Dom orchidei. Lucinda Riley
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Dom orchidei - Lucinda Riley страница 5
Kiedy wschodzące słońce położyło swe błogosławione promienie na powierzchni wody, rybak dostrzegł płynącą z prądem plątaninę zielonych liści, a pośród niej coś lśniącego. Niewiele myśląc, zostawił wędkę i wszedł do wody. Chwilę później wyciągnął na brzeg pokryty wodorostami przedmiot.
Kiedy usunął wodorosty, nie mógł uwierzyć własnym oczom.
Trzymał w rękach doniczkę z czystego złota, wysadzaną brylantami, szmaragdami i rubinami.
Rybak natychmiast zapomniał o wędce, włożył doniczkę do koszyka i udał się na miejscowy jarmark, na którym handlowano klejnotami, wiedząc, że jego rodzina już nigdy nie zazna głodu.
1
Norfolk, Anglia
Każdej nocy śnię ten sam sen. Zupełnie jak gdyby ktoś wyrzucił moje życie w powietrze, a jego fragmenty spadały z powrotem na ziemię… tyłem na przód i do góry nogami. Jak gdyby ktoś poukładał moje życie w złej kolejności, a cały obraz rozpadł się na kawałki.
Ludzie mówią, że sny są ważne, że wyrażają coś, co przed sobą ukrywamy.
Ja niczego nie ukrywam, choć chciałabym, żeby było inaczej.
Kładę się spać, żeby zapomnieć. Żeby odnaleźć spokój, ponieważ za dnia żyję pośród wspomnień, rozpamiętując przeszłość.
*
Nie jestem szalona, choć od jakiegoś czasu zastanawiam się, czym właściwie jest szaleństwo. Miliony ludzkich istnień, a każde z nich jest inne i wyjątkowe. Każde ma w sobie inne DNA i inne myśli, które decydują o tym, w jaki sposób postrzegamy świat. Każde ma inny światopogląd.
Doszłam do wniosku, że jedyne, co nas łączy, to nasze ciała; cielesna powłoka, z którą przychodzimy na świat. Wielokrotnie powtarzano mi, że każdy z nas inaczej reaguje na smutek i ból, i że każda z tych reakcji jest właściwa. Niektórzy ludzie płaczą miesiącami albo nawet latami. Ubierają się na czarno i okrywają żałobą. Inni przechodzą obojętnie obok straty. Skrywają uczucia i żyją tak jak do tej pory. Jak gdyby nic się nie stało.
*
Nie jestem pewna, jaka była moja reakcja. Nie płakałam miesiącami. Prawdę mówiąc, niewiele płakałam.
Ale nie zapomniałam. I nie zapomnę do końca życia.
Słyszę na dole czyjeś kroki. Muszę wstać i udawać, że jestem gotowa, by przeżyć kolejny dzień.
*
Alicia Howard zaparkowała swojego land rovera na krawężniku. Wyłączyła silnik i pokonując niewielkie wzgórze, skierowała się w stronę chatki. Wiedziała, że frontowe drzwi będą otwarte, tak więc pchnęła je i weszła do środka.
Chwilę później stanęła w zaciemnionym pokoju i zadrżała. Podeszła do okien i rozsunęła zasłony. Poprawiła leżące na sofie miękkie poduchy, zabrała ze stolika trzy puste filiżanki i wyniosła je do kuchni.
Otworzyła lodówkę i spojrzała na stojącą na drzwiach w połowie pustą butelkę mleka. Na półkach znalazła przeterminowany jogurt, kawałek masła i pomarszczony pomidor. Zamknęła lodówkę i zajrzała do pojemnika na chleb. Był pusty, tak jak się tego spodziewała. Usiadła przy stole i westchnęła. Pomyślała o swojej przytulnej, dobrze zaopatrzonej kuchni, smakowitym zapachu pieczeni, który wypełniał cały dom, i piskliwych, słodkich głosikach dzieci… sercu jej domu i życia.
Różnica między jej kuchnią a tym ponurym małym pomieszczeniem była uderzająca. Stanowiła swoisty obraz obecnego życia jej młodszej siostry: życie Julii, podobnie jak jej serce, zostało złamane.
Odgłosy kroków na skrzypiących drewnianych schodach kazały Alicii przygotować się na spotkanie. Podniosła wzrok, kiedy Julia stanęła w kuchennych drzwiach, i jak zawsze zaskoczyła ją uroda siostry; podczas gdy Alicia była blondynką o jasnej karnacji, Julia przywodziła na myśl egzotyczną piękność o jedwabiście gładkiej śniadej skórze. Jej śliczną twarz okalała gęsta grzywa mahoniowych włosów, a fakt, że ostatnio straciła na wadze, jeszcze bardziej podkreślał jej migdałowe oczy koloru bursztynu i wysokie kości policzkowe.
Julia była ubrana niestosownie do styczniowej pogody. Miała na sobie jeden z nielicznych swoich strojów: czerwoną kamizelkę bogato zdobioną kolorowymi nićmi i parę obszernych, czarnych bawełnianych spodni, które skutecznie maskowały jej chude nogi. Alicia niemal natychmiast zauważyła gęsią skórkę na nagich ramionach siostry. Wstała od stołu i zamknęła milczącą siostrę w czułym uścisku.
– Kochanie – szepnęła – zmarzłaś. Powinnaś wyjść i kupić sobie coś ciepłego. A może chcesz, żebym przywiozła ci kilka swoich swetrów?
– Nic mi nie jest – odparła Julia, obojętnie wzruszając ramionami. – Kawy?
– Masz mało mleka; zajrzałam do lodówki.
– To nic, wypiję czarną. – Julia podeszła do zlewu, napełniła czajnik i włączyła go.
– Co u ciebie? – spytała Alicia.
– W porządku – odparła Julia, zdejmując z półki dwa kubki na kawę.
Alicia się skrzywiła. „W porządku” było szablonową odpowiedzią Julii. Udzielała jej za każdym razem, gdy chciała uniknąć dociekliwych pytań.
– Spotkałaś się z kimś w tym tygodniu?
– Nie, niezupełnie – rzuciła Julia.
– Kochanie, jesteś pewna, że nie chcesz pomieszkać z nami przez jakiś czas? Nie mogę znieść myśli, że jesteś tu zupełnie sama.
– Dzięki za troskę, ale powiedziałam już, że nic mi nie jest – odparła chłodno Julia.
Alicia westchnęła poirytowana.
– Julio, nie wyglądasz dobrze. Znowu schudłaś. Czy ty w ogóle coś jesz?
– Oczywiście, że jem. Nalać ci kawy czy nie?
– Nie, dzięki.
– Jak chcesz.
Julia schowała butelkę mleka z powrotem do lodówki. Kiedy się odwróciła, jej bursztynowe oczy błysnęły wściekle.
– Posłuchaj, wiem, że się martwisz. Ale naprawdę, Alicio, nie jestem jednym z twoich dzieci i nie potrzebuję niańki. Lubię być sama.
– W porządku – rzuciła radośnie Alicia, próbując załagodzić rosnące napięcie. – Ale lepiej zarzuć coś na siebie. Wychodzimy.