Siostra Słońca. Lucinda Riley

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Siostra Słońca - Lucinda Riley страница 13

Siostra Słońca - Lucinda Riley

Скачать книгу

podejdzie, jak znajdzie chwilę. Wiesz, cierpliwość to piękna cecha.

      – I zawsze mi jej brakowało – przyznałam cicho, starając się opanować złość.

      Wreszcie, gdy kelner zdecydował się zaszczycić nas swoją obecnością, mogłyśmy wyjść z restauracji.

      – Dziś wieczorem przekonałam się, że nie znosisz, jak ludzie cię ignorują – powiedziała Mariam.

      – Święta racja. W rodzinie, gdzie było nas sześć sióstr, trzeba było się mocno drzeć, żeby ktoś cię zauważył. I ja to robiłam. – Zaśmiałam się.

      – Spróbujmy złapać taksówkę do hotelu…

      Nie dosłyszałam, co mówi, bo moją uwagę zwrócił mężczyzna siedzący samotnie przy jednym ze stolików na zewnątrz. Popijał koniak.

      – O mój Boże… – szepnęłam.

      – Co się stało?

      – Patrz na tego faceta. Znam go. Pracuje dla mojej rodziny.

      Podeszłam i stanęłam dosłownie nad nim, aż wreszcie uniósł wzrok.

      – Christian?

      Gapił się na mnie. W jego twarzy widać było zmieszanie.

      – Pardon, mademoiselle, czy my się znamy? – spytał po francusku.

      Nachyliłam się, by szepnąć mu do ucha:

      – Jasne, idioto! Przecież to ja, Elektra!

      – Mon dieu! Rzeczywiście, to ty! A ja…

      – Cicho! Przebrałam się, żeby nikt mnie nie poznał!

      – Wspaniały kostium, ale teraz już cię poznaję.

      Przypomniałam sobie o stojącej za nami Mariam.

      – Mariam, to Christian, jest… No, chyba najłatwiej powiedzieć członkiem rodziny. – Uśmiechnęłam się do niego. – Będziemy przeszkadzać, jeśli przysiądziemy się na drinka? Co za przypadek, że się tu spotykamy!

      – Jeśli pozwolisz, wrócę już do hotelu – powiedziała Mariam. – Inaczej zasnę tu na stojąco. Miło cię poznać, Christianie. Bonne soirée. – Skinęła nam głową, odwróciła się i znikła w tłumie na ruchliwej uliczce Montmartre’u.

      – Mogę się przysiąść? – spytałam.

      – Oczywiście, proszę, siadaj. Zamówię ci koniak.

      Obserwowałam, jak daje znak młodej kelnerce obsługującej stoliki na zewnątrz. Jako nastolatka strasznie się w nim durzyłam – w końcu był jedynym facetem przed trzydziestką, z którym miałam styczność w Atlantis. Dziesięć lat później niewiele się zmienił i uderzyło mnie, że nie mam pojęcia, ile naprawdę ma lat. A także, co przyznałam w duszy ze skruchą, kim właściwie jest.

      – Co ty tu robisz, w Paryżu? – zwróciłam się do niego.

      – O… odwiedziłem starego przyjaciela.

      – No tak. – Skinęłam głową, czując wyraźnie, że kłamie. – Wiesz, kiedy pierwszy raz tu przyjechałam, mama znalazła mi miejsce, gdzie mogłam mieszkać. To było niedaleko stąd. Pracowałam w tej knajpce. Wydaje się, że to było wieki temu.

      – To prawda, minęło prawie dziesięć lat. O, jest twój koniak. Santé.

      – Santé. – Uniosłam kieliszek w toaście i oboje wypiliśmy po sporym łyku.

      – A ja mogę spytać, co robisz w przebraniu na ulicach Montmartre’u?

      – Mariam, którą właśnie poznałeś, to moja asystentka. Narzekałam, że nigdzie nie mogę pójść, żeby mnie nie rozpoznano. Ubrała mnie więc w to wszystko i poszłyśmy razem na kolację.

      – I co, fajnie jest udawać kogoś innego?

      – Jeśli mam być szczera, to nie jestem pewna. Oczywiście są jakieś plusy. Gdybym nie była przebrana, nie moglibyśmy sobie tak tu spokojnie siedzieć i gadać. Zaraz ktoś by mnie zaczepił. Ale irytujące jest to, jak ludzie cię ignorują.

      – No tak, pewnie. – Christian pociągnął kolejny łyk koniaku. – A w ogóle jak się masz?

      – Dobrze. – Wzruszyłam ramionami. – Lepiej powiedz, co u Mariny? I u Claudii?

      – Wszystko w porządku. Są w dobrej formie.

      – Często zastanawiam się, czym wypełniają sobie czas, kiedy nas już nie ma i odszedł Pa Salt.

      – Tym bym się nie martwił, Elektro. Są stale czymś zajęte.

      – A ty?

      – Zawsze jest mnóstwo do zrobienia w posiadłości i rzadko zdarza się miesiąc, żeby nie wpadła któraś z twoich sióstr. Teraz w Atlantis jest Ally ze swoim ślicznym synkiem, Bearem.

      – Pewnie mama jest w siódmym niebie.

      – O, tak! – Christian uśmiechnął się do mnie, co było rzadkie. – To pierwszy reprezentant nowego pokolenia. Marina znów czuje się potrzebna. Aż miło patrzeć, jaka jest szczęśliwa.

      – A jak się ma Bear? Mój siostrzeniec – dodałam zaskoczona tym słowem w swoich ustach.

      – Jest idealny, jak wszystkie niemowlaki.

      – Płacze, krzyczy czasem? – drążyłam.

      Christian był w gruncie rzeczy moim – i moich sióstr – pracownikiem, jednak tego wieczoru okazywany mi przez niego szacunek trochę mnie wkurzał.

      – Czasami tak, ale które dziecko tego nie robi?

      – Pamiętasz czasy, kiedy mieszkałam w domu?

      – Oczywiście.

      – To znaczy jak byłam niemowlakiem?

      – Wtedy miałem tylko dziewięć lat, Elektro.

      O! Czyli Christian musi mieć jakieś trzydzieści pięć lat…

      – Ale jestem pewna, że pamiętam, jak stałeś za sterem łodzi, kiedy byłam całkiem mała.

      – Tak, ale zawsze był przy mnie twój ojciec. Musiałem nabrać wprawy, zanim pozwolił mi nią sterować samemu.

      – O Boże… – Uniosłam dłoń do ust, kiedy zaczęły wracać wspomnienia. – Pamiętasz, jak miałam jakieś trzynaście lat i uciekłam ze szkoły do Atlantis? A Pa Salt kazał mi wracać i przynajmniej spróbować tam wytrzymać? Tak bardzo nie chciałam tam jechać, że wyskoczyłam z łodzi na środku Jeziora Genewskiego i próbowałam dopłynąć do brzegu.

      Ciepłe

Скачать книгу