Demony zemsty. Beria. Adam Przechrzta

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Demony zemsty. Beria - Adam Przechrzta страница 3

Demony zemsty. Beria - Adam Przechrzta

Скачать книгу

Będzie teraz rąbał tajgę przez dwadzieścia lat – rzuciła mściwie inna.

      Ponownie zaprzeczyłem gestem.

      – Nie będzie – powiedziałem. – Popełnił samobójstwo.

      – On?! – parsknęła gniewnie rozłożysta matrona pod sześćdziesiątkę. – Ta gnida? Nigdy w to nie uwierzę, że sam... – Urwała, wpatrując się we mnie z otwartymi ustami.

      – A jednak – mruknąłem. – Czużaja dusza potiomki.

      Ira Worobiowa uniosła powieki, więc pożegnałem się zdawkowo i wyszedłem, nie miałem ochoty na dalszą rozmowę. Może dam radę jeszcze się przespać? Nie dałem. Do samego rana majaczyła mi zastygła w wyrazie przerażenia, zabiedzona buzia małej sąsiadki.

      Wysiadłem na przystanku niedaleko Pietrowki, postawiłem kołnierz palta – początek marca był chłodny. Zimny północny wiatr ganiał po niebie kłębiaste chmury, zanosiło się na deszcz. Choć przysługiwał mi służbowy samochód, od czasu do czasu rezygnowałem z luksusu, aby przejść się po ulicach albo przejechać którymś z przepełnionych tramwajów: mimo układu z błatnymi wolałem kontrolować sytuację. A nuż jakiś urka spróbuje naruszyć porozumienie, jakie zawarłem z Cichym? W naszej stolicy obrotnych chłopaków nie brakuje, a takie inicjatywy najlepiej dusić w zarodku.

      Dyżurny powitał mnie przyjaznym skinieniem głowy – na Pietrowce wszyscy wiedzieli, że nie lubię służbowej gimnastyki – i wymownie wskazał palcem w górę.

      – Macie gościa – powiedział.

      – Kto zacz?

      – A kto go tam wie? – Wzruszył ramionami. – Jakiś dziwny, ni to wojsko, ni to partia. Nie pokazał żadnych dokumentów, przyprowadził go sam generał Maksimow.

      Westchnąłem w duchu i podziękowałem za informację. Maksimow od roku był szefem MUR-u, jeśli osobiście konwojował gościa, znaczy sprawa była ważna, dobrze, jeśli nie śmierdząca. Zapewne nowa robota dla wydziału pościgowego. Oby tylko rzecz nie dotyczyła polityki, takie sprawy były śmiertelnie niebezpieczne, a nie ma co ukrywać, czasy mieliśmy niespokojne. Towarzysz Stalin ostatni raz pokazał się publicznie kilka miesięcy temu i od tej pory prasa publikowała jedynie zdawkowe, suche komunikaty, w których zapewniała o świetnym zdrowiu i intensywnej aktywności genseka. Tyle że nikt w to nie wierzył...

      Uniosłem brwi, widząc na korytarzu przed moim gabinetem Dimę Bugrowskiego. Poeta Bugrowski cieszył się opinią jednego z najlepszych śledczych MUR-u, a dzięki koneksjom ojca był też znakomicie poinformowany. Jeśli ktoś coś wiedział na temat tajemniczego gościa, to jedynie on.

      – Co tam? – rzuciłem, witając się z Dimą uściskiem dłoni.

      – Kłopoty – odpowiedział z posępną miną. – Przyszedł taki jeden z bezpieki.

      – I co z tego? A bo to pierwszy? Pewnie jakiś zek uciekł im z etapu albo...

      – Nie – gładko wszedł mi w słowo. – Nie zek i nie z etapu. To grubsza sprawa. Polityczna.

      – Gadaj, co wiesz!

      – Słyszeliście o gruzińskiej mafii?

      Przytaknąłem. Gruzińską mafią nazywano najbliższych współpracowników Berii: Goglidze, Canawę, Mierkułowa, Włodzimirskiego i kilku innych.

