La Belle Sauvage. Cykl Księga Prochu. Tom 1. Philip Pullman

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу La Belle Sauvage. Cykl Księga Prochu. Tom 1 - Philip Pullman страница 26

La Belle Sauvage. Cykl Księga Prochu. Tom 1 - Philip  Pullman

Скачать книгу

czasami coś podkoloryzować...

      – Tak?

      – Lubi się popisywać tym, że coś wie. Ojciec czasem powtarza mu zasłyszane w sądzie rzeczy.

      – Właśnie... Tak się zastanawiam, czy naprawdę powtórzyłby mu coś takiego?

      – Myślę, że tak. Sam słyszałem, jak opowiadał takie rzeczy o różnych procesach i tak dalej. Dlatego myślę, że Ericowi powiedziałby prawdę. Ale może sam Eric... No nie wiem. Myślę o tym biednym człowieku, jaki wydawał się nieszczęśliwy...

      Ogromnie zakłopotany Malcolm zauważył, że głos mu drży, ściska go w gardle i łzy płyną mu z oczu. Kiedy był znacznie młodszy i coś w domu poruszyło go do łez, matka wiedziała, co zrobić: zagarniała go w ramiona i kołysała delikatnie, aż przestał płakać. Teraz zdał sobie sprawę, że miał ochotę zapłakać nad nieżywym mężczyzną od momentu, kiedy dowiedział się o jego śmierci, ale – oczywiście – o niczym nie mógł powiedzieć matce.

      – Przepraszam – powiedział.

      – Ależ Malcolmie, nie przepraszaj! To ja cię przepraszam, że cię w to wciągnęłam. Zresztą wydaje mi się, że powinniśmy to zakończyć. Nie powinnam cię prosić...

      – Nie chcę tego kończyć! Chcę poznać prawdę!

      – To zbyt niebezpieczne. Jeżeli ktoś pomyśli, że coś wiesz na ten temat, będzie ci groziło prawdziwe...

      – Wiem, ale prawda jest taka, że niebezpieczeństwo już i tak mi grozi, nic na to nie poradzę. I nie stało się to z pani winy: nawet gdybym pani nie spotkał, i tak zobaczyłbym to wszystko, co zobaczyłem. A tak przynajmniej mam z kim porozmawiać. Z nikim innym o tym rozmawiać nie mogę, nawet z siostrą Fenellą. Nie zrozumiałaby.

      Malcolm w dalszym ciągu czuł się skrępowany i widział, że doktor Relf również odczuwa zakłopotanie, ponieważ nie wie, co zrobić. Nie chciałby, żeby go przytulała, więc cieszył się, że nie próbowała tego robić, ale moment był niezręczny.

      – Obiecaj mi przynajmniej, że nie będziesz się o nic dopytywał – powiedziała w końcu.

      – W porządku, obiecuję – odparł całkiem szczerze. – Nie będę nikogo nagabywał. Ale jeśli ktoś coś powie...

      – Wtedy pokieruj się zdrowym rozsądkiem. I nie okazuj przesadnego zainteresowania. A teraz wróćmy do naszego kamuflażu i porozmawiajmy o książkach. Co myślisz o tych dwóch, które przeczytałeś?

      Malcolm nigdy przedtem nie odbył takiej rozmowy, jaka nastąpiła po tych słowach. W szkole, gdzie klasa liczyła czterdziestu uczniów, nie byłoby czasu na taką dyskusję – nawet gdyby program nauczania ją przewidywał, a nauczyciel był zainteresowany jej przeprowadzeniem. W domu nie mógł na nią liczyć, bo ani ojciec, ani matka nie czytali książek. W barze raczej słuchał rozmów innych ludzi, niż w nich uczestniczył. A Robbiemu i Tomowi – jedynym dwóm przyjaciołom, z którymi mógłby na serio o czymś takim porozmawiać – brakowało zarówno wiedzy, jak i głębi zrozumienia, jakie znalazł w słowach doktor Relf.

