Siostra Słońca. Lucinda Riley
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Siostra Słońca - Lucinda Riley страница 21
– Jesteś pewna, że nie masz ochoty? Może jednak popłyniesz z nami?
– Nie, dziękuję – powiedziałam, po czym poszłam do salonu, żeby pooglądać filmy.
Włączyłam telewizor, przejrzałam sterty płyt DVD, ale nie znalazłam nic, co by mnie zainteresowało.
– Cholera – jęknęłam, patrząc na zegarek. Co ja tu robiłam w dzieciństwie, kiedy nudziłam się i wściekałam?
Biegałaś, Elektro…
– Prawda – mruknęłam do siebie.
Jeśli byłam w złym humorze albo ktoś się na mnie gniewał (a zwykle zdarzało się i jedno, i drugie), po prostu uciekałam w góry za domem. Znalazłam tam krętą ścieżkę, którą się wdrapywałam – choć nie była to jakaś pionowa ściana – i biegłam, żeby uciec przed wszystkim tym, co kłębiło mi się w głowie.
Poszłam po schodach do swojego pokoju i wygrzebałam z dolnej szuflady komody stare legginsy z lycry i koszulkę z wulgarnym nadrukiem, którą mama kazała mi przewracać na lewą stronę, kiedy ją nosiłam. Pod ubraniami dostrzegłam blok, w którym bazgrałam jako dziecko. Wyciągnęłam go i przerzuciłam kartki. Połowa z nich była pełna szkiców sukni z dziko udrapowanymi kołnierzami, dżinsów z pęknięciem od uda do kostki i bluzek, które z przodu wyglądały grzecznie, ale nie miały pleców…
– Dobre… – mruknęłam, przypominając sobie bluzkę, którą miałam na sobie podczas ostatniej sesji, niemal identyczną jak te z moich projektów.
Do kartek podoczepiałam nawet próbki znalezionych materiałów, wszystkie w jaskrawych kolorach. Uwielbiałam jaskrawe barwy, kiedy byłam młodsza. Wsunęłam blok do kieszeni przy torbie, myśląc, że te rysunki to jedyne, co w pewien sposób łączy tamtą dawną mnie z obecną. Potem poszukałam butów do biegania w głębi szafy, przebrałam się i wyszłam z domu przez kuchnię. Minęłam warzywniak i otworzyłam tylną furtkę, za którą zaczynały się góry.
Ruszyłam ścieżką, którą ostatnio pokonywałam dziesięć lat temu. Choć regularnie bywałam teraz w siłowni, nogi mnie bolały i przebycie ostatnich kilku metrów przyszło mi z trudem. Jeszcze parę głazów i ślizgając się na mokrych, twardych poroślach, wreszcie dotarłam na miejsce.
Ciężko dysząc, stanęłam na półce skalnej, która znajdowała się zaledwie u stóp prawdziwych gór wznoszących się za mną, ale stąd widok na jezioro był najwspanialszy. Spojrzałam w dół na dachy Atlantis i dzięki terapiom, które przechodziłam, zdałam sobie sprawę, dlaczego ten obraz wydawał mi się dawniej tak wyjątkowy – Atlantis było wtedy całym moim światem, obejmowało wszystko, a jednak stąd robiło wrażenie domku dla lalek, malutkiego i mało ważnego.
To pozwalało się zdystansować, patrzeć z perspektywy, powiedziałam sobie, kiedy siedziałam na półce, machając nogami nad urwiskiem. Tu nawet ja czułam się malutka.
Zostałam tam jakiś czas, ciesząc się pogodnym, pięknym dniem. Na jeziorze dostrzegłam łódź. Stąd wyglądała jak zabawka. Żagielek wydymał się na wietrze. Płynęła gładko po wodzie. I nagle poczułam, że nie chcę wracać na dół, do rzeczywistości. Chciałabym zostać na górze, gdzie nikt by mnie nie znalazł. Byłam tu wolna, a na myśl o powrocie do Nowego Jorku, między góry zbudowane przez człowieka, aż mnie skręcało w brzuchu. W tym zachłannym mieście wszystko było sztuczne, pozbawione znaczenia, a tu prawdziwe, dziewicze i czyste.
