Five Nights At Freddy's. W pułapce. Scott Cawthon
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Five Nights At Freddy's. W pułapce - Scott Cawthon страница 3
Wiedział, że mama za nim tęskni i źle jej z tym, że musi tak długo pracować. Miał też jednak świadomość, że ojciec pracuje tylko na pół etatu i mama musi spędzać tyle czasu w pracy, by starczało im na życie. Mama zawsze mówiła, że dorosłe życie to ciągła walka pomiędzy czasem a pieniędzmi. Im więcej się zarabia, tym mniej czasu ma się dla rodziny. Trudno utrzymać równowagę.
Oswald usiadł przy kuchennym stole i podziękował mamie za sok pomarańczowy, który nalała mu do szklanki.
– Pierwszy dzień wakacji, co? – Mama podeszła do kuchenki i przerzuciła naleśnik na drugą stronę.
– Yhy. – Pewnie powinien był się postarać, żeby zabrzmiało to weselej, ale nie miał siły.
Mama zsunęła gruby naleśnik na jego talerz i dołożyła dwa kawałki bekonu.
– To nie to samo co z Benem, prawda?
Potrząsnął głową. Nie zamierzał płakać.
Mama potarmosiła mu czuprynę.
– Wiem. To okropne. Ale może do miasta niedługo wprowadzi się ktoś nowy.
Oswald spojrzał na jej pełną nadziei twarz.
– A czemu ktoś miałby się tu sprowadzić?
– No, masz trochę racji – odparła mama, dokładając kolejny naleśnik. – Ale nigdy nic nie wiadomo. Może ktoś fajny już tu mieszka. Ktoś, o czyim istnieniu nawet nie wiesz.
– Może, ale wątpię – stwierdził Oswald. – Za to naleśniki są świetne.
Mama uśmiechnęła się i znów zmierzwiła mu włosy.
– Przynajmniej tyle. Chcesz więcej bekonu? Jeśli tak, to łap szybko, bo zaraz przyjdzie tata i wszystko pożre.
– Jasne. – Oswald nigdy nie odmawiał dokładki bekonu.
Biblioteka okazała się całkiem ciekawa. Znalazł w niej najnowszą książkę z serii science fiction, którą lubił, i mangę, która wyglądała interesująco. Jak zawsze musiał czekać w nieskończoność na komputer, bo wszystkie zajęli ludzie, którzy sprawiali wrażenie, jakby nie mieli gdzie się podziać. Mężczyźni ze skołtunionymi brodami, którzy mieli na sobie po kilka warstw rozsypujących się ubrań, i zbyt chude kobiety o smutnych oczach i popsutych zębach. Czekał grzecznie na swoją kolej, wiedząc, że część z tych ludzi spędza dnie w bibliotece, a noce na ulicach.
Pizzeria Jeffa była tak dziwna, jak ją pamiętał. Duża pusta przestrzeń pomiędzy boksami i stolikami wyglądała jak parkiet, na którym nikt nie tańczył. Ściany pomalowano na bladożółto, ale albo użyto taniej farby, albo położono tylko jedną warstwę, bo wciąż dało się dostrzec zarysy tego, co znajdowało się pod spodem. Przypuszczalnie był to jakiś mural przedstawiający ludzi i zwierzęta, ale teraz spod cienkiej warstwy żółtej farby prześwitywały tylko cienie. Oswald próbował czasem ustalić, co przedstawiają te kształty, ale były zbyt niewyraźne.
No i jeszcze ta scena, której nigdy nie używano. Stała, zupełnie pusta, jakby na coś czekała. A jeszcze dziwniejsza rzecz znajdowała się w kącie po prawej stronie: duża prostokątna zagroda odgrodzona żółtą taśmą, ze znakiem zakazującym wstępu. Była wypełniona czerwonymi, niebieskimi i zielonymi kuleczkami, które pewnie kiedyś miały intensywne barwy, ale teraz wyblakły i pokryły się kurzem.
