Czerwona kraina. Joe Abercrombie

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Czerwona kraina - Joe Abercrombie страница 14

Czerwona kraina - Joe Abercrombie

Скачать книгу

chłopca na zgniecionej trawie z szeroko rozłożonymi rękami i lekko odchyloną głową.

      – Na spokój zmarłych. – Owca wsunął palce w siwą czuprynę, zaciskając je na swojej czaszce, jakby chciał ją zgnieść.

      – Może próbował uciec i zabili go dla przykładu? – Miała nadzieję, że Ro tego nie spróbuje. Że jest na to za sprytna. Płoszka taka była w jej wieku. Oparła się o wóz, odwrócona plecami do pozostałych, zacisnęła powieki i otarła łzy. Wyjęła przeklęte łopaty i zaniosła je swoim towarzyszom.

      – Kurwa, znowu kopanie – parsknął Leef, uderzając w ziemię z taką wściekłością, jakby to ona odebrała mu brata.

      – Lepiej kopać niż samemu zostać pogrzebanym – odrzekł Owca.

      Płoszka zostawiła ich przy pracy, a woły przy posiłku, po czym zaczęła badać okolicę, zataczając coraz szersze kręgi, nisko trzymając się na nogach, przeczesując palcami zimną trawę, starając się odczytać ślady w słabnącym świetle. Wyczuć, co porywacze zrobili i co zamierzają.

      – Owca.

      Stęknął, przysiadając obok niej i otrzepując piach z rękawic.

      – Co się stało?

      – Wygląda na to, że tutaj trzech się oddzieliło i ruszyło na południowy wschód. Pozostali dalej wędrują na zachód. Co o tym myślisz?

      – Próbuję w ogóle o tym nie myśleć. To ty jesteś tropicielką. Chociaż nie mam pojęcia, kiedy tak się w tym wyszkoliłaś.

      – Wystarczy dobrze ruszyć głową. – Nie chciała przyznać, że ściganie i bycie ściganą to dwie strony tej samej monety, a w byciu ściganą ma dwuletnie doświadczenie zdobyte w najsurowszych warunkach.

      – Rozdzielili się? – spytał Leef.

      Owca skubał wcięcie w uchu, patrząc na południe.

      – Może się poróżnili?

      – Niewykluczone – odparła Płoszka. – A może posłano ich, żeby zatoczyli krąg i sprawdzili, czy nikt nie idzie ich śladem.

      Leef sięgnął po strzałę, omiatając wzrokiem horyzont.

      Owca uspokoił go machnięciem ręki.

      – Gdyby chcieli to sprawdzić, już by nas zobaczyli. – Wciąż patrzył na południe, wzdłuż linii drzew, na niski grzbiet górski, dokąd według Płoszki udała się wspomniana trójka. – Nie, myślę, że mieli dosyć. Może uznali, że to wszystko zaszło za daleko. Może pomyśleli, że oni zawisną jako kolejni. Tak czy inaczej, idziemy za nimi. Miejmy nadzieję, że ich dogonimy, zanim od wozu odpadną koła. Albo zanim ja się rozpadnę – dodał ze skrzywioną miną, zajmując miejsce na siedzisku.

      – Z tą trójką nie ma dzieci – zauważył Leef, pochmurniejąc.

      – Nie. – Owca ponownie założył kapelusz. – Ale mogą nam wskazać właściwy kierunek. Musimy naprawić wóz i znaleźć nowe woły albo konie. Potrzebujemy prowiantu. Możliwe, że ta trójka...

      – Ty pieprzony stary tchórzu.

      Zapadła cisza. W końcu Owca wskazał głową Płoszkę.

      – Ona i ja od lat roztrząsamy ten temat, a ty nie masz nic wartościowego do dodania.

      Płoszka popatrzyła na chłopca, który stał na ziemi i ze złością spoglądał w górę, oraz na potężnego starca, który beznamiętnie zerkał na niego z wozu.

      Leef zmarszczył górną wargę.

      – Musimy podążać za dziećmi, w przeciwnym razie...

      – Wsiadaj na wóz, chłopcze, albo pójdziesz za dziećmi sam.

      Leef ponownie otworzył usta, ale Płoszka złapała go za ramię.

      – Chcę ich złapać tak samo jak ty, ale Owca ma rację. Tam jest dwudziestu ludzi, złych, uzbrojonych i gotowych na wszystko. Nie moglibyśmy się im przeciwstawić.

      – Wcześniej czy później będziemy musieli ich złapać, prawda? – odburknął Leef, ciężko dysząc. – Lepiej to zrobić, póki mój i twój brat nadal żyją!

      Musiała przyznać, że chłopak ma rację, ale nic nie mogli zrobić. Popatrzyła mu w oczy i odezwała się ze spokojem, ale tonem nieznoszącym sprzeciwu:

      – Wsiadaj na wóz, Leef.

      Tym razem usłuchał i zajął miejsce pośród ich sprzętu. Siedział w milczeniu, odwrócony do nich plecami.

      Płoszka posadziła posiniaczony tyłek obok Owcy, który strzelił lejcami, zmuszając Szalkę i Caldera do niechętnego ruszenia z miejsca.

      – Co zrobimy, jeśli dogonimy tamtą trójkę? – wyszeptała, nie chcąc, żeby Leef ją usłyszał. – Możliwe, że są uzbrojeni i zdeterminowani. Na pewno lepiej uzbrojeni od nas.

      – A więc to my będziemy musieli być bardziej zdeterminowani.

      Uniosła brwi, słysząc te słowa. Ten potężny, spokojny Północny, który ze śmiechem biegał wśród zboża z Pestką na jednym i Ro na drugim ramieniu, wieczorami przesiadywał z Gullym przy butelce, w milczeniu patrząc na zachód słońca, i nigdy nie podniósł na nią ręki, gdy dorastała, chociaż wiele razy dotkliwie go prowokowała, nagle zaczął mówić o ubrudzeniu sobie rąk po łokcie krwią, jakby to był drobiazg.

      Wiedziała, że to nie jest drobiazg.

      Zamknęła oczy, przypominając sobie twarz Jega po tym, jak dźgnęła go nożem. Leżał na ulicy z zakrwawionym rondem kapelusza naciągniętym na oczy i wciąż mamrotał „Dym, dym”, a sprzedawca z pobliskiego sklepu wbijał w nią wzrok, gdy koszula ofiary czerniała od krwi. Przypomniała sobie spojrzenie Dodda wpatrującego się w jej strzałę sterczącą z jego piersi. „Po co to zrobiłaś?”.

      Mocno potarła twarz dłonią, nagle oblewając się potem i tak samo jak wtedy słysząc w głowie łomot serca. Zaczęła się wiercić, jakby w ten sposób mogła się wyślizgnąć ze szponów przeszłości. Jednakże ta dopadła ją na dobre. Dla dobra Pestki i Ro musi ponownie zbrukać ręce czerwienią. Zacisnęła palce na rękojeści noża, gwałtownie wciągnęła powietrze i zacisnęła zęby. Wtedy nie miała wyboru. Teraz także. A nad ludźmi, których ścigają, nie warto wylewać łez.

      – Czy kiedy ich znajdziemy, będziesz wykonywać moje polecenia? – spytała, a jej głos zabrzmiał słabo w gęstniejącej ciemności.

      – Nie – odparł Owca.

      – Co takiego? – Dowodziła od tak dawna, że nie sądziła, iż starzec może pójść inną drogą.

      Kiedy na niego popatrzyła, jego stara, pokryta bliznami twarz była wykrzywiona, jakby zmagał się z bólem.

      – Obiecałem twojej matce,

Скачать книгу