Gniew Tiamat. James S.a. Corey

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Gniew Tiamat - James S.a. Corey страница 4

Gniew Tiamat - James S.a. Corey

Скачать книгу

oglądał obraz na ekranie odległym o kilka miliardów kilometrów. Przesunęła się nieco, robiąc mu miejsce przy stole, a on przyjął zaproszenie.

      – Nie jestem pewien, jak wygląda upicie się dostateczne na coś takiego – odezwał się. – Spicie się do nieprzytomności? Na bojowo? Popłakiwanie w kącie?

      – Nie wydajesz się nawet wstawiony.

      – Nie jestem. Ostatnio prawie nie pijam alkoholu.

      – Zachowujesz przytomność umysłu?

      – I źle mi działa na żołądek.

      Drummer parsknęła śmiechem.

      – Wypuścili szacownego więźnia pośród ludzi. Co może znaczyć, że nie jesteś już dla nich tak użyteczny. Wycisnęli z ciebie wszystkie soki?

      Sposób, w jaki to powiedziała, mógł być przekomarzaniem się między starymi znajomymi, którzy razem stracili władzę i żyli w półmroku politycznej akceptacji, ale mogło to być też coś innego. Sposób na spytanie, czy został już zmuszony do zdradzenia podziemia na Medynie. Czy zdecydowali się go złamać. Drummer równie dobrze jak on wiedziała, kto słucha, nawet tutaj.

      – Pomagałem, ile mogłem, w sprawie zagrożenia ze strony obcych. Zresztą gdyby zapytał mnie o cokolwiek innego, wszystkie moje odpowiedzi i tak byłyby już nieaktualne. Zakładam też, że jestem tutaj, bo Duarte uważa, że mu się przydam w tym miejscu.

      – Element przedstawienia.

      – Cyrku – poprawił Holden, a potem, widząc jej reakcję, dodał: – Mówiło się o cyrku.

      – Jasne – zgodziła się.

      – A co z tobą? Jak idzie demontaż Związku Transportowego?

      Drummer błysnęła oczami i szerzej się uśmiechnęła. Odpowiedziała perfekcyjnym głosem dziennikarki wiadomości, pełnym energii, wyraźnym i sztucznym jak plastikowy owoc.

      – Bardzo cieszę się z gładkiego przekazywania pełniejszego nadzoru lakońskim władzom oraz Stowarzyszeniu Światów. Skupiamy się na zachowaniu wszystkich starych praktyk, które sprawdziły się w działaniu, oraz usprawnieniu i integracji nowych procedur eliminujących zbędny balast. Zdołaliśmy utrzymać, a nawet poprawić skuteczność handlu bez narażania bezpieczeństwa, czego wymaga wielkie przeznaczenie ludzkości.

      – Aż tak źle?

      – Nie powinnam narzekać. Mogło być gorzej. Jak długo jestem grzeczną żołnierką i Duarte uważa, że mogę się przydać do wywabienia Saby, nie wyląduję w stodole.

      Od głównego wejścia dobiegł szmer podniecenia i poruszenie zebranych. Uwaga w całej sali balowej zmieniła kierunek jak metalowe opiłki zwracające się do magnesu. Holden nie musiał się oglądać, by wiedzieć, że przybył Winston Duarte, ale i tak to zrobił.

      Mundur dyktatora wyglądał niemal tak samo, jak ten Holdena. Emanował od niego łagodny spokój, który towarzyszył mu w każdej sytuacji. Z drugiej strony jego ochrona rzucała się w oczy dużo bardziej niż ludzie zajmujący się pilnowaniem Holdena. Dwóch potężnych gwardzistów z pistoletami przy boku i oczami błyskającymi wszczepionym sprzętem. Wraz z nim przyszedł też Cortázar, ale trzymał się na uboczu, wyglądając trochę jak nastolatek odciągnięty na siłę od gry do rodzinnego obiadu. Faktyczna nastolatka – córka Duartego, Teresa – szła przy boku ojca jak cień.

