Testamenty. Маргарет Этвуд
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Testamenty - Маргарет Этвуд страница 9
Był jeszcze trzeci rodzaj ludzi, którzy zaglądali do Psa na Ciuchy i niczego nie kupowali. Młode kobiety w długich srebrzystych sukniach i białych nakryciach głowy nazywały siebie Perłowymi Dziewczętami i mówiły, że są misjonarkami pracującymi dla Boga na rzecz Gileadu. Przyprawiały mnie o jeszcze silniejsze ciarki niż George. Pracowały w centrum, gdzie rozmawiały z bezdomnymi, zachodziły do sklepów i się naprzykrzały. Niektórzy zachowywali się wobec nich grubiańsko, lecz nigdy Melanie, bo twierdziła, że to nieuprzejme.
Perłowe Dziewczęta zawsze chodziły parami. Nosiły naszyjniki z białych pereł i uśmiechały się sztucznie. Oferowały Melanie broszurki ze zdjęciami czystych ulic, szczęśliwych dziatek i pięknych wschodów słońca, z tytułami mającymi zwabić cię do Gileadu: „Upadłaś? Bóg może ci wybaczyć!”, „Bezdomna? W Gileadzie zawsze znajdziesz dom”.
Przynajmniej jedna z broszur zawsze dotyczyła Małej Nicole. „Oddajcie Małą Nicole!”, „Miejsce Małej Nicole jest w Gileadzie!”. W szkole pokazano nam film dokumentalny o Małej Nicole: jej matka była Podręczną, która wywiozła Małą Nicole z Gileadu. Ojciec był grubą rybą, wrednym Komendantem Gileadu, wybuchła więc spora wrzawa i Gilead zażądał wydania dziewczynki, aby mogła wrócić do prawowitych rodziców. Kanada reagowała opieszale, jednak w końcu ugięła się i oświadczyła, że uczyni wszystko, co w jej mocy, ale wtedy Mała Nicole zdążyła już zniknąć i nigdy więcej jej nie widziano.
Obecnie Mała Nicole patrzyła ze wszystkich plakatów w Gileadzie. W każdej broszurce Perłowych Dziewcząt widniało to samo zdjęcie. Ot, zwykłe dziecko, nic szczególnego, ale nasza nauczycielka powiedziała nam, że Mała Nicole jest w Gileadzie praktycznie świętą. Pełniła funkcję ikony: ilekroć w Kanadzie odbywał się protest przeciwko Gileadowi, pokazywano to zdjęcie oraz hasła w rodzaju: MAŁA NICOLE – SYMBOL WOLNOŚCI! albo: MAŁA NICOLE POKAZUJE NAM DROGĘ! Tak jakby dziecko mogło pokazywać jakąkolwiek drogę, mówiłam do siebie.
Nie przepadałam za Małą Nicole, bo musiałam napisać o niej wypracowanie. Dostałam tróję, ponieważ napisałam, że obie strony wykorzystują dziewczynkę i przerzucają się nią jak piłką, więc mnóstwo ludzi ucieszyłoby się, gdyby po prostu ją oddano. Nauczycielka stwierdziła, że jestem gruboskórna i powinnam szanować prawa i uczucia innych ludzi, na co odparłam, że w Gileadzie też są ludzie i czy nie należy szanować także ich praw i uczuć? Nauczycielka straciła cierpliwość i oświadczyła, że powinnam dorosnąć, w czym zresztą pewnie miała rację: celowo się z nią drażniłam. Ale wkurzyłam się o tę tróję.
Ilekroć Perłowe Dziewczęta przychodziły do sklepu, Melanie przyjmowała broszury i obiecywała, że położy je w punktach sprzedaży. Czasem oddawała im stare broszury: zabierały je, żeby użyć ich w innych krajach.
– Dlaczego to robisz? – zapytałam, kiedy skończyłam czternaście lat i bardziej zainteresowałam się polityką. – Neil mówi, że jesteśmy ateistami. Tylko je zachęcasz. – W szkole mieliśmy trzy lekcje na temat Gileadu: było to potworne miejsce, gdzie kobiety nie mogły pracować ani prowadzić samochodu, a Podręczne zmuszano, by zachodziły w ciążę jak krowy, tyle że krowy miały lepiej. Czy każdy, kto popierał Gilead, nie był swego rodzaju potworem? Szczególnie kobieta. – Czemu nie powiesz im, że są złe?
