Wybór Crossa. Sylvia Day

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Wybór Crossa - Sylvia Day страница 13

Автор:
Серия:
Издательство:
Wybór Crossa - Sylvia Day

Скачать книгу

włosów. Dobrze, że nie musiałem nic mówić, bo zupełnie zaschło mi w ustach.

      – Chciałbym mieć więcej czasu na zapoznanie się z materiałem – zaczął. – Ale z marszu mogę powiedzieć tyle: uważam, że pracujemy według zbyt napiętego planu. Część propozycji uważam za doskonałą i jestem podekscytowany na myśl o tym, co możemy z tym zrobić. Ale ostatnie stadium stopniowego testowania systemu komputerowego przed wdrożeniem go w życie wymaga co najmniej roku, a nie sześciu miesięcy.

      – To samo powiedziałeś mi pół roku temu – przypomniałem mu, zaciskając pięść, gdy Eva wsunęła sobie mego kutasa do gardła. Poczułem kroplisty pot na szyi, gdy zassała mnie gorącymi aksamitnymi ustami.

      – Straciliśmy naszego głównego projektanta na rzecz LanCorp…

      – Zaproponowałem zastępstwo, które odrzuciłeś.

      Henderson zacisnął zęby. Był istnym geniuszem od kodowania i miał błyskotliwy umysł. Nie umiał jednak pracować z innymi i opierał się wszelkim wpływom zewnętrznym. Pogodziłbym się z tym… gdyby nie zabierał mi czasu i pieniędzy.

      – Dodając do twórczego zespołu przypadkową osobę, zaburza się jego delikatną równowagę – argumentował. – Mamy teraz odpowiedniego człowieka…

      – Dziękuję – przerwał mu Jeff Simmons; na jego kanciastej twarzy pojawił się uśmiech aprobaty.

      – …i robimy postępy – ciągnął Tim. – My…

      – …nie przekraczajcie terminów, które sami sobie wyznaczyliście – powiedziałem ostrzej, niż miałem zamiar, ponieważ język mojej żony poruszał się z niesamowitą sprawnością. Delikatne, figlarne liźnięcia od nasady po koniuszek pozbawiały mnie rozsądku. Miałem naprężone, obolałe uda. Z całej siły napinałem mięśnie, aby utrzymać się na fotelu. Eva podążała wzdłuż każdej wrażliwej żyłki, pieszcząc płaskim językiem pulsujące krawędzie.

      – Tworząc to trudne i wyjątkowe oprogramowanie, wykonujemy swoje zadania i robimy to dobrze – odparował.

      Zapragnąłem ułożyć Evę na biurku i pieprzyć się z nią na całego. Ostro.

      Aby to zrobić, musiałem się uporać z przeklętym spotkaniem.

      – Doskonale. Po prostu róbcie to szybciej. Wysyłam wam zespół, który pomoże osiągnąć cele w wyznaczonym czasie. Będą…

      – Poczekaj chwilę, Cross – warknął Henderson, nachylając się bliżej kamery. – Wysyłając do nas jakichś korporacyjnych pionków, żeby nam deptali po piętach, tylko spowolnisz nasze prace! Musisz nas zostawić w spokoju. Gdy będzie nam potrzebna pomoc, poprosimy o nią.

      – Jeśli sobie wyobrażasz, że dam wam pieniądze i będę cichym wspólnikiem, to grubo się mylisz.

      – Ho, ho – mruknęła Eva, a jej oczy zabłysły z rozbawieniem.

      Sięgnąłem pod biurko i ścisnąłem jej kark.

      – Pojemność aplikacji jest wysoce konkurencyjna. Dlatego zwróciliście się do mnie. Przedstawiliście mi jedyny w swoim rodzaju intrygujący koncept, na którego realizację potrzeba roku. Mój zespół uznał ten termin za rozsądny i osiągalny.

      Wstrzymałem oddech, dręczony gorącymi wargami, które ślizgały się w górę i w dół po moim rozszalałym bojowniku. Eva pracowała z rozmysłem, pomagając sobie zaciśniętą pięścią. To już nie były wstępne igraszki. Chciała, żebym miał wytrysk. Natychmiast.

