Nocna droga. Kristin Hannah
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Nocna droga - Kristin Hannah страница 15
– Kiepska ze mnie kompanka – odparła Lexi.
– Nie mów tak. Zabawimy się.
Samochód znów zatrąbił.
– Jest taka obsesyjno-kompulsywna – rzekła Mia, otwierając drzwi.
Przed przyczepą stał biały mustang z cicho szumiącym silnikiem. Spaliny rozsnuwały się we mgle.
Zach wysiadł z auta i popatrzył na Lexi ponad białym dachem mustanga. Zamrugał, krople deszczu padały mu na twarz.
Mia narzuciła kaptur, podbiegła do auta i szybko wsiadła.
Lexi była pewna, że Zach potrząsnął głową, jakby chciał powiedzieć: „to się nie zdarzyło... to się nie może zdarzyć”. Potem wsiadł do samochodu.
Popatrzyła za nimi, gdy odjeżdżali, a potem weszła do przyczepy, zamykając za sobą drzwi. Nie chciał, żeby mówiła Mii. Czy to miał na myśli?
Eva siedziała przy kuchennym stole, obejmując dłońmi kubek.
– W nocy obudziło mnie auto – powiedziała, podnosząc głowę. – Podeszłam do okna. Nie spodziewałam się, że wrócisz do domu.
Lexi próbowała wyobrazić sobie scenę, którą widziała Eva: niemal wnosi Mię po schodkach, ta pada na podłogę i śpiewa.
– Myślałam, że przenocujemy u Farradayów.
– Chyba wiem, dlaczego tak nie zrobiliście.
Lexi usiadła naprzeciw Evy.
– Przepraszam – powiedziała. Ze wstydu nie mogła podnieść oczu. Sprawiła zawód cioci Evie, którą mogły teraz najść wątpliwości, czy Lexi nie wdała się w swoją matkę.
– Chcesz o tym porozmawiać?
– Ja nie piłam, jeżeli o tym myślisz. Widziałam... jak mama pije, więc jestem... – Wzruszyła ramionami. Nie potrafiła wyrazić, co czuje, w kilku dobranych słowach. – Nic nie piłam.
Eva sięgnęła ponad stołem i ujęła Lexi za ręce.
– Nie jestem twoim stróżem, Alexo. Może tego po mnie nie widać, ale pamiętam, jak to jest być młodą, wiem, jak ten świat się kręci. Dziewczyna w takim stanie może napytać sobie biedy. Może podjąć złą decyzję. A nie zniosłabym, gdyby ktoś cię skrzywdził.
– Wiem.
– Wiem, że wiesz. I jeszcze jedno: Mia i jej brat nie są tacy jak ty. Mają możliwości, jakich ty nie masz. Dostaną szanse, jakich ty nie dostaniesz. Rozumiesz?
Wiedziała o tym; stało się to jasne w chwili, gdy przekroczyła próg domu Farradayów. Mia mogła sobie pozwolić na błędy. Ona nie.
– Będę ostrożna – obiecała Lexi.
– Dobrze. – Eva popatrzyła na nią. – I jeszcze ten chłopak. Widziałam, jak za tobą biegł. Uważaj na niego.
– On mnie nie lubi. Nie martw się.
Eva przyjrzała jej się uważnie. Lexi zastanawiała się, co ciotka widzi.
– Pamiętaj, uważaj na niego.
4
Jude bardzo lubiła ogród w październiku. Nadchodził czas organizowania, planowania na przyszłość. Zatracała się w sadzeniu cebulek, wyobrażając sobie, jak każda decyzja zmieni ogród na wiosnę. Potrzebowała tego teraz, żeby odnaleźć wewnętrzny spokój.
Ostatnie pięć dni było dla niej stresujące, chociaż nie potrafiła powiedzieć dlaczego. Nie chciała, żeby dzieci wybrały się na tamtą prywatkę, ale to zrobiły i nic szczególnego się nie wydarzyło. Zach wrócił do domu o wyznaczonym czasie, przytuliła go mocno (wąchając jego oddech) i odesłała do łóżka. Nie zauważyła oznak, że coś wypił, a Mia przenocowała u Lexi i na drugi dzień przyjechała do domu uśmiechnięta. Najwyraźniej nic złego się nie stało. Dlaczego więc przeczucie mówiło jej coś innego? Może Miles miał rację, może dopatrywała się problemów tam, gdzie ich nie było.
Przysiadła na piętach i zaklaskała, strzepując ziemię przyklejoną do rękawic. Czarne drobinki obsypały jej uda, tworząc koronkowy wzór.
Już wyciągała rękę po leżący na ziemi sekator, gdy usłyszała samochód. Podniosła głowę, osłoniła oczy dłonią i zobaczyła słoneczne refleksy na srebrzystej masce nowiutkiego mercedesa.
– Cholera! – mruknęła. Zapomniała, która to godzina.
Auto zatrzymało się przed kamiennym murkiem ogradzającym ogród przed domem. Jude ściągnęła oblepione ziemią rękawice i wstała. Z samochodu wysiadła matka.
– Witaj, mamo.
Caroline Everson obeszła obłe jak pocisk auto i wkroczyła między barwne rośliny sztywna jak manekin. Była ubrana tak jak zawsze, niezależnie od pory roku, w czarne wełniane spodnie i dopasowaną bluzkę uwydatniającą sportową sylwetkę. Białe włosy ściągnięte do tyłu odsłaniały kościstą twarz; surowy styl idealnie podkreślał ciemnozielone oczy. Ta siedemdziesięcioletnia kobieta nadal była piękna. I mogła pochwalić się sukcesami; właśnie to liczyło się dla Caro. Sukces.
– Zgłosiłaś już ogród do trasy wycieczkowej?
Jude żałowała, że zwierzyła się matce ze skrytego marzenia.
– Jeszcze nie jest gotów. Niebawem to zrobię.
– Nie jest gotów? Jest piękny.
Jude dosłyszała drwinę w głosie matki, lecz puściła ją mimo uszu. Caroline nie widziała sensu w zajęciach uprawianych z zamiłowania. Dla niej liczyła się rywalizacja i wynik. Dopóki Jude nie pokazywała ogrodu jako atrakcji, jej trud był poniekąd daremny.
– Zapraszam do środka, mamo. Lunch gotowy.
Nie czekając na odpowiedź, ruszyła pierwsza do drzwi wejściowych. Na ganku wysunęła stopy z ogrodowych klapek, otrzepała spodnie i weszła do domu.
Promienie słoneczne wpadały przez wysokie na ponad sześć metrów okna, podłogi z egzotycznego drewna lśniły jak polerowana miedź. Ogromny granitowy kominek stanowił główny akcent w dużym, neutralnie urządzonym pokoju. Prawdziwą atrakcją wnętrza był widok: szklane tafle odsłaniały fragment szmaragdowego trawnika, stalowoniebieską taflę cieśniny i odległe Góry Olimpijskie.
– Nalać ci lampkę wina? – spytała Jude.
Matka odłożyła torebkę tak ostrożnie, jakby trzymała w niej materiały wybuchowe.
– Oczywiście. Chardonnay,