DZIEŃ ROZRACHUNKU. John Grisham

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу DZIEŃ ROZRACHUNKU - John Grisham страница 22

Автор:
Серия:
Издательство:
DZIEŃ ROZRACHUNKU - John Grisham

Скачать книгу

poprosił Roya Lestera, żeby uchylił okno. Truitt też zapalił papierosa i wypuścił dym w stronę sufitu.

      Gridley zaczął od opisu miejsca przestępstwa i puścił w obieg dwie fotografie leżącego w swoim gabinecie martwego Dextera Bella. Streścił zeznania Hopa Purdue’a i zdał relację, jak pojechał aresztować Pete’a i jak ten powiedział mu, gdzie może znaleźć rewolwer. Szeryf pokazał rzeczony rewolwer oraz trzy kule i dodał, że ustalono ponad wszelką wątpliwość, iż to one spowodowały zgon. Potwierdziła to stanowa policja. Od momentu aresztowania Pete Banning odmawiał wszelkich zeznań. Jego obrony podjął się mecenas John Wilbanks. Jeśli przysięgli postawią Banninga w stan oskarżenia, należy się spodziewać, że w bliskiej przyszłości dojdzie do procesu.

      – Dziękuję, szeryfie – rzucił Truitt. – Jakieś pytania?

      Milt Muncie podniósł rękę.

      – Czy naprawdę musimy to przegłosowywać? – zapytał głośno. – To znaczy znam Pete’a Banninga i znałem Dextera Bella i naprawdę nie chcę być w to wplątany.

      – Ja też – oznajmił Tyus Sutton. – Dorastałem razem z Pete’em Banningiem i nie powinienem chyba zasiadać w wielkiej ławie przysięgłych.

      – Święte słowa – odezwał się Paul Carlin. – Nie chcę mieć nic wspólnego z tą sprawą, a jeśli będzie pan mnie próbował zmusić, po prostu się wycofam. Możemy przecież zrezygnować z udziału w wielkiej ławie przysięgłych, prawda? Wolę zrezygnować, niż mieć z tym coś wspólnego.

      – Nie, nie może pan złożyć rezygnacji – odpalił Truitt, widząc, że jego maszynka do głosowania zaczyna się zacinać.

      – Ale możemy chyba wstrzymać się od głosu? – zapytał Joe Fisher. – To przecież zrozumiałe, że mamy prawo wstrzymać się od głosu, jeśli osobiście znamy ludzi zamieszanych w sprawę, czyż nie? Niech pan mi pokaże przepis zabraniający nam wstrzymać się od głosu, jeśli podejmiemy taką decyzję.

      Oczy wszystkich utkwione były w Truitcie, który w kwestiach proceduralnych narzucał na ogół przysięgłym swoją wolę, tak samo jak czynili to zresztą prokuratorzy okręgowi w całym stanie. Nie pamiętał żadnych przepisów, które pozwalałyby wstrzymywać się od głosu w takich sytuacjach, choć prawdę mówiąc, od lat nie zaglądał do kodeksu. Tak bardzo przywykł do tego, że jego maszynka do głosowania działa niezawodnie, że przestał śledzić proceduralne zawiłości.

      Zwlekając z odpowiedzią, myślał nie o wielkiej ławie przysięgłych, lecz o ławie procesowej. Skoro obywatele hrabstwa Ford z taką niechęcią podchodzili do tej sprawy, jak uda mu się przekonać dwunastu z nich, by uznali, że oskarżony jest winny? Największy proces karny w jego karierze mógł posypać się w gruzy.

      Odchrząknął i zaczął mówić:

      – Chciałbym przypomnieć panom, że przysięgliście uważnie i bez uprzedzeń wysłuchać, jakie zostały w danej sprawie przedstawione dowody, a następnie zdecydować, czy wszystko wskazuje na to, że przestępstwo, o którym mowa, zostało popełnione. Nie zebraliście się tutaj, by przesądzać o winie lub niewinności pana Banninga; to nie należy do waszych obowiązków. Jego los rozstrzygnie się podczas procesu. A teraz, szeryfie Gridley, czy ma pan jakiekolwiek wątpliwości, że to Pete Banning zabił Dextera Bella?

      – Nie, nie mam żadnych.

      – I to, panowie, powinno nam wystarczyć, by postawić Pete’a Banninga w stan oskarżenia. Czy ktoś chce jeszcze zabrać głos?