      – Pan patrzy na to ze złej perspektywy, panie Cross – powiedział Ken Harada, gładząc dłonią niebieskawą kozią bródkę. – Wyznaczanie terminów nie wspiera procesu twórczego. Pan nie rozumie, jak…

      – Niech pan nie zwala winy na mnie.

      Potrzeba odbycia regularnego stosunku się wzmagała. Poczułem gwałtowny przypływ agresji i musiałem się zmusić do zachowania elementarnych form uprzejmości.

      – Zapewniliście, że dostarczycie na czas wszystkie stworzone przez was elementy, a tymczasem nawet nie zbliżyliście się do końca. A teraz ja mam wam pomagać w wypełnieniu obietnic, które złożyliście.

      Obrugany geniusz opadł z powrotem na oparcie krzesła, mamrocząc coś pod nosem.

      Ścisnąłem mocniej kark Evy, usiłując zwolnić jej ruchy. Rychło jednak zrezygnowałem i zacząłem ją ponaglać, by ssała szybciej i mocniej. By mnie opróżniła.

      – Zrobicie tak, jak powiedziałem. Będziecie współpracować z zespołem, który do was wyślę. Jeśli przekroczycie następny ostateczny termin, zdejmę Tima ze stanowiska lidera zarządzającego projektem i zastąpię go kimś innym.

      – Bzdura! – wrzasnął Henderson. – Masz pan moją cholerną aplikację! Wsadź se ją pan…!

      Konieczna była finezja, ale nie mogłem jej z siebie wykrzesać. Mój mózg zajęty był wyłącznie zwierzęcą potrzebą kopulowania.

      – Należało uważniej przestudiować umowę. Zróbcie to dziś wieczorem. A jutro, gdy przybędzie tam moja ekipa, wrócimy do rozmowy.

      Gdy się spuszczę…

      Czułem ciarki przebiegające wzdłuż kręgosłupa. Napięcie w jądrach. Byłem tuż-tuż i Eva to wiedziała. Wciągając policzki, zassała mocno, trzepocząc językiem po wrażliwej szczelinie na główce mego kutasa. Serce waliło mi jak młotem. Dłonie miałem wilgotne od potu.

      Spoglądając na gniewne twarze rozmówców i słuchając burzliwych protestów rozbrzmiewających w słuchawkach, poczułem orgazm, który grzmotnął mnie z siłą pociągu towarowego. Wymacałem przycisk i wyłączywszy głos, wydałem ryk, wytryskując obficie w łakome usta Evy. Jęknęła i zaczęła doić mego kutasa obydwiema dłońmi, ciągnąc go i ugniatając, podczas gdy wypływ zdawał się nie mieć końca.

      Poczułem na twarzy falę gorąca. Wpatrując się kamiennym wzrokiem w ekran, walczyłem z chęcią zamknięcia oczu i odrzucenia głowy na oparcie, by bez przeszkód napawać się rozkoszą. Doszedłem dla Evy. Doszedłem dzięki niej.

      Gdy napięcie złagodniało, wypuściłem jej włosy i pogładziłem ją po policzku.

      Włączyłem mikrofon.

      – Za kilka minut ktoś z naszej administracji zatelefonuje do was – powiedziałem ochrypłym głosem – i umówi na jutrzejsze spotkanie. Mam nadzieję, że dojdziemy do porozumienia. A więc do jutra.

      Zamknąłem wyszukiwarkę i zdarłem z głowy słuchawki.

      – Chodź tutaj, aniołku.

      Odsunąłem fotel i wyciągnąłem ją spod biurka, zanim zdążyła wyjść.

      – Ależ z ciebie maszyna! – wykrzyknęła głosem równie ochrypłym jak mój. Wargi miała czerwone i opuchnięte. – Nie mogę uwierzyć, że nawet nie drgnęła ci powieka. Że też potrafisz… och!

      Maleńki

Скачать книгу