Dom orchidei. Lucinda Riley

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Dom orchidei - Lucinda Riley страница 23

Dom orchidei - Lucinda Riley

Скачать книгу

Elsie pozostała niewzruszona.

      – Tak, słyszałam – odparła po chwili.

      – Kit Crawford, spadkobierca, postanowił zatrzymać czworaki i planuje zamieszkać w waszym starym domu.

      Elsie odchyliła głowę i się roześmiała. Był to głęboki dźwięczny śmiech, który wypełniał całe jej ciało, sprawiając, że zaczęło drżeć. W końcu otarła oczy.

      – Panicz Kit, choć może powinnam powiedzieć jego lordowska mość, wprowadza się do chaty starego ogrodnika? – Pokręciła głową. – Och, Julio, ty to potrafisz mnie rozśmieszyć.

      – A jednak to prawda – upierała się Julia. – Musi wszystko sprzedać, bo majątek tonie w długach, a jego utrzymanie kosztuje mnóstwo pieniędzy. Poza tym to była urocza chatka – dodała ostrożnie.

      – Możliwe, ale na samą myśl o lordzie Crawfordzie wprowadzającym się do naszego skromnego domu chce mi się śmiać. – Elsie wyciągnęła z rękawa chusteczkę i wydmuchała nos. – Wybacz, skarbie – dodała. – Mów dalej.

      – Chodzi o to, że kiedy hydraulicy instalowali nowe rury, musieli zerwać podłogę. – Julia zanurzyła rękę w torbie i wyjęła pamiętnik. – I znaleźli to.

      Spojrzenie Elsie mówiło, że rozpoznała skórzaną okładkę.

      – To pamiętnik – dodała Julia, stwierdzając fakt.

      – Tak – potwierdziła Elsie.

      – Pisany w więzieniu Changi w Singapurze w czasie drugiej wojny światowej.

      – Wiem, co to za pamiętnik, Julio. – Oczy Elsie zaszkliły się od łez.

      – Och, babciu, tak mi przykro. Nie chciałam sprawiać ci przykrości. Nie musisz go czytać. Chciałam się tylko dowiedzieć, czy został napisany przez dziadka Billa. On tam był, prawda? Na Dalekim Wschodzie podczas drugiej wojny światowej? Pewne rzeczy, które słyszałam od niego w szklarni, będąc małą dziewczynką, świadczyły o tym, że tam był. Choć nigdy nie mówił gdzie i kiedy – dodała pospiesznie, widząc, że Elsie pobladła.

      W końcu staruszka pokiwała głową.

      – Tak, był tam – odparła powoli.

      – W Changi?

      Kolejne skinienie głowy.

      – A więc to jego pamiętnik?

      Minęła chwila, zanim Elsie się odezwała.

      – Czytałaś go, Julio? – spytała.

      – Nie. Ciągle mam zamiar, ale jakoś… – Westchnęła. – Pomyślałam, że ta lektura może być bolesna, a ja, choć wiem, że zabrzmi to samolubnie, dość mam na jakiś czas bolesnych przeżyć.

      – Rozumiem. – Elsie pokiwała głową. Dźwignęła się z fotela i wolnym krokiem podeszła do okna. Na zewnątrz grube płatki śniegu leniwie przykrywały niewielki ogródek. Niebo pociemniało, choć dopiero minęła szesnasta. – Szybko się ściemnia – rzuciła staruszka, nie odwracając się od okna. – Zostaniesz na noc?

      – Ja… – Julia wcale nie miała takiego zamiaru, ale spojrzała na śnieg, pomyślała o drodze powrotnej do domu, o ponurej, zimnej chacie i o tym, co czuje teraz Elsie.

      – Tak, zostanę – odparła, kiwając głową.

      Słysząc to, Elsie się odwróciła.

      – To dobrze. Posłuchaj, Julio, pójdę teraz do kuchni i przygotuję kolację. Kiedy pracuję, mogę tak naprawdę zebrać myśli. A mam do przemyślenia kilka spraw – dodała pod nosem. – Może w tym czasie pooglądasz telewizję? – Mówiąc to, podała jej pilota i wyszła z pokoju.

      *

      Czterdzieści pięć minut później, po tym jak Julia obejrzała nieciekawy sobotni program rozrywkowy, poświęcając mu więcej uwagi, niż było to konieczne, Elsie wróciła do pokoju.

      – Dochodzi osiemnasta. W sobotę o tej porze zawsze raczę się szklaneczką noilly prat. Dostałam też czerwone wino od przyjaciółki. Nie mam pojęcia, jak smakuje, ale może się napijesz?

      – Czemu nie? – rzuciła Julia, zadowolona, że policzki Elsie nabrały trochę rumieńców.

      – Wstawiłam do piekarnika zapiekankę z mielonego mięsa i ziemniaków. – Wręczyła Julii kieliszek i pociągnęła łyk noilly prat. – Zjemy ją później. Szykując kolację, miałam trochę czasu na przemyślenia i trochę się uspokoiłam.

      – Przepraszam, babciu, naprawdę nie chciałam cię zdenerwować. Powinnam była wiedzieć, że to dla ciebie bolesne. – Julia wypiła łyk wina. – Ostatnimi czasy zbyt wiele myślałam o sobie; muszę pamiętać, że inni też mają uczucia.

      Elsie poklepała ją po ręce.

      – To oczywiste, że myślałaś o sobie. Najważniejsze, że najgorsze już za tobą. Nie zdenerwowałaś mnie. Po prostu widok tego – mówiąc to, wskazała pamiętnik – kompletnie mnie zaskoczył. Myślałam, że Bill go spalił. Tak jak mu kazałam. Powiedziałam, że pewnego dnia ktoś znajdzie ten pamiętnik i nie wyniknie z tego nic dobrego… – Spojrzała przed siebie niewidzącym wzrokiem.

      Julia siedziała cierpliwie, czekając, aż znowu zacznie mówić.

      – No cóż… – Elsie zebrała się w sobie. – Pewnie zastanawiasz się, o co w tym wszystkim chodzi. Prawda jest taka, że ktoś odnalazł pamiętnik i oddał go tobie. Mogłam cię okłamać i wierz mi, że biłam się z myślami, ale uznałam, że nie tędy droga. Już nie.

      – Babciu, proszę cię, powiedz mi, o co chodzi. Jeśli to tajemnica, wiesz, że jej dochowam. Zawsze potrafiłam, nawet kiedy byłam małą dziewczynką.

      Słysząc to, Elsie uśmiechnęła się i pogłaskała ją po policzku.

      – Wiem, że potrafisz dochować sekretu, kochanie, i wiem, że nikomu nie powiesz. Sęk w tym, że to nie takie proste. To jedna z tych… rodzinnych tajemnic, które, jeśli zostaną wyjawione, skrzywdzą parę osób.

      To jeszcze bardziej zaintrygowało Julię.

      – Kto jeszcze może ucierpieć? – spytała. – Zostaliśmy tylko ja, tata i Alicia.

      – Cóż – ciągnęła staruszka – czasami sekrety dotyczą więcej niż jednej rodziny. Poza tym – dodała – myślę, że najlepiej będzie, jeśli zaczniemy od początku i zobaczymy, dokąd zaprowadzi nas ta historia. Co ty na to?

      Julia skinęła głową.

      – Rób, co uważasz za stosowne, babciu. Z chęcią posłucham.

      Elsie pokiwała głową.

      – Ostrzegam cię. Przypomnienie sobie pewnych rzeczy może zająć trochę czasu, ale… Cóż,

Скачать книгу