– Nie ma sensu się z nimi spierać – odparła Melanie. – To fanatyczki.
– Wobec tego sama im powiem.
Wtedy sądziłam, że wiem, co jest nie tak z ludźmi, zwłaszcza z dorosłymi. Sądziłam, że widzę ich na wskroś. Perłowe Dziewczęta, starsze ode mnie, nie były dziećmi: jak mogły wierzyć w te wszystkie bzdury?
– Nie – rzuciła dość ostro Melanie. – Nie wtrącaj się. Nie chcę, żebyś z nimi rozmawiała.
– Dlaczego nie? Poradzę…
– One próbują zwabić dziewczyny w twoim wieku, żeby pojechały z nimi do Gileadu. Usłyszałabyś, że Perłowe Dziewczęta pomagają kobietom i dziewczynom. Zaapelowałyby do twojego idealizmu.
– Nigdy bym się na to nie nabrała! – zawołałam z oburzeniem. – Nie jestem pierdoloną kretynką. – W obecności Melanie i Neila zazwyczaj nie przeklinałam, ale czasem te słowa po prostu wyskakiwały mi z ust.
– Uważaj na słówka – upomniała mnie Melanie. – To robi złe wrażenie.
– Przepraszam. Ale naprawdę nie jestem.
– Oczywiście, że nie – odrzekła. – Po prostu zostaw je w spokoju. Jeśli wezmę broszury, to sobie pójdą.
– Czy ich perły są prawdziwe?
– Są sztuczne – odpowiedziała Melanie. – Wszystko w nich jest sztuczne.
.
9
Mimo wszystkich rzeczy, jakie dla mnie robiła, od Melanie wiało chłodem. Pachniała jak kwiatowe mydło dla gości w obcym domu, który odwiedziłam. Chcę powiedzieć, że nie pachniała jak matka.
Kiedy byłam młodsza, do moich ulubionych książek w szkolnej bibliotece należała opowieść o człowieku, który dołączył do wilczej watahy. Nigdy nie mógł się kąpać, ponieważ zmyłby wilczą woń i wilki by go odrzuciły. Ze mną i Melanie było tak, jakbyśmy potrzebowały tej dodatkowej stadnej woni, która by nas określała, nas razem. To się jednak nigdy nie stało. Nigdy nie byłyśmy sobie bardzo bliskie.
Neil i Melanie nie przypominali rodziców znanych mi dzieci. Postępowali ze mną zbyt ostrożnie, jakbym była krucha. Czułam się jak wystawowy kot, którym się opiekowali. Własnego kota traktowało się zwyczajnie, ale z kotem należącym do innych ludzi było inaczej, bo gdyby się zgubił, człowiek czułby się winny w zupełnie odmienny sposób.
Jeszcze jedno: dzieciaki ze szkoły miały swoje zdjęcia, całe mnóstwo zdjęć. Rodzice uwieczniali każdą chwilę ich życia. Niektóre dzieciaki miały nawet zdjęcia z własnych narodzin – przynosiły je do klasy i omawiały. Uważałam, że to ohyda: krew, wielkie nogi z wychodzącą spomiędzy nich małą główką. Miały też swoje zdjęcia z dzieciństwa, dosłownie setki zdjęć. Wystarczyło, że taki dzieciak beknął, a natychmiast ktoś kierował na niego obiektyw i prosił, żeby zrobił to ponownie; jak gdyby przeżywały życie dwukrotnie: raz w rzeczywistości, a drugi raz – pozując do zdjęcia.
Ze mną nic podobnego się nie działo. Stare aparaty fotograficzne Neila były fajne, ale w domu próżno by szukać takich, które działały. Melanie wyjaśniła mi, że wszystkie moje wczesne zdjęcia spłonęły w pożarze. Tylko idiotka uwierzyłaby w coś takiego, więc uwierzyłam.
Opowiem teraz o głupiej rzeczy, którą zrobiłam, oraz o jej konsekwencjach. Nie szczycę się tym: patrząc wstecz, widzę, jakie to było durne. Wtedy jednak tego nie dostrzegałam.
Tydzień przed moimi urodzinami miała się odbyć demonstracja protestacyjna przeciwko Gileadowi. Z Gileadu przemycono nowe nagrania z egzekucji i pokazano je w wiadomościach: kobiety wieszane za herezję i apostazję