Dom orchidei. Lucinda Riley

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Dom orchidei - Lucinda Riley страница 22

Dom orchidei - Lucinda Riley

Скачать книгу

style="font-size:15px;">      – Niech no na ciebie spojrzę. – Ujęła wnuczkę za ramiona, cofnęła się i wyraźnie zadowolona klasnęła w dłonie. – Proszę, proszę! Prawdziwa z ciebie piękność! – wykrzyknęła. – Jesteś podobna do matki, kiedy była w twoim wieku. No dalej, skarbie, chodź do środka.

      Julia weszła za nią do domu. Bungalow był mały, ale wszystko tu było czyste, świeże i jasne. Elsie zaprowadziła ją do niewielkiego salonu umeblowanego różowym zestawem wypoczynkowym stojącym obok piecyka gazowego.

      – A teraz zdejmij kurtkę, usiądź i ogrzej się przy ogniu, a ja zrobię coś ciepłego do picia. Kawa czy herbata?

      – Chętnie napiję się herbaty, babciu – odparła Julia.

      – Już się robi. Upiekłam też babeczki, które tak bardzo lubiłaś. – Mówiąc to, spojrzała na Julię. – Wyglądasz, jakbyś potrzebowała babcinej kuchni.

      Julia się uśmiechnęła.

      – Chyba masz rację – przyznała. – Przydałaby mi się.

      Elsie zniknęła w kuchni i włączyła czajnik. Tymczasem Julia usiadła w fotelu i otoczyła się znajomym kokonem bezpieczeństwa, który jak zwykle utkała dla niej babcia.

      – A więc – rzuciła staruszka, stawiając na małym stoliku tacę z babeczkami. – Co słychać u mojej słynnej wnuczki?

      – W porządku, babciu. Cudownie jest cię zobaczyć. Przepraszam, że nie przyjechałam wcześniej. Ostatnio prawie nie ruszałam się z domu.

      – Wiele przeszłaś, moje dziecko. Wiedziałam, że przyjedziesz, kiedy tylko będziesz gotowa. – Poklepała ją po ręce. – Wsypię ci do herbaty mnóstwo cukru. Wyglądasz jak dziadek, kiedy wrócił z wojny: był chudy jak szkielet. Proszę… – Podała Julii gorącą filiżankę i zaczęła nakładać na bułeczki grubą warstwę masła i dżemu. – To domowej roboty powidła śliwkowe – wyjaśniła. – Pamiętasz, jak je uwielbiałaś? Udało mi się wyhodować śliwę damaszkę na tym skrawku zieleni, który szumnie nazywają ogrodem. – Machnęła ręką w kierunku widocznego za oknem porośniętego trawą poletka. – I wyobraź sobie, że w tym roku obrodziła.

      Julia spojrzała w jej błyszczące oczy. Bez względu na jej wyobrażenie o „starzejącej się Elsie”, pomyliła się. Może proces starzenia był znacznie mniej oczywisty, jeśli ktoś był „stary” wyłącznie w oczach młodych. Julia zatopiła zęby w bułeczce i rozkoszowała się znajomym smakiem.

      Elsie patrzyła na nią z aprobatą.

      – Ciągle jeszcze nie wyszłam z wprawy, prawda? Założę się, że to najlepsze bułeczki, jakie w życiu jadłaś. Lepsze nawet od tych francuskich przysmaków.

      Julia zachichotała.

      – Masz rację, babciu, nie wyszłaś z wprawy.

      Zobaczyła, że Elsie marszczy czoło i wyraźnie zaniepokojona spogląda na czubek jej głowy.

      – Widzę, panienko, że nie odżywiasz się jak należy. Twoje włosy straciły blask. – Sięgnęła przez stół, ujęła w dłoń pojedynczy kosmyk i potarła palcami końcówki włosów. – Suche jak pieprz. Musisz je podciąć i nałożyć mnóstwo odżywki. Ale przede wszystkim zacznij od odpowiedniej diety – rzuciła. – Zawsze powtarzam moim klientkom, że to, co wkładają do ust, ląduje w końcu na ich głowach.

      Julia spojrzała na nią zaskoczona.

      – Twoim klientkom? Chcesz powiedzieć, że jesteś fryzjerką?

