Five Nights At Freddy's. W pułapce. Scott Cawthon
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Five Nights At Freddy's. W pułapce - Scott Cawthon страница 6
Oswald rozejrzał się w poszukiwaniu jej źródła. Po drugiej stronie sali, na małej scenie, trójka mechanicznych zwierząt mrugała wielkimi pustymi oczami, otwierała i zamykała paszcze i poruszała się w tę i z powrotem w rytm brzęczącej, denerwującej muzyki. Byli tam brązowy niedźwiedź, niebieski królik z czerwoną muszką i jakaś ptaszyca. Przypominały Oswaldowi mechaniczne zwierzęta, które ostatnio rysował. Jedyną różnicę stanowiło to, że on nigdy nie mógł się zdecydować, czy rysować je w miłej, czy przerażającej wersji. Te tutaj były przerażające.
Zaskoczyło go natomiast, że jakieś dwanaścioro dzieci, które otaczały scenę, najwyraźniej nie podzielało jego zdania. Dzieci miały na głowach urodzinowe czapeczki z obrazkami przedstawiającymi te stwory. I bawiły się w najlepsze, tańcząc i się śmiejąc. Kiedy Oswald poczuł zapach pizzy, zrozumiał.
Wciąż znajdował się w pizzerii Jeffa – czy raczej w restauracji, która istniała, zanim przejął ją Jeff. Basen z kulkami lśnił nowością i był dostępny dla każdego, wszystkie kontakty w ścianach były zajęte przez automaty do gier, a gdy Oswald się odwrócił w lewo, zobaczył, że te dziwne kształty wyzierające spod farby w pizzerii Jeffa układają się w mural ukazujący te same postacie, które „występowały” na scenie – brązowego niedźwiedzia, niebieskiego królika i ptaszycę. Pod nimi widniał napis: „Pizzeria Freddy’ego Fazbeara”.
Oswald zamarł z przerażenia. Jak to się mogło stać? Wiedział, gdzie jest, ale nie miał pojęcia, kiedy ani jak się tu dostał.
Ktoś wpadł na niego, a on podskoczył z zaskoczenia zdecydowanie wyżej niż zwykle. Skoro jednak poczuł kontakt fizyczny, to nie mógł to być sen. Nie wiedział, czy uznać to za dobrą, czy złą wiadomość.
– Sorry, stary – powiedział chłopak.
Był mniej więcej w wieku Oswalda. Miał na sobie jasnozielone polo z ustawionym na sztorc kołnierzykiem wsunięte w workowate dżinsy z wysokim stanem. Jego białe tenisówki były wielkie niczym u klauna. Wyglądało na to, że spędził sporo czasu nad swoją fryzurą.
– Wszystko w porządku? – zapytał.
– Jasne – odparł Oswald.
Nie był tego wcale taki pewien, ale nie umiał opisać sytuacji, w jakiej się znalazł.
– Nie widziałem cię tu wcześniej – zauważył chłopak.
– No… – Oswald zaczął kombinować, co odpowiedzieć, by nie zabrzmiało to zbyt dziwnie. – Przyjechałem tylko na kilka tygodni… do babci. Ale to miejsce jest świetne. Wszystkie te stare gry…
– Stare? – Chłopak uniósł brew. – Żartujesz, co? Nie wiem, skąd jesteś, ale u Freddy’ego są najnowsze gry w okolicy. To dlatego ludzie ustawiają się tu w takich kolejkach.
– No jasne, żartowałem – odparł natychmiast Oswald, bo nie wiedział, co powiedzieć.
Pamiętał, jak jego ojciec wielokrotnie opowiadał, że grał w takie gry, gdy był mały. Strasznie trudne gry, na które stracił mnóstwo czasu i dwudziestopięciocentówek.
– Jestem Chip – powiedział chłopak i przeczesał palcami napuszoną fryzurę. – Razem z moim kumplem Mikiem – skinął w stronę wysokiego, czarnego chłopaka w wielkich okularach i koszulce w czerwone i niebieskie pasy – zamierzamy zagrać w skee-ball. Chcesz dołączyć?
– Chętnie – stwierdził Oswald.
Fajnie było spędzać czas z innymi dzieciakami, nawet jeśli wyglądały tak, jakby były z innych czasów. Nie podejrzewał, by mu się to przyśniło, ale rzeczywistość była co najmniej równie dziwna.
– A ty masz jakoś na imię? – zapytał Mike, spoglądając na Oswalda jak na jakieś oryginalne zjawisko.
– Och, sorry. Jestem Oswald. – Cała ta sytuacja tak go wyprowadziła z równowagi, że zapomniał się przedstawić.
Mike klepnął go przyjacielsko po plecach.
– Wiesz, muszę cię ostrzec, Oswaldzie. Jestem niezły w skee-ball. Ale dam ci fory, bo jesteś tu nowy.
– Doceniam to – odparł Oswald.
Poszedł za nimi w stronę automatów do gry w skee-ball. Gra polegała na tym, że turlało się piłkę po torze, na którego końcu ta podskakiwała i w zależności od siły i kierunku rzutu, wpadała do jednej z punktowanych łuz.
Po drodze minęli kogoś w króliczym stroju. Wyglądał jak żółta wersja animatronicznego królika na scenie. Nikt nie zwrócił uwagi na tego przebierańca, więc Oswald nic nie powiedział. Był to pewnie jeden z pracowników Freddy’ego Fazbeara, przebrany tak, by bawić małe dzieci na przyjęciu urodzinowym.
Mike rzeczywiście był mistrzem w skee-ball. Trzy razy bez problemu pokonał Chipa i Oswalda, ale zachowywał się jak dobry kolega i przez cały czas świetnie się bawili i żartowali. Miło było poczuć się członkiem grupy.
Po kilku kolejnych grach Oswald zaczął się niepokoić. Która to była godzina? Ile czasu szukał go ojciec? I jak Oswald miał wrócić do swojego świata? Pewnie, chciał trochę przestraszyć ojca, ale nie na tyle, by ten wezwał policję.
– Chłopaki, muszę lecieć – powiedział Oswald. – Moja babcia…
Chciał już powiedzieć, że przysłała mu esemes, ale uświadomił sobie, że Chip i Mike nie mieliby pojęcia, o czym mówi.
Nie wiedział, co to za rok, ale na pewno nie było w nim telefonów komórkowych.
– Babcia ma mnie odebrać za kilka minut.
– Jasne, może zobaczymy się później – stwierdził Chip, a Mike skinął mu głową i machnął na pożegnanie.
Oswald zostawił nowych kolegów, stanął w kącie, wciąż bez butów, i zaczął