La Belle Sauvage. Cykl Księga Prochu. Tom 1. Philip Pullman
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу La Belle Sauvage. Cykl Księga Prochu. Tom 1 - Philip Pullman страница 22
– Nie. Interesował ich człowiek, który był w Pstrągu tydzień wcześniej. Towarzyszył byłemu lordowi kanclerzowi.
– Pamiętam, wspomniałeś o nim. Masz na myśli byłego lorda kanclerza Anglii, lorda Nugenta? Nie kogoś, kogo tylko dla żartu przezywano „lordem kanclerzem”?
– Tak, to na pewno był lord Nugent we własnej osobie. Tata pokazał mi go później na fotogramie w gazecie.
– Wiesz, dlaczego ludzie z KSD o niego rozpytywali? Chodziło może o jakieś dziecko?
Malcolma zamurowało. Za radą siostry Fenelli bardzo się pilnował, żeby ani słowem nie wspomnieć o Lyrze. Chociaż siostra mówiła przecież, że pewnie wielu ludzi i tak już o niej wie i zapewne nie ma to wielkiego znaczenia.
– Ehm... Skąd pani wie o dziecku?
– A to tajemnica? Prawdę powiedziawszy, usłyszałam o nim w Pstrągu. Ktoś mówił, że zakonnice... Nie pamiętam dokładnie, ale było tam coś o jakimś dziecku.
– No, skoro już i tak pani o nim słyszała...
I Malcolm opowiedział Hannah wszystko od początku, od chwili, w której trzej goście wyglądali przez okienko Sali Tarasowej, do momentu, gdy na własne oczy ujrzał małą Lyrę i jej zajadłego dajmonka.
– To nadzwyczaj interesujące – przyznała Hannah.
– Słyszała pani o prawie azylu? Siostra Fenella mi o nim opowiedziała i zacząłem się zastanawiać, czy nie dlatego właśnie umieścili dziecko w klasztorze. Mówiła, że niektóre kolegia również mogą udzielać azylu.
– Wydaje mi się, że w średniowieczu wszystkie mogły to robić, ale do dzisiaj tylko jedno z nich zachowało takie prawo.
– Które?
– Jordan. Zresztą korzystają z niego nawet w ostatnich czasach, głównie z powodów politycznych. Akademicy, którzy narazili się rządom swoich krajów, mają prawo wystąpić o azyl w kolegium. Towarzyszy temu określony obrządek: formułę prośby o azyl trzeba wygłosić po łacinie i przedstawić ją bezpośrednio mistrzowi.
– Które to jest kolegium Jordana?
– To przy Turl Street, z bardzo wysoką wieżą.
– A tak, już wiem. Myśli pani, że tamci ludzie przyjechali prosić o azyl? Znaczy, dla dziecka, nie dla siebie?
– Nie wiem. Naprawdę nie wiem. Ale podsunęło mi to pewien pomysł. Zaprzeczę teraz temu, co powiedziałam przed chwilą, ale jednak chciałabym utrzymać z tobą kontakt, Malcolmie. Lubisz czytać, prawda?
– O tak! – potwierdził z entuzjazmem chłopiec.
– Zabawimy się w udawanie. Zostawiłam w oberży książkę, którą mi odniosłeś. To szczera prawda. Zobaczyłeś wszystkie moje książki, zaczęliśmy o nich rozmawiać, zaproponowałam, że mogę ci którąś pożyczyć. Trochę podobnie jak w bibliotece: pożyczałbyś ode mnie jedną, dwie książki, czytał je, a po skończeniu odnosił mi i wybierał sobie coś nowego. Miałbyś dzięki temu pretekst, żeby tu przychodzić. Co ty na to?
– Chętnie – zgodził się Malcolm bez namysłu. Jego dajmon, który tymczasem stał się wiewiórką i przysiadł mu na ramieniu, zaklaskał w łapki. – I jeśli coś zobaczę albo usłyszę...
– Otóż to. Nie szukaj niczego na siłę, nie narażaj się bez potrzeby, ale jeśli posłyszysz coś interesującego, możesz mi o tym powiedzieć. A kiedy już przyjdziesz, i tak porozmawiamy o książkach. Jak ci się to podoba?
– Bardzo! Znakomity pomysł.
– Świetnie. Cieszę się. Zacznijmy od razu: tu mam kryminały. Interesuje cię taka lektura?
– Wszystko mnie interesuje.
– A tu są książki historyczne. Niektóre mogą być nudnawe... sama nie wiem... Poza tym to taki trochę miszmasz. Wybierz sobie coś. Może jedną powieść i coś niebeletrystycznego?
Malcolm zerwał się z miejsca i zaczął się rozglądać po regałach. Hannah usiadła wygodnie i cierpliwie czekała, nie chcąc mu niczego narzucać. Kiedy była młoda, pewna starsza pani z wioski, w której dorastała, zrobiła to samo dla niej i Hannah dobrze pamiętała tę radość samodzielnego wyboru i swobodę buszowania po półkach. W Oksfordzie były dwie lub trzy komercyjne biblioteki, nie było jednak ani jednej publicznej i darmowej. Malcolm nie był jedynym młodym człowiekiem, którego głód książek pozostawał niezaspokojony.
Dlatego dobrze się z tym czuła, kiedy patrzyła, jak z zapałem i szczęśliwym wyrazem twarzy wybiera książkę, ogląda ją, czyta pierwszą stronę, odstawia na miejsce i zdejmuje kolejną. W ciekawym świata chłopcu widziała odbicie samej siebie.
Zarazem dręczyły ją okrutne wyrzuty sumienia. Wykorzystywała go. Narażała na niebezpieczeństwo. Fakt, że chłopak był odważny i bystry, niczego nie zmieniał; był jeszcze na tyle młody, że nawet nie pomyślał o chocolatl, która została mu na górnej wardze. Nie mógł się sam zgłosić do takiego zadania – chociaż gdyby mógł, to przypuszczała, że zrobiłby to z miłą chęcią; to ona go przycisnęła. Albo skusiła. Miała nad nim władzę i jej użyła.
Wybrał sobie książki, spakował je starannie do plecaka, żeby nie zamokły, po czym ustalili, kiedy ma się znów pojawić, i wyszedł.
Wieczór był ciemny i wilgotny. Hannah zaciągnęła zasłony, usiadła i oparła głowę na rękach.
– Nie ma sensu się chować – powiedział Jesper. – I tak cię widzę.
– Źle zrobiłam?
– Oczywiście. Ale nie miałaś innego wyjścia.
– Miałam. Na pewno miałam.
– Nie. Zrobiłaś to, co musiałaś. Gdybyś postąpiła inaczej, czułabyś się nieudolna.
– Nie powinno chodzić o to, jak się czujemy: nieudolni, winni...
– Nie powinno i nie chodzi. Chodzi o większe i mniejsze zło. To najlepsza przykrywka, jaką można było wymyślić. Nie zadręczaj się.
– Ja o tym wiem. Po prostu...
– Wiem. Jest ciężko.
6
Sztyfty szklarskie
Malcolm postanowił powiedzieć rodzicom o akademiczce, której odniósł książkę do domu, i o jej propozycji pożyczenia mu innych książek; nie chciał przed nimi ukrywać niczego oprócz rzeczy absolutnie najważniejszej. Pokazał matce pierwsze dwie książki, gdy podała mu gulasz jagnięcy na kolację.
– Noc w bibliotece – przeczytała na głos – i Krótka