Siostra Słońca. Lucinda Riley
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Siostra Słońca - Lucinda Riley страница 20
– Nie, skąd, ale… – Popatrzyła na mnie z niepokojem. – Tylko…
– Co takiego?
– Nie, nic. W każdym razie kładę się spać, póki mogę. A ty?
– Ja też.
Dopiero po wypiciu wódki z mojego tajnego zapasu, którą napełniłam kubek do mycia zębów, kiedy umościłam się w swoim łóżku z lat dziecinnych i poczułam się przyjemnie zamroczona, przypomniałam sobie o rysie na ścianie za półką w piwnicy. Może powinnam tam teraz zejść i sprawdzić…
– Jutro – obiecałam sobie, gdy zamknęły mi się oczy.
4
Następnego ranka obudził mnie wrzask Beara. Sięgnęłam po zatyczki do uszu w nadziei, że uda mi się pospać jeszcze parę godzin, ale było za późno. Nie mogłam już zasnąć. Wrzuciłam na siebie stary szlafrok, który nadal wisiał na drzwiach, i poczłapałam w poszukiwaniu jakiegoś towarzystwa. Płacz dobiegał z końca korytarza, gdzie były pokoje mamy. Zapukałam delikatnie do drzwi.
– Entrez.
Weszłam i zobaczyłam ją nadal jeszcze w szlafroku, co było bardzo rzadkim widokiem.
– Zamknij za sobą, Elektro. Nie chcę, żeby obudził Ally.
– No – patrzyłam, jak Marina chodzi po pokoju z kapryszącym dzieckiem w ramionach – mnie dał radę poderwać na nogi, to pewne.
– To teraz wiesz, jak to było dla starszych dziewczynek, kiedy co noc budził je twój krzyk.
Uśmiechnęła się do mnie.
– Co mu jest? – spytałam, obserwując, jak rytmicznie poklepuje go po pleckach.
– Gazy, nic takiego. Jest w złym humorze, jak się budzi.
– Ja też się darłam z tego powodu?
– Nie, z gazami świetnie sobie radziłaś. Po prostu lubiłaś dźwięk swojego głosu.
– Naprawdę byłam takim okropnym dzieckiem?
– Skądże. Tylko nie lubiłaś być sama. Zasypiałaś mi na rękach, ale kiedy tylko odkładałam cię do łóżeczka, budziłaś się i płakałaś, póki znów nie wzięłam cię na ręce. Mogłabyś dać mi ten muślin? – Wskazała kwadratowy kawałek białego materiału leżący na stoliku.
– Pewnie – powiedziałam i podałam jej.
Popatrzyłam dokoła, na ładne zasłony w kwiatowy wzór, kanapę obitą kremowym adamaszkiem, zdjęcia na mahoniowym biurku i rozstawionych w różnych miejscach stolikach. Na jednym z nich zobaczyłam wazon z różowymi różami. Pomyślałam, jak bardzo ten pokój przypomina samą Marinę. Elegancki, skromny, bez śladu bałaganu. Podeszłam i wzięłam oprawioną fotografię, na której w perłach i wieczorowej sukni stała obok Pa Salta w smokingu z muszką.
– Gdzie to było?
– W paryskiej operze. Kiri Te Kanawa śpiewała jako Mimi w Cyganerii. To był wyjątkowy wieczór. – Nadal krążyła z Bearem w ramionach po miękkim jasnym dywanie.
– Często dokądś chodziliście?
– Nie. Ale oboje uwielbialiśmy operę, zwłaszcza Pucciniego.
– Mamo…
– Tak, Elektro?
Nawet teraz, mając dwadzieścia sześć lat, nie byłam pewna, czy mam śmiałość zadać jej to nurtujące mnie, od kiedy byłam mała, pytanie.
– Czy ty i Pa Salt… no, czy mieliście romans?
– Nie, chérie. Wiesz, teraz mam prawie sześćdziesiąt pięć lat. Twój tata był ode mnie na tyle starszy, że mógłby być moim ojcem.
– W moim środowisku bogaci mężczyźni często wybierają sobie partnerki w wieku swoich córek.
– Możliwe, Elektro, ale twój ojciec nigdy by się do czegoś takiego nie posunął. Był dżentelmenem w każdym calu. A poza tym…
– Co?
– Nie… nic.
– Proszę, powiedz, co zaczęłaś.
– On zawsze miał kogoś innego.
– Naprawdę? Kogo?
– Daj spokój, Elektro. Powiedziałam już dość.
Bear solidnie beknął i mama błyskawicznie złapała tryskający mu z buzi biały płyn muślinową chustką.
– Bien, bien, mon petit chéri – szepnęła, ocierając go. – Czy on nie jest słodki?
– Jeśli coś może być słodkie o piątej nad ranem, w dodatku wymiotując, to na pewno on.
– Pamiętam dobrze, jak i ciebie nosiłam, żebyś przestała płakać. – Marina usiadła w fotelu, tuląc do siebie Beara. Teraz wyglądał tak, jakby wypił za dużo wódki, oczka mu się kleiły. – Wydaje się, jakby to było wczoraj. A tu mamy już drugie pokolenie. Twój ojciec tak by się cieszył, gdyby wiedział o wnuku, zanim umarł. Ale widać nie było mu to pisane.
– No tak. Mamo…
– Tak, Elektro?
– Czy byłaś z nim, kiedy mnie znalazł i zabierał tutaj?
– Nie, zajmowałam się twoimi siostrami w domu.
– Więc nie wiesz, skąd się wzięłam?
– Przecież na pewno napisał ci o tym w liście?
– Zgubiłam go. – Wzruszyłam ramionami i wstałam, nim mogła mnie zbesztać. – Idę na dół. Zrobię sobie kawę. Przynieść ci coś?
– Nie, dziękuję. Położę małego do łóżeczka i zejdę do ciebie, kiedy się ubiorę.
– Dobrze. No to do zobaczenia.
*
Kiedy o ósmej zbudziła się Ally, ja byłam już po drugiej wódce i żałowałam, że nie zamówiłam samolotu na wcześniejszą godzinę. Miałam całe czternaście godzin do wyjazdu. Naprawdę nie wiedziałam, czym zabić czas. Próg nudy był u mnie tak niski, jakby w ogóle nie istniał.
– Miałabyś ochotę popływać po jeziorze, Elektro? – spytała Ally, kiedy siedziałyśmy nad naleśnikami przyrządzonymi przez Claudię.
– Twoim Laserem?