      – Nie będę głosować – oznajmił twardo Tyus Sutton. – Pete nie zrobił tego, co zrobił, bez powodu i nie będę tego oceniać.

      – Niczego pan tu nie ocenia – warknął prokurator. – A jeśli Banning zrobił to, co zrobił, z jakiegoś określonego powodu, ma swojego obrońcę i wszystko to wyjdzie na jaw w trakcie procesu. Ktoś jeszcze?

      Truitt był naprawdę wściekły i spoglądał na przysięgłych, jakby chciał im wszystkim stawić czoło. To on znał prawo, nie oni.

      Ale Tyus Sutton nie należał do ludzi, których łatwo nastraszyć.

      – Jestem już za stary, by na mnie krzyczeć – oświadczył, wstając i celując palcem w Truitta. – Wychodzę, a jeśli chce pan nasłać na mnie sędziego i wpędzić mnie w kłopoty, będę o tym pamiętał, kiedy znów będzie się pan ubiegał o urząd. I wiem, gdzie szukać adwokata. – Powiedziawszy to, Sutton podszedł do drzwi i wyszedł, zatrzaskując je za sobą.

      Zostało tylko piętnastu głosujących. Do postawienia Banninga w stan oskarżenia potrzebnych było dwie trzecie głosów, a co najmniej trzech z tych, którzy pozostali, nie chciało głosować. Truitt oblał się nagle zimnym potem. Oddychając z trudem, zastanawiał się, jaką obrać strategię. Mógł ich zwolnić i wnieść sprawę w następnym miesiącu. Mógł ich zwolnić i poprosić sędziego o wyznaczenie nowego składu wielkiej ławy przysięgłych. Mógł doprowadzić do głosowania, w nadziei że zakończy się ono pozytywnym wynikiem, a gdyby się to nie udało, wnieść sprawę ponownie w listopadzie. Ale czy na pewno było to możliwe? Czy zakaz podwójnego sądzenia tej samej sprawy nie odnosił się również do posiedzeń wielkiej ławy przysięgłych? Nigdy dotąd nie znalazł się w takiej sytuacji.

      Mimo wszystko postanowił zarządzić głosowanie.

      – Czy ktoś chce jeszcze zabrać głos? – zapytał. Kilku przysięgłych zmierzyło go niechętnym spojrzeniem, ale najwyraźniej nikt nie chciał iść w ślady Tyusa Suttona. – Świetnie. W takim razie proszę wszystkich, którzy są za tym, żeby postawić Pete’owi Banningowi zarzut zabójstwa pierwszego stopnia na osobie wielebnego Dextera Bella, żeby podnieśli ręce.

      Bez większego entuzjazmu podniosło się pięć rąk. Po dłuższej chwili dołączyło do nich kolejnych pięć. Pozostali trzymali ręce pod stołem.

      – Nie może pan wstrzymać się od głosu – warknął Truitt do Milta Munciego.

      – A pan nie może mnie zmusić, żebym głosował – odparł gniewnie Muncie, gotów bronić się do upadłego.

      Truitt rozejrzał się po sali i szybko policzył głosy.

      – Dziesięć głosów za – powiedział. – To stanowi dwie trzecie składu ławy przysięgłych: dosyć, by postawić Pete’a Banninga w stan oskarżenia. Dziękuję, szeryfie. Zamykam posiedzenie.

      * * *

      W miarę jak mijały dni, dzięki Pete’owi coraz bardziej polepszały się panujące w areszcie warunki. Pierwszą sprawą była jakość kawy: pod koniec trzeciego dnia jego pobytu w areszcie wszyscy – osadzeni, strażnicy i gliniarze – pili Standard Coffee z Nowego Orleanu. Florry dostarczała ją w dwuipółkilogramowych paczkach i podczas drugiej wizyty zapytała szeryfa Gridleya, co piją kolorowi więźniowie. Odparł, że w ogóle nie podaje im się kawy, co bardzo ją rozsierdziło i w długiej tyradzie zagroziła, że jeśli kawa nie będzie podawana wszystkim, przestanie ją przywozić.

      W domu zapędziła do roboty Mariettę i Ninevę, które zaczęły na całego piec i gotować. Prawie codziennie przywoziła do aresztu ciasta, placki, ciasteczka i chleb kukurydziany, a także gary z wołowym i sarnim gulaszem, pastewną kapustą,

Скачать книгу