      – To jeden z nich.

      – Czego chce?

      – Chodzą słuchy, że Stalin długo już nie pożyje. – Bugrowski ściszył głos. – Szykują się zmiany: po śmierci genseka Beria chce połączyć Ministerstwo Bezpieczeństwa Państwowego z MSW i stworzyć superresort pod swoim kierownictwem. Jeśli mu się uda, jego władza nie będzie miała sobie równych. Oczywiście będzie potrzebował zaufanych ludzi, tyle że to nie takie proste...

      – A to dlaczego?

      – Partyjna góra nienawidzi go jak wściekłego psa, nie odważą się na otwartą konfrontację, no a przynajmniej nie od razu. Ale jeśli tylko będą mieli jakiś pretekst, żeby go osłabić, na pewno nie przepuszczą okazji. Podobno któryś z nich wkręcił swojego człowieka w najbliższe otoczenie Berii, a ten zdobył dokumenty kompromitujące niektórych „Gruzinów”. Ludzie Berii próbowali go sami dorwać, ale nie dali rady, więc przyszli do nas.

      – Ten bezpieczniak naprawdę myśli, że pomogę Berii? – spytałem z niedowierzaniem.

      – Możecie nie mieć wyboru – stwierdził ponuro chłopak.

      Zanim zdążyłem odpowiedzieć, w drzwiach gabinetu stanął Maksimow. Jego mina wyraźnie wskazywała, że nie jest zachwycony moim widokiem.

      – Saszka! – warknął. – Wreszcie!

      Ograniczyłem się do ciężkiego westchnienia, nie spóźniłem się nawet o minutę, lecz szef ma zawsze rację, prawda?

      – Właź! – zaprosił mnie szerokim gestem.

      Cóż było robić? Wszedłem. Za moim biurkiem siedział szczupły mężczyzna o twarzy łasicy i wyblakłych, niebieskich oczach. Grube, niepasujące do reszty fizjonomii wargi nieznajomego wygięte były w aroganckim grymasie, w palcach nerwowo obracał pióro.

      – Razumowski! – zawołał. – Ile mam na was czekać?!

      Podszedłem do niego bez słowa, spojrzałem wymownie na fotel. Bezpieczniak wzdrygnął się wyraźnie, widać nie był przyzwyczajony do konfrontacji, po chwili wstał z ociąganiem.

      – Tak lepiej – powiedziałem cicho. – A jeśli jeszcze raz odezwiesz się do mnie takim tonem, przez najbliższy miesiąc będziesz mógł jeść jedynie kaszkę na mleku.

      Zapadłe policzki łasicowatego pokryły się apoplektyczną czerwienią, myślałem, że wybuchnie gniewem albo odwoła się do Maksimowa, ale tylko obrzucił mnie wściekłym spojrzeniem. Mróz przeszedł mi po kościach, to był wzrok bestii, bestii przyzwyczajonej do bezkarności i spełniania najbardziej zwyrodniałych pragnień.

      W odpowiedzi uśmiechnąłem się samymi kącikami ust. Przekaz był jasny. Jeśli to bezpieczniak, musiał znać moją biografię i wiedzieć, że nie raz i nie dwa wchodzili mi w drogę naprawdę poważni ludzie. I gdzie oni teraz? Ano na przepisowej głębokości: dwa metry poniżej poziomu ziemi albo jak Abakumow – w drodze na cmentarz. Tak to, towarzyszu!

      Nieznajomy cofnął się o krok, odchrząknął.

      – Pułkownik Tagilin – przedstawił się formalnie. – Ja do was z prośbą, pułkowniku Razumowski.

      Usiadłem, wskazałem mu krzesło dla interesantów. Maksimow już wcześniej przycupnął na skraju biurka. Na szczęście solidny, przedrewolucyjny mebel wytrzymał: generał nie należał do najszczuplejszych.

      – Sprawa dotyczy kradzieży dokumentów

Скачать книгу