– Jezu, Elektro, zaczynasz gadać jak Tiggy – skarciłam się.
Ale jeśli nawet, to co? Wiedziałam jedno: że jestem okropnie nieszczęśliwa i że zazdroszczę każdej z sióstr nowego spełnionego życia. Kiedy Ally opowiadała, jak to przywiozą do Atlantis swoich nowych partnerów, przyjaciół i członków rodzin, poczułam się jeszcze bardziej samotna, bo nie miałam żadnego pomysłu, kogo mogłabym tu zaprosić.
Wstałam, zdając sobie sprawę, że jednak muszę wracać, choćby z tego głupiego powodu, że zapomniałam wziąć butelkę wody, a chciało mi się pić. Jeszcze raz spojrzałam na rozciągający się w dole widok.
– Jak to jest, że niby mam wszystko, a czuję się tak, jakbym nie miała nic? – spytałam gór.
Zeskakując z półki, uświadomiłam sobie, że potrzebuję prawdziwego życia i… trochę miłości. Ale gdzie mam tego szukać, to chyba tylko jeden Pan Bóg wie… no, może jeszcze Pa Salt, tam w niebie.
5
Po powrocie do Nowego Jorku wyciągnęłam wnioski z tego, jak dobrze się czułam po wspinaczce w Atlantis, i zaczęłam biegać po Central Parku, kiedy tylko mogłam wpasować to w swój grafik. Dobre w tym było to, że nawet kiedy ktoś mnie rozpoznał, mogłam uciec bez problemu, bo jestem szybka. Próbowałam też ograniczyć spożycie alkoholu i – może dzięki biegom, które poprawiały mi humor w sposób naturalny – nie musiałam tak często wciągać koki. Kiedy łapał mnie atak paniki, otwierałam książeczkę z krzyżówkami, którą sobie zamówiłam, i zamiast brania działki rozwiązywałam jedną.
Krótko mówiąc, czułam, że stopniowo odzyskuję kontrolę nad swoim życiem.
Gryzło mnie tylko to, że pomimo przekopania całego mieszkania nie zdołałam nigdzie znaleźć listu Pa Salta. Próbowałam przypomnieć sobie, gdzie schowałam kopertę, kiedy się tu sprowadziłam. Nawet wtajemniczyłam w te poszukiwania Mariam.
– Och, Elektro, musimy znaleźć ten list – powiedziała, klęcząc przy szufladach z moją bielizną, i popatrzyła na mnie ze współczuciem pełnymi wyrazu oczami.
– Ej, nie twierdzę, że chcę go przeczytać, nawet jeśli go znajdę, ale dobrze byłoby wiedzieć, że go mam.
– No pewnie. To były jego ostatnie słowa do ciebie i jestem przekonana, że zależało mu, żebyś je przeczytała. Nie martw się, znajdziemy.
Ale po przejrzeniu wszystkich szuflad, szaf, kieszeni kurtek i papierów nawet Mariam zaczęła tracić nadzieję.
– Nie przejmuj się tym – powiedziałam pewnego słonecznego kwietniowego ranka, kiedy wysypywała zawartość szuflad z szafki koło łóżka nie wiadomo już który raz. – Może tak miało być. Widocznie nie powinnam tego czytać. A teraz zrobię sobie południowego drinka. Nie dasz się skusić?
Jak zwykle odmówiła i poprosiła o wodę. Usiadłyśmy, żeby sprawdzić, co przyszło tego dnia w mailach. Głównie były to zaproszenia na otwarcie nowego sklepu z modą albo premierę filmu, albo bal charytatywny. Pamiętam czasy, kiedy to mnie kręciło, ale teraz wiedziałam już, że nie o mnie tu chodzi, tylko o to, żeby dzięki mnie wspomniano o organizatorach w jakimś brukowcu.
– O, byłabym zapomniała. – Mariam sięgnęła do torby. – Susie przekazała mi list, który przyszedł do agencji.
– Zajrzyj do niego, to twoje