Dom orchidei. Lucinda Riley

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Dom orchidei - Lucinda Riley страница 24

Dom orchidei - Lucinda Riley

Скачать книгу

nigdy nie zapomnę chwili, kiedy tamtego dnia weszłam do magnoliowej sypialni i zobaczyłam ją po raz pierwszy…

      9

      Wharton Park STYCZEŃ, 1939

      Olivia Drew-Norris podeszła do okna wielkiej sypialni, do której ją skierowano, i wyjrzała na zewnątrz. Widoczny za oknem posępny szary krajobraz sprawił, że westchnęła.

      Miała wrażenie, że dwa miesiące temu, w dniu, kiedy przybiła do wybrzeży Anglii, ktoś celowo starł z palety świata ciepłe radosne kolory, zastępując je zamglonymi, mulistymi odcieniami szarości i brązu. Surowość krajobrazu oraz pierwsze nitki mgły, które unosiły się nad polami, mimo iż dopiero minęła piętnasta, sprawiły, że poczuła się zmęczona i zmarznięta.

      Zadrżała, odeszła od okna.

      Rodzice cieszyli się z powrotu do Anglii. Akceptowali tę wstrętną wilgotną wyspę, ponieważ w ich pamięci zachowała się ona jako „dom”. Z Olivią było inaczej. Indie były jedynym miejscem, jakie znała, odkąd przyszła na świat. Teraz, kiedy w końcu przyjechali do Anglii, nie mogła pojąć, jak ktokolwiek – czy to w klubie, czy w domu jej rodziców w Poona – mógł wspominać ten kraj z rozrzewnieniem. Z tego, co zdążyła zauważyć, nie było tu nic ciekawego. W Indiach wszyscy narzekali na upał, ale nikt nie kładł się spać w sześciu warstwach bielizny do cuchnącego wilgocią zimnego łóżka, czekając, aż wróci mu krążenie. Olivia marzła od chwili, kiedy opuściła pokład statku.

      Tęskniła za zapachami i dźwiękami Indii… dojrzałymi granatami, kadzidłami, olejkami, które ayah2 wcierała w jej długie, czarne włosy, za słodkim śpiewem służących, śmiechem dzieci na zakurzonych ulicach miasta, za handlarzami, którzy wykrzykiwali nazwy swych towarów. Wszystko to w porównaniu z tą milczącą, ponurą krainą przypominało barwny, tętniący życiem obraz.

      Przygotowania poprzedzające podróż i ogromna radość rodziców z powrotu do „domu”, sprawiły, że Olivia poczuła się jeszcze bardziej oszukana, przygnębiona i nieszczęśliwa. Najgorsze w tym wszystkim było to, że wcale nie musiała towarzyszyć rodzicom w drodze do Anglii. Gdyby tylko zwróciła większą uwagę na zaloty rumianego pułkownika i pozwoliła mu zabiegać o swe względy, może mogłaby pozostać w Poona. Sęk w tym, że pułkownik był stary. Miał co najmniej czterdzieści pięć lat, a ona zaledwie osiemnaście.

      Poza tym przetrwała upalne bezsenne noce, czytając demoralizujące powieści pióra angielskich skandalistek: Jane Austen i sióstr Brontë. A one kazały jej wierzyć, że pewnego dnia znajdzie „prawdziwą miłość”.

      W ciągu kolejnych kilku miesięcy miała zadebiutować na londyńskich salonach, gdzie zostanie przedstawiona odpowiednim młodym kawalerom. To pośród nich miała nadzieję odnaleźć swojego pana Darcy.

      Był to mały promyk nadziei pośród morza mroku i – pomyślała brutalnie Olivia – marne szanse, by coś z tego wynikło. Młodzi angielscy mężczyźni, których spotkała do tej pory, nie napawali jej optymizmem na przyszłość. Ich ziemista cera, niedojrzałość i brak jakichkolwiek zainteresowań – poza strzelaniem do bażantów – nie pomagały zjednać sobie jej sympatii. Może działo się tak dlatego, że większość życia spędziła wśród dorosłych, mając to nieszczęście, że była jedną z bardzo nielicznych młodych osób w kręgach towarzyskich Poona. Dorastała wśród przyjaciół rodziców, biorąc udział w uroczystych obiadach i przyjęciach, jeżdżąc konno i grając w tenisa. Jej edukacja była równie niezwykła, choć to akurat zdaniem Olivii miało swoje dobre strony. Jej rodzice zatrudnili prywatnego nauczyciela, pana Christiana, absolwenta Cambridge, który został ranny podczas pierwszej wojny światowej, jednak postanowił się osiedlić w Poona. Pan Christian studiował filozofię w Trinity i korzystał z każdej nadarzającej się okazji, by wypełniać młode umysły swą rozległą wiedzą. Uczył także Olivię grać w szachy na niemalże profesjonalnym poziomie i pokazał jej, jak oszukiwać podczas gry w brydża.

