Nocna droga. Kristin Hannah

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Nocna droga - Kristin Hannah страница 20

Nocna droga - Kristin Hannah Kolekcja 20-lecia

Скачать книгу

Nie wiem.

      – Zach!

      Lexi usłyszała głos Mii i odsunęła się chwiejnie od Zacha, ocierając głupie łzy.

      Mia podbiegła do nich.

      – Będzie koronacja króla i królowej balu. Chodźcie do środka.

      – Gówno mnie to obchodzi. Rozmawiam z Lexi...

      – Idź! – ponagliła Mia.

      Zach popatrzył znów na Lexi, ściągając brwi. Potem odszedł, zmierzając w stronę sali gimnastycznej.

      – Co tu robiliście? – spytała Mia.

      Lexi też ruszyła w stronę sali. Nie śmiała spojrzeć na przyjaciółkę.

      – Chciał mi coś powiedzieć o dzisiejszym meczu. – Zaśmiała się z przymusem. – Wiesz, jak jest. Nie mam zielonego pojęcia o futbolu.

      Skrzywiła się. Znów okłamuje przyjaciółkę. W kogo ona się zmienia?

      To wtedy ostatni raz była sam na sam z Zachem aż do momentu, gdy odprowadził ją pod drzwi przyczepy; Mia siedziała w samochodzie i ich obserwowała.

      Pod drzwiami Lexi nie miała pojęcia, co powiedzieć. Czuła się zupełnie wytrącona z równowagi. Była jak zagonione zwierzę, zastygłe ze strachu, z wyostrzonymi zmysłami. Pocałunek zachwiał jej światem, ale czy zostawił ślad w jego świecie?

      Patrzył na nią. Widziała, jak złote włosy lśnią srebrzyście w księżycowej poświacie. Miała ochotę krzyknąć: „powiedz coś!”, lecz zdobyła się jedynie na drżący uśmiech.

      – Dziękuję, że zabrałeś mnie na randkę w zastępstwie, Zachu.

      – Nie mów tak – odparł.

      – Czas na nas! – wrzasnęła Mia z samochodu. – Mama dostanie wścieklizny, jeśli się spóźnimy!

      Zach pochylił się i pocałował Lexi w policzek. Całą siłą woli powstrzymywała się, by go nie objąć; tkwiła nieruchomo, a miejsce dotknięcia warg piekło niczym po wypaleniu piętna.

      Odjechali, a ona jeszcze długo tak stała. W końcu weszła do domu i zgasiła światło.

      W poniedziałek Lexi nie poszła do szkoły. Jak mogłaby spojrzeć w oczy Zachowi albo Mii po tym, co zaszło?

      Ale w poniedziałek wieczorem (nie zadzwonił… no tak, czego się właściwie spodziewała?) Eva zagroziła, że zamówi wizytę u lekarza – na co zupełnie nie było jej stać.

      Dlatego we wtorek Lexi wróciła do szkoły. Na przystanku autobusowym skuliła się pod wąskim daszkiem wiaty i patrzyła na deszcz zamieniający świat w niebiesko-zielony kalejdoskop.

      Postanowiła zachować spokój.

      Uśmiechnie się zdawkowo do Zacha i pójdzie dalej jak gdyby nigdy nic, jakby pocałunek nic nie znaczył. Nie była kompletną idiotką. Dostała całusa od chłopaka, który wciąż się całował z dziewczynami. Nie mogła pozwolić, żeby to coś dla niej znaczyło.

      W szkole z łatwością unikała Zacha – nie obracali się w tych samych kręgach – lecz nie sposób było unikać Mii. Tyle ich łączyło. Po ostatnim dzwonku przyjaciółka odprowadziła ją do pracy.

      Przez całą drogę do centrum miasta Lexi starała się uśmiechać, słuchając relacji Mii z balu. Po raz kolejny. Ale w jej głowie ciągle coś krzyczało: „kłamczucha!” i za każdym razem, kiedy spojrzała na przyjaciółkę, robiło jej się niedobrze.

      – Migdaliliśmy się. Mówiłam ci? – spytała Mia.

      – Tylko jakieś milion razy. – Lexi zatrzymała się przed Amoré, gdzie wionął na nich słodki zapach wanilii. Chciała już powiedzieć: „na razie” i wejść do środka, ale zawahała się. – Jak było?

      – Z początku wydawało mi się, że jego język jest jakiś taki śliski i duży, ale zaraz się przyzwyczaiłam.

      – Płakałaś?

      – Czy płakałam? – Mia zmieszała się, zaniepokojona. – Powinnam płakać?

      – Co ja tam wiem o całowaniu – odparła Lexi, wzruszając ramionami.

      Mia się nachmurzyła.

      – Jakaś dziwna jesteś. Coś się wydarzyło na balu?

      – A... co się mogło wydarzyć?

      – Nie wiem. Może coś z Zachem?

      Lexi nienawidziła siebie. Chciała powiedzieć prawdę, lecz bała się utracić przyjaźń Mii. No i właściwie po co miałaby o tym mówić? Jeden pocałunek i nic więcej, do niczego nie prowadził.

      – Nie, skąd. Nic mi nie jest. Wszystko w porządku.

      – Okej – odparła Mia, wierząc jej na słowo. Ale przez to Lexi poczuła się jeszcze gorzej. – Nara.

      Lexi weszła do lodziarni – jasno oświetlonej, z długą ladą ze szkła i chromu oraz kilkoma stolikami z krzesłami. W cieplejszych miesiącach roiło się tu od klientów, ale teraz, w połowie października, amatorów lodów było niewielu.

      Jej szefowa, pani Solter, stała przy kasie. W momencie wejścia Lexi nad drzwiami zabrzęczał dzwonek.

      – Cześć, Lexi – powitała ją wesoło pani Solter. – Bal się udał?

      Dziewczyna uśmiechnęła się z przymusem.

      – Było świetnie. Przyniosłam korale. Proszę.

      Podała kilka sznurów zapustowych korali z balu. Pani Solter zaświeciły się oczy na widok błyskotek i rzuciła się na nie jak sroka.

      – Dziękuję ci, Lexi. Bardzo miło, że o mnie pomyślałaś. – Od razu nałożyła na szyję wszystkie korale.

      Przez resztę dnia i część wieczoru Lexi obsługiwała klientów. O dziewiątej, kiedy już prawie nikogo nie było, zabrała się do sprzątania blatów przed zamknięciem lokalu. Wychodziła właśnie z zaplecza z butelką płynu Windex i z mokrą szmatką, kiedy do lodziarni wszedł Zach.

      Dzwonek zadzwonił nad nim wesoło. Ledwie go słyszała, bo nagle zaczęło szybko bić jej serce.

      Nigdy dotąd nie przyszedł tu sam. Zawsze była z nim Amanda, wisząca na jego ramieniu jak hiszpański mech – oplątwa brodaczkowata – w horrorach. Lexi wsunęła się za ladę jak za barierę ochronną.

      – Cześć – rzekł, podchodząc bliżej.

      – Cześć. Chcesz... lody?

      Przyjrzał

Скачать книгу