Dom orchidei. Lucinda Riley
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Dom orchidei - Lucinda Riley страница 31
Samochód, w którym jechała, podążał za sznurem innych pojazdów w kierunku wewnętrznego dziedzińca pałacu Buckingham. Jedyne, czego obawiała się Olivia, wchodząc po szerokich schodach i mijając pałacową służbę w upudrowanych perukach, to by nie pobrudzić swej białej sukni i rękawiczek z koźlęcej skórki. Mimo że uważała prezentację za niezbyt istotny moment swego życia, spotkanie z królem i królową napawało ją lękiem.
– Nie widzę w tym nic śmiesznego! – rzuciła piękna młoda kobieta z kruczoczarnymi włosami. Była chuda jak patyk i miała na ustach coś, co babka Olivii określiłaby mianem „niestosownej szminki”. – Który masz numer?
– Szesnasty.
– Wchodzę po tobie. Ale nudy! – Debiutantka numer siedemnaście przeciągała samogłoski i wyglądała na znudzoną. – To kompletnie niemodne.
Olivia chciała się z nią zgodzić, ale ponieważ za dwie minuty miała wejść do Sali Tronowej, zignorowała dziewczynę i spróbowała zebrać myśli oraz skupić się na tym, co ją czeka.
*
Nieco później wszyscy już byli bardziej rozluźnieni. Prezentacja Olivii przebiegła gładko. Nie potknęła się, nie upadła u stóp królewskiej pary ani nawet się nie zachwiała. Dziewczęta trajkotały i spieszyły na ucztę przygotowaną przez sieć restauracji Lyons. Patrząc na nie, Olivia miała wrażenie, że wszystkie się znają, dlatego stała nieco z boku, czując się niezręcznie i nie na miejscu.
– Rozchmurz się, już prawie po wszystkim – szepnął jej do ucha znajomy głos. – Spotkałyśmy się wcześniej. Jestem Venetia Burroughs. A ty?
Była to dziewczyna z numerem siedemnastym.
– Olivia Drew-Norris – odparła.
– Jejku! Ale chce mi się palić – jęknęła Venetia. – Jak myślisz, kiedy to się skończy? – Odrzuciła do tyłu długie czarne włosy, które w przeciwieństwie do włosów Olivii i większości innych dziewcząt nie były tapirowane.
– Nie mam pojęcia. Spojrzałabym na zegarek, gdyby nie to, że zdjęcie rękawiczek to prawdziwe utrapienie – przyznała Olivia.
Venetia uniosła brwi.
– Wielkie nieba, tak! – Rozejrzała się po pokoju i wskazała pozostałe dziewczyny. – Wyglądamy jak narzeczone Draculi.
Olivia zachichotała. Podejrzewała, że Venetia jest jedną z tych „szybkich” dziewcząt, przed którymi ostrzegała ją babka. A jednak była zaintrygowana.
– A niech to! I tak zapalę. – Venetia wyciągnęła z torebki papierosa i zapaliła go. – Rety, od razu lepiej – rzuciła, ostentacyjnie wypuszczając dym.
Olivia zauważyła, że głowy innych dziewcząt odwróciły się w ich stronę.
Venetia wzruszyła ramionami.
– I co mi zrobią? Aresztują? Wtrącą do Tower? Sam król pali jak lokomotywa. Chcesz? – Wyciągnęła papierośnicę w kierunku Olivii.
– Nie, dziękuję. Ja nie…
– Nie pochwalasz czy nie palisz? – spytała Venetia, przeciągając samogłoski. – Nie widziałam cię na żadnych tańcach, herbatkach ani na lunchach poprzedzających prezentację. Skąd jesteś?
– Z Indii – odparła Olivia.
– Naprawdę? Jakież to… egzotyczne. – Zmierzyła Olivię od stóp do głów. – Jesteś bardzo piękna, wiesz? Powinnaś złowić w tym sezonie wyjątkowo grubą rybę, jeśli ci na tym zależy. Na moje oko jesteś w pierwszej piątce.
– Nie wiem, czy tego właśnie chcę – rzuciła wyzywająco Olivia.
Venetia spojrzała na nią z szacunkiem.
– Poważnie? W takim razie co w ogóle tutaj robisz?
– Myślałam, że to samo co ty – odparła Olivia. – I to samo co przed nami nasze matki. Podtrzymuję tradycję.
– Rzeczywiście, chyba masz rację. – Venetia pokiwała głową. – Tyle że ja zamierzam bawić się znacznie lepiej niż moja matka. I podobnie jak tobie wcale nie spieszy mi się do ołtarza. Moje motto brzmi: „Skoro musisz przez to przechodzić, baw się tak dobrze, jak tylko potrafisz”. Co ty na to?
W tej samej chwili podeszła do nich piękna ciemnowłosa dziewczyna o błyszczących oczach. Suknia, którą miała na sobie, trąciła ekskluzywną paryską modą i wyróżniała się pośród kreacji szytych na zamówienie przez angielskich krawców.
– Skarbie – powiedział, obejmując Venetię. – Już nie mogę. Bądź tak kochana i pozwól mi się zaciągnąć.
– Dla ciebie wszystko, Kick. Może chcesz go dokończyć?
Olivia patrzyła, jak usta pięknej Amerykanki rozciągają się w uśmiechu.
– Dzięki. Posłuchaj, idziesz do Ritza? Część z nas wychodzi za dwadzieścia minut. Tatuś powiedział, że też później przyjdzie.
– Nie wiem, Kick, może – rzuciła Venetia od niechcenia. – Zobaczę, co się będzie działo.
– W porządku, słonko, zobaczymy się przy następnej okazji. – Kick uniosła brew, odwróciła się i zerknęła na Olivię. – A to kto? – spytała z powagą, której nie powstydziłaby się królewska para.
– Olivia Drew-Norris. I myślę… – szepnęła konspiracyjnie Venetia – że może być jedną z nas.
– Cudnie. – W jej amerykańskich ustach słowo zabrzmiało dziwnie obco. – Do zobaczenia, Olivio.
Chwilę później już jej nie było. Venetia odprowadziła ją wzrokiem. Pozostałe dziewczęta zrobiły to samo.
– Wiesz, kto to jest, prawda? – Venetia spojrzała na Olivię.
– Tak, poznaję ją z gazet – odparła Olivia. – To Kathleen Kennedy.
– Niekoronowana królowa sezonu, skarbie. Wszyscy ją uwielbiają.
– Wiem nawet dlaczego – westchnęła Olivia. – Jest niesamowicie piękna.
– I nowoczesna. Jest jak powiew świeżego powietrza, a jeśli cię polubi – Venetia ścisnęła ją za ramię – postara się, żeby ten sezon był dla ciebie świetną zabawą. Musisz przyjść i poznać Mup. Nazywam tak moją mamę. Nie pytaj dlaczego, to zbyt nudna historia, ale myślę, że ją polubisz. Przyjdziesz jutro na bal, który Tip Chandler organizuje w hotelu Savoy?
– Tak – potwierdziła Olivia.
– Będzie świetnie. Geraldo zagra ze swoją niesamowitą orkiestrą. Wtedy wszystko ustalimy. – Venetia puściła oko do dziewczyny, która