      Jednak kilka ostatnich tygodni utwierdziło Olivię w przekonaniu, że jej wiedza i obycie towarzyskie na nic się nie zda w szarej deszczowej Anglii. Jej garderoba, która w Indiach uchodziła za nowoczesną, okazała się żałośnie staromodna. Upierała się, by krawcowa matki skróciła spódnice na londyńską modłę, tak by zakrywały kolana, a nie kostki. A kiedy ostatnio wybrała się z matką na zakupy do Derry and Toms, w tajemnicy kupiła wyzywającą czerwoną szminkę.

      Skracanie spódnic i kupno czerwonej szminki nie wynikały z tego, że Olivia była próżna; po prostu nie chciała jeszcze bardziej wyróżniać się z tłumu.

      A teraz trafili tu, do kolejnego lodowatego wilgotnego mauzoleum, w którym mieli spędzić cały weekend. Ojciec najwyraźniej chodził do szkoły z gospodarzem domu, lordem Christopherem Crawfordem. Tatko, jak zwykle, spędzi cały dzień na strzelaniu, mama – albo raczej mamusia, jak ostatnio zwracała się do matki – będzie siedziała w salonie, popijając herbatę i zabawiając panią domu uprzejmą rozmową, a ona, Olivia, usiądzie obok niej, czując się jak piąte koło u wozu.

      Usłyszała delikatne pukanie do drzwi.

      – Proszę – rzuciła.

      Chwilę później do pokoju zajrzała dziewczyna o słodkiej piegowatej twarzy i błyszczących, brązowych oczach. Miała na sobie staromodny strój pokojówki, który wydawał się o wiele za duży.

      – Przepraszam, panienko, jestem Elsie i mam pomagać panience podczas pobytu w Wharton Park. Czy mogę rozpakować walizkę panienki?

      – Oczywiście.

      Elsie przestąpiła przez próg i zatrzymała się tuż przy wejściu.

      – Przepraszam, panienko, ale trochę tu ciemno. Czy mogę zapalić lampę? Prawie panienki nie widzę. – Zachichotała nieśmiało.

      – Tak, proszę – odparła Olivia.

      Dziewczyna podbiegła do stojącej obok łóżka lampy i włączyła ją.

      – Już – rzuciła radośnie. – Tak jest dużo lepiej, prawda?

      – Tak. – Olivia podniosła się z łóżka i odwróciła się w stronę Elsie. – Zmrok zapada tu bardzo szybko. – Poczuła na sobie wzrok pokojówki. – Coś nie tak? – spytała w końcu.

      Dziewczyna podskoczyła jak oparzona.

      – Przepraszam, panienko. Właśnie podziwiam, jaka jesteś piękna. Nigdy w życiu nie widziałam tak pięknej dziewczyny. Wygląda panienka jak jedna z aktorek filmowych.

      Olivia zdawała się zaskoczona.

      – Dziękuję – odparła. – To, co mówisz, jest bardzo miłe, ale chyba nie przypominam żadnej aktorki.

      – Ależ tak – upierała się Elsie. – Proszę mi wybaczyć, jeśli zrobię coś nie tak, ale pierwszy raz jestem czyjąś pokojówką. – Elsie dźwignęła walizkę na łóżko i otworzyła ją. – A teraz, jeśli powie mi panienka, co zechce włożyć na popołudniową herbatkę, przygotuję odpowiedni strój. Wyjmę też sukienkę, którą włoży panienka na uroczystą kolację, uprasuję ją i odświeżę. – Spojrzała pytająco na Olivię.

      Olivia

Скачать книгу