      Do Duartego pośpiesznie podeszła Carrie Fisk, porzucając swoją koterię, i uścisnęła mu rękę na powitanie. Rozmawiali chwilę, po czym Fisk zwróciła się do Teresy i uścisnęła również jej dłoń. Za plecami Fisk zaczął się zbierać niewielki tłumek ludzi, starających się niezbyt nachalnie walczyć o możliwość spotkania z wielkim człowiekiem.

      – Aż ciarki przechodzą na widok sukinsyna, prawda? – rzuciła Drummer.

      Holden mruknął. Nie wiedział, o czym dokładnie mówiła. Może chodziło po prostu o to, jak wszyscy wokół niego zostali przeszkoleni do posłuszeństwa – to byłoby wystarczające wyjaśnienie. Ale może zobaczyła coś z tego, co widział w nim Holden: migotliwe przebłyski w oczach, perłowy cień pod skórą. Holden widział protomolekułę w działaniu w stopniu dużo większym niż ktokolwiek, kto nie odwiedzał laboratorium Cortázara, i zapewne dlatego skutki uboczne zabiegów na Duartem były dla niego bardziej oczywiste.

      Uświadomił sobie, że się gapi. Co więcej, dotarło do niego, że wszyscy się gapią, a on dawał się ponieść zbiorczemu naporowi ich uwagi. Obejrzał się na Drummer, czyniąc świadomy wysiłek odwrócenia wzroku. Było to trudniejsze, niż chciałby przyznać.

      Zamierzał zapytać, czy miała jakieś wieści o podziemiu, czy rządy Duartego w bezmiarze próżni między gwiazdami wydają się równie nieuchronne jak tu, w jego domu.

      – Jakieś wieści o podziemiu? – zapytał.

      – Zawsze będą jacyś malkontenci – odpowiedziała, poruszając się na granicy między niewinnością a ukrytym znaczeniem. – A co z tobą? Jak spędza czas sławetny kapitan James Holden? Chodzisz na przyjęcia? Wymachujesz pięściami w bezsilnej furii?

      – Nie. Po prostu spiskuję i czekam na właściwą chwilę, by uderzyć – odpowiedział Holden.

      Oboje uśmiechnęli się, jakby to był żart.

      Rozdział pierwszy

      Elvi

      Wszechświat jest zawsze dziwniejszy, niż myślisz.

      Było to ulubione powiedzenie jednego z profesorów w czasach studiów doktoranckich Elvi. Profesora Ehrlicha, burkliwego starego Niemca z długą białą brodą, który Elvi przywodził na myśl krasnala ogrodowego, a powtarzał to zawsze, gdy kogoś zaskoczyły wyniki otrzymane w laboratorium. W tamtych czasach Elvi uważała ten tekst za tak prawdziwy, że był truizmem. Oczywiście, że wszechświat krył nieoczekiwane niespodzianki.

      Profesor Ehrlich prawie na pewno już nie żył, bo był na granicy możliwości technologii przedłużania życia w czasach, gdy Elvi miała niewiele ponad dwadzieścia lat. Sama teraz miała już córkę starszą od niej wtedy. Jednakże gdyby wciąż żył, Elvi wysłałaby mu długie przeprosiny z głębi serca.

      Wszechświat był nie tylko dziwniejszy, niż myślała, był dziwniejszy, niż dało się przewidzieć. Każde nowe odkrycie, niezależnie od tego, jak było zdumiewające, kładło zaledwie podwaliny pod jeszcze niezwyklejsze odkrycie później. Wszechświat i jego nieustannie zmieniająca się definicja dziwności. Odkrycie tego, co wszyscy uznali za obce życie, gdy na Febe znaleziono protomolekułę, wstrząsnęło ludźmi aż do podstaw, a jednak było to zdecydowanie mniej niepokojące od stwierdzenia, że protomolekuła jest nie tyle obcym życiem, ile zaledwie jego narzędziem. Ich wersją klucza francuskiego, tyle że takiego, który potrafił zmienić całą stację na asteroidzie Eros w statek kosmiczny, przechwycić Wenus, stworzyć pierścień wrót i dać im niespodziewany dostęp do tysiąca trzystu układów słonecznych po drugiej stronie.

      „Wszechświat jest zawsze dziwniejszy, niż myślisz”. Cholerna racja, profesorze.

      – Co

Скачать книгу