      – W rzeczy samej – potwierdziła radośnie Elsie. – W czwartki rano pracuję w domu starców. Jego mieszkańcy i tak niewiele mają na głowie – zachichotała. – Ale uwielbiam to. W końcu robię to, o czym zawsze marzyłam.

      – Wciąż masz te wszystkie peruki? – spytała Julia.

      – Nie. Teraz, kiedy mogę czesać prawdziwe włosy, już ich nie potrzebuję. – Spojrzała na nią. – Pewnie obie z Alicią miałyście mnie za dziwaczkę, która godzinami układa sztuczne włosy. Ale dla mnie to było lepsze niż nic. Tylko to chciałam robić. – Westchnęła. – I byłam w tym naprawdę dobra. Czesałam jaśnie panią i jej gości, którzy przyjeżdżali do Wharton Park. Zabawne, w jaki sposób toczą się ludzkie losy.

      – Tak, babciu. A ty, jak się czujesz?

      – Jak widzisz – Elsie spojrzała na swą pokaźną talię – wciąż lubię swoją kuchnię. Choć odkąd zostałam sama, próbuję z tym walczyć. Twoja cioteczna babka zmarła na początku ubiegłego roku, tak więc oprócz mnie nie ma tu nikogo.

      – Było mi przykro, gdy się dowiedziałam. – Julia zjadła babeczkę i sięgnęła po kolejną.

      – Przynajmniej nie cierpiała. Pewnej nocy położyła się spać i już się nie obudziła. Też bym tak chciała, gdybym mogła wybierać. – Elsie jak wielu ludzi w jej wieku podchodziła optymistycznie do śmierci. – Zostawiła mi ten bungalow, choć miała własne dzieci. Te nowoczesne budynki są znacznie lepsze od obskurnych wilgotnych chat, w których niegdyś mieszkałam. Zawsze ciepłe, z gorącą wodą na kąpiel i kibelkiem, w którym działa spłuczka.

      – Tak, jest bardzo przytulny – przyznała Julia. – Czyli nie czujesz się samotna?

      – Boże broń! Nie wiem, do czego się zabrać. Mam swoje fryzjerstwo, a w pozostałe dni chodzę na spotkania klubów towarzyskich albo odwiedzam znajomych. W Wharton żyliśmy jak pustelnicy, a przyjaciół mogliśmy wybierać jedynie spośród innych pracowników majątku. Tu mam całe miasteczko pełne emerytów!

      – Cieszę się, że jesteś szczęśliwa, babciu – odparła Julia. – Z pewnością nie tęsknisz za życiem w Wharton Park.

      Twarz Elsie spochmurniała.

      – Cóż, skarbie, nie do końca jest to prawda, bo strasznie brakuje mi twojego dziadka. Ale nie, nie tęsknię do tamtego życia. Pamiętaj, że zaczęłam służbę w Wielkim Domu, mając zaledwie czternaście lat; wstawałam o piątej rano, a kładłam się spać przed północą, jeśli właściciele domu nie urządzili przyjęcia i nie zaprosili gości. Pracowałam tak przez ponad pięćdziesiąt lat. – Mówiąc to, pokręciła głową. – Nie, Julio, dobrze zrobiłam, przechodząc na emeryturę. Ale dość o mnie. Sama zresztą widzisz, że jestem cała, zdrowa i szczęśliwa. Co u twojego ojca i siostry?

      – To co zawsze – odparła Julia. – Tata jak zwykle przepracowany. Niebawem wyrusza na kolejną wyprawę na drugi koniec świata. Alicia jest zajęta rodziną.

      – Tak, założę się, że ma mnóstwo roboty; czasami przysyła mi zdjęcia. Ciągle powtarza, żebym wpadła z wizytą, ale nie chcę sprawiać kłopotu. Poza tym nie mam prawa jazdy i nie lubię pociągów. Może kiedyś, jeśli będą mieli czas, odwiedzą mnie tak jak ty dziś.

      – Obiecuję, że spróbuję wpadać nieco częściej. Zwłaszcza że wróciłam do kraju – dodała Julia.

      – Zostajesz tu? To znaczy, na dobre?

      –

Скачать книгу