Dom orchidei. Lucinda Riley
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Dom orchidei - Lucinda Riley страница 27
*
Kiedy matka poleciła Harry’emu, by dotrzymał towarzystwa młodej „Hindusce”, chłopak posłusznie przeciął pokój, kierując się w stronę Olivii. Dzieliło go od niej zaledwie kilka kroków, gdy zobaczył jej usta rozciągnięte w słodkim uśmiechu.
Chłodna jasnowłosa piękność ożyła nagle na jego oczach, a jej kremowa skóra zdawała się emanować ciepłym blaskiem. Chociaż Harry’ego na ogół nie interesowały uroki kobiecego ciała, uświadomił sobie, że patrzy na dziewczynę, którą większość jego kolegów określiłaby mianem „wyjątkowej piękności”.
Kiedy podszedł do niej, powitała go ciepłym uśmiechem.
– To ty jesteś Harry! Przysłała cię matka, żebyś prowadził ze mną uprzejmą rozmowę. – W jej lśniących turkusowych oczach dostrzegł rozbawienie.
– Tak. Ale zapewniam, że będzie to dla mnie prawdziwa przyjemność. – Zerknął na jej pustą szklaneczkę. – Jeszcze drinka, panno Drew-Norris?
– Dziękuję, właśnie tego mi trzeba.
Harry skinieniem ręki przywołał kamerdynera i w milczeniu patrzył, jak Olivia odstawia na tacę pustą szklankę i bierze kolejną.
– Wybacz, jeśli zabrzmi to arogancko – rzuciła. – Nie chcę cię urazić. Ale współczuję ci, że musisz rozmawiać z tymi wszystkimi ludźmi, których pierwszy raz widzisz na oczy.
Zaskoczona własną śmiałością zrzuciła ją na karb wyjątkowo mocnego ginu. Spojrzała na Harry’ego – „przystojnego” Harry’ego, jak mówiła o nim Elsie – i uznała, że pokojówka się nie myliła. Harry odziedziczył po rodzicach wszystko co najlepsze: był wysoki jak jego ojciec, ale miał delikatną strukturę kości i świetliste brązowe oczy matki.
– Zapewniam, panno Drew-Norris, że rozmowa z tobą to nie obowiązek. Masz mniej niż siedemdziesiąt lat, a to już jest coś. W tych okolicach ludzie przed siedemdziesiątką to dość rzadki widok.
Olivia się roześmiała.
– Touché – rzuciła zaskoczona jego swobodą. – Choć w tym smokingu mógłbyś uchodzić za własnego ojca.
Harry pogodnie wzruszył ramionami.
– Panno Drew-Norris, mam wrażenie, że stroisz sobie ze mnie żarty. Czyżbyś nie wiedziała, że nad nasze piękne wyspy nadciąga wojna i wszyscy musimy ponosić jakieś ofiary? Ja na przykład muszę nosić stary smoking mojego ojca, nawet jeśli jest o trzy rozmiary za duży.
Twarz Olivii pociemniała.
– Naprawdę uważasz, że będzie wojna?
– Bez wątpienia. – Harry pokiwał głową.
– Też tak uważam, ale tatuś się z tym nie zgadza – dodała.
– Jestem pewien, że po dniu polowania z moim ojcem może zmienić zdanie.
– Wątpię, żeby Herr Hitler dał się ułagodzić – westchnęła Olivia. – Zamierza podbić świat, a członkowie ruchu młodzieżowego są równie oddani sprawie jak on sam.
Harry spojrzał na nią zaskoczony.
– Jeśli mogę coś powiedzieć, panno Drew-Norris, jest pani doskonale poinformowana. To dość niezwykłe wśród młodych dam.
– Uważa pan, że kobietom nie wypada rozmawiać o polityce? – spytała.
– Ależ skąd. Moim zdaniem to niezwykle interesujące. Większość dziewcząt nie interesuje się polityką.
– Ja miałam to szczęście, że kształciłam się w Indiach pod okiem człowieka, który uważał, że kobiety mają takie same prawo do edukacji co mężczyźni. – Olivia spojrzała ponad jego ramieniem; jej oczy przygasły i posmutniały. – Otworzył przede mną świat i uświadomił mi, jakie w nim zajmuję miejsce.
– O rety, życie w Poona naprawdę musiało być ciekawe. Szkoda, że nie miałem takiej inspiracji w Eton. Czekałem tylko, aż skończę szkołę i wyniosę się z tego przeklętego miejsca. – Harry zapalił papierosa. – Zamierzasz kontynuować naukę?
Olivia pokręciła ze smutkiem głową.
– Nie wyobrażam sobie, co powiedzieliby rodzice, gdybym o tym wspomniała. Byliby przerażeni: „Co? Sawantka w rodzinie?!”. Nie, mam wyjść za mąż, zakładając, że ktoś zechce mnie poślubić.
Harry spojrzał na nią z nieukrywanym podziwem.
– Panno Drew-Norris, zapewniam, że w tej kwestii nie powinno być żadnych problemów.
Zerknęła na niego.
– Nawet jeśli nie tego chcę?
Harry westchnął i zgasił papierosa w stojącej obok popielniczce.
– Mam wrażenie, że większość z nas nie ma tego, co chciałaby mieć. Ale proszę się nie zniechęcać. Wierzę, że nadchodzą zmiany, zwłaszcza dla kobiet. Możliwe, że jedyną zaletą nadciągającej wojny jest fakt, że zmieni ona panujące status quo.
– Mam taką nadzieję – przyznała Olivia. – A pan? – spytała, nagle przypominając sobie złotą zasadę, którą wpajano jej od najmłodszych lat. Brzmiała ona: „Nie zdominuj rozmowy, zwłaszcza gdy rozmawiasz z mężczyzną”.
– Ja? – Harry wzruszył ramionami. – Jestem prostym żołnierzem, chwilowo na przepustce, choć obawiam się, że taki stan rzeczy nie potrwa długo. Właśnie otrzymaliśmy rozkaz, by podwoić liczbę żołnierzy w moim nowym batalionie. Mamy rekrutować ludzi z ochotniczej rezerwy Królewskich Sił Zbrojnych.
– Nie rozumiem, jak to możliwe, że życie toczy się jak gdyby nigdy nic. – Zerknęła w kierunku grupki gości, których najwyraźniej rozbawił jakiś dowcip.
– To typowe dla Anglików – skomentował Harry. – Świat może się chylić ku upadkowi, ale w domach takich jak ten wszystko jest po staremu. I pod wieloma względami dziękuję za to Bogu.
– Panie i panowie, podano kolację.
– Panno Drew-Norris – zaczął Harry – było mi niezwykle miło. A przy okazji, jedząc bażanta, proszę uważać na śrut. – Mówiąc to, mrugnął do niej. – Może spotkamy się jeszcze, zanim opuści pani Wharton Park.
*
Przez resztę kolacji Olivia odpowiadała na niewybredne żarty lorda Crawforda i zachowywała się, jak przystało na młodą damę, na którą ją wychowano. Od czasu do czasu zerkała w stronę Harry’ego, który – podobnie jak ona – wypełniał swoje obowiązki, zabawiając żonę majora. Później, kiedy mężczyźni udali się do biblioteki, a kobiety wróciły do salonu na kawę, Olivia udała zmęczoną i opuściła towarzystwo.
Wchodząc