      Z początku Asta siedziała mu na ramieniu, gdzie wspięła się pod postacią fretki, kiedy jeszcze płakał. Z czasem jednak stawała się coraz spokojniejsza i wkrótce przysiadła się do Jespera, marmozety o życzliwym wyrazie pyszczka, i we dwoje wdali się w cichą rozmowę, gdy tymczasem obok trwała ożywiona dyskusja o Nocy w bibliotece i ostrożne, pełne szacunku sondowanie Krótkiej historii czasu.

      – Powiedziała pani poprzednio, że jest historystką idei. Historyczką. Jakie idee miała pani na myśli? Takie jak w tej książce?

      – Głównie tak, idee odnoszące się do rzeczy wielkich, takich jak wszechświat. Albo dobro i zło. Albo dlaczego w ogóle różne rzeczy istnieją.

      – Nigdy się nad tym nie zastanawiałem... Nigdy nawet nie myślałem, że można się nad czymś takim zastanawiać. Sądziłem, że rzeczy po prostu istnieją i już. Czy to znaczy, że w przeszłości ludzie miewali na ten temat różne zdanie?

      – O tak. I bywały okresy, w których niewłaściwe myśli mogły być nadzwyczaj niebezpieczne. A już na pewno głośne ich wyrażanie.

      – Teraz też tak jest, w pewnym sensie.

      – Niestety masz rację. Ale dopóki będziemy się trzymać rzeczy opublikowanych w książkach, raczej nie wpakujemy się w żadne tarapaty.

      Malcolm chciał zapytać doktor Relf o tajne sprawy, w które była zaangażowana, i czy one również mają jakiś związek z historią idei, ale wyczuł, że chwilowo lepiej będzie skupić się na książkach. Zapytał więc, czy ma więcej książek na tematy związane z teologią doświadczalną, na co znalazła mu Niezwykłą historię kwantów, po czym zaprosiła go do ponownego przejrzenia półek z kryminałami, z których wybrał w końcu następną pozycję autorki Nocy w bibliotece.

      – Dużo ma pani jej książek – zauważył.

      – Ale i tak nie wszystkie, jakie napisała.

      – Ile książek pani przeczytała?

      – Tysiące. Pojęcia nie mam.

      – Pamięta pani je wszystkie?

      – Nie. Pamiętam te najlepsze. Większość thrillerów i kryminałów nie zalicza się do tej kategorii, nie w takim sensie, więc kiedy upłynie trochę czasu, zapominam je i mogę przeczytać jeszcze raz.

      – Świetny pomysł – przyznał Malcolm. – Pójdę już. Jeśli znowu coś usłyszę, zapamiętam i później pani opowiem. A gdyby znów ktoś stłukł pani szybę... No, teraz to już sama pani da sobie radę z naprawą, po tym jak pokazałem pani sztyfty szklarskie.

      – Dziękuję ci, Malcolmie. I jeszcze raz proszę: bądź ostrożny.

      * * *

      Wieczorem nie poszła – tak jak to zwykle robiła – na kolację do swojego kolegium. Zamiast tego zaniosła liścik na portiernię Kolegium Jordana, a po powrocie do domu zrobiła sobie jajecznicę. Wypiła kieliszek wina i czekała.

      Dwadzieścia po dziewiątej rozległo się pukanie do drzwi. Otworzyła je od razu i wpuściła stojącego na deszczu mężczyznę.

      – Przykro mi, że cię tu ściągnęłam w taką noc.

      – Przykro mi, że zostałem tu ściągnięty. Ale nieważne: o co chodzi?

      Nazywał się George Papadimitriou i był profesorem historii bizantyjskiej, który przed dwoma laty zwerbował ją do Oakley Street. Był również tym samym wysokim mężczyzną o wyglądzie akademika, który w Pstrągu jadł kolację w towarzystwie lorda Nugenta.

      Hannah wzięła od niego płaszcz, strzepnęła większość wody i powiesiła go na kaloryferze.

      – Zrobiłam coś głupiego – powiedziała.

      – To do ciebie niepodobne. Napiję się kieliszek tego, co tam masz. Mów, proszę.

      Jego

Скачать книгу