Plaga alkoholizmu spada natychmiast o kilkadziesiąt procent.

      Państwo tego nie łapią? Dziwię się. Przecież tylu ludzi z tego żyje…

      Ale uwaga. Jesteśmy młodzi i powinniśmy być awangardą. Będziemy dążyć do nowych form. Do skrótu myślowego. Do Wielkiej Metafory. Oto przykład myślenia twórczego, syntezy przyszłości:

F 54

      Wyjaśniam: A – dyrektor, który był kiedyś nieuprzejmym kelnerem; B – butelka, bo dyrektor pije; C – plaster po wybrykach chuligańskich; D – ręka wyciągnięta po łapówkę i E – kopyto. Abstrakcja.

      Wykład uważam za skończony. Ale chciałbym się jeszcze podzielić z Państwem pewnym projektem, moim projektem, który, mam nadzieję, zostanie niedługo wprowadzony w życie. Utworzymy Pogotowie Satyryczne. Jak to będzie wyglądało? Oto na Pogotowie zgłasza się klient i mówi: „Chuligan Kozłowski pobił mnie wczoraj i dotkliwie”. No to my rysujemy satyrę na chuligana i posyłamy Kozłowskiemu. I co? Koniec z Kozłowskim.

      Inny przykład. Przychodzi klient i mówi: „U nas w fabryce skradziono trzy wagony węgla. Zostały dwa”. Rysujemy satyrę na złodziei i przypinamy do dwóch pozostałych wagonów. W nocy przychodzą złodzieje i… zauważają ją! I koniec. Załatwione.

      Albo tak: Przychodzi klient i mówi: „W kraju jest źle”. To my, buch, satyrę na tego… no, wiecie Państwo… (gest i spojrzenie w górę). Wyleciało mi z głowy… eee… Na klienta!

      x x x

      Wierzyć się nie chce, że to się kiedyś podobało! I to jak! Dziś, kiedy nie męczy odbiorcy jednostajność, sztampowość, namolność satyry państwowej lat pięćdziesiątych, trudno mu zapewne wyobrazić sobie, jak słuszne były moje wycieczki pod adresem tych kolegów, którzy gorliwie realizowali „linię Partii”, z jakim aplauzem były przyjmowane, a także to, że wszyscy widzowie byli pod wrażeniem mojej szaleńczej odwagi, szczególnie w ostatnim akapicie. Dziś, gdy o władzy można prawie wszystko, ta moja aluzja do Gomułki i sugestia, że będzie tu zaraz zaprezentowana satyra na niego samego, jest czymś tak nieśmiałym i anemicznym, że nie byłaby w stanie nikogo nie tylko zachwycić, ale bodaj zainteresować. To jest miara ponurości tamtych czasów…

rozdział 
						<noindex><p style= Скачать книгу