Oswald wiedział, że baseny z kulkami były bardzo popularne wśród dzieci, ale w większości zniknęły z powodu obaw o czystość – w końcu kto miał te kulki dezynfekować? Oswald był przekonany, że gdyby baseny z kulkami były popularne za jego wczesnego dzieciństwa, mama i tak nie pozwoliłaby mu się w nich bawić. Jako licencjonowana pielęgniarka uwielbiała wskazywać miejsca, w których liczba potencjalnych zarazków wykluczała zabawę. A kiedy Oswald marudził, że nigdy nie pozwala mu na nic fajnego, odpowiadała:
– Wiesz, co nie jest zabawne? Zapalenie spojówek.
Poza pustą sceną i basenem z kulkami najdziwniejszą rzeczą w pizzerii Jeffa był sam Jeff. Wyglądało na to, że tylko on tu pracuje, ponieważ sam przyjmował zamówienia i robił pizzę, ale lokalu nigdy nie nawiedzały takie tłumy, by stanowiło to problem. Tego dnia, jak zawsze zresztą, Jeff wyglądał tak, jakby nie spał od tygodnia. Ciemne włosy sterczały mu na wszystkie strony, a pod przekrwionymi oczami rysowały się cienie. Na jego fartuchu widniały stare i świeże plamy po sosie pomidorowym.
– Co ci podać? – zapytał Oswalda znudzonym głosem.
– Kawałek pizzy z serem i napój pomarańczowy poproszę – powiedział Oswald.
Jeff spojrzał gdzieś w dal, jakby musiał się zastanowić, czy to zamówienie ma sens. W końcu stwierdził:
– Dobra, trzy pięćdziesiąt.
Jedno na pewno można było powiedzieć o kawałkach pizzy Jeffa – były wielkie. Jeff podawał je na cienkich papierowych talerzykach, które szybko nasiąkały tłuszczem, a pizza zawsze wystawała poza ich krawędzie.
Oswald usiadł w boksie z pizzą i napojem. Pierwszy gryz – czubka trójkąta – zawsze był najlepszy. W tym kęsie była idealna równowaga smaków. Oswald napawał się ciepłym, ciągnącym się serem, pikantnym sosem i przyjemnie tłustym ciastem. Jedząc, zaczął się rozglądać wokół. Dwóch mechaników z warsztatu wymiany oleju złożyło swoje kawałki pepperoni i jadło je niczym kanapki. Grupa pracowników biurowych nieudolnie zaatakowała swoje kawałki plastikowymi sztućcami, pewnie żeby nie ubrudzić sobie ubrań, uznał.
Kiedy skończył jeść, pomyślał, że chętnie zjadłby jeszcze jeden kawałek, ale ponieważ nie miał więcej pieniędzy, wytarł otłuszczone palce w serwetkę i wyciągnął wypożyczoną książkę. Popijał napój i czytał. Pochłonął go świat, w którym dzieci miały tajemne moce i chodziły do specjalnej szkoły, by uczyć się, jak zwalczać zło.
– Mały! – Głos mężczyzny wyrwał Oswalda z głębi opowieści.
Uniósł wzrok i zobaczył Jeffa w fartuchu ubrudzonym sosem. Uznał, że pewnie za długo tu przebywa. Siedział w boksie przez dwie godziny, a zapłacił za posiłek niecałe cztery dolary.
– Słucham, proszę pana? – powiedział, ponieważ dobre wychowanie zawsze się opłaca.
– Zostało mi parę kawałków pizzy z serem, które nie sprzedały się w porze lunchu. Chciałbyś je?
– Yyy, nie, dziękuję. Nie mam więcej pieniędzy. – Żałował, że tak było.
– Na koszt firmy – odparł Jeff. – Inaczej będę je musiał wyrzucić.
– Och, w takim razie dobrze. Pewnie. Dziękuję.
Jeff podniósł pusty kubek Oswalda.
– Przy okazji doleję ci oranżady.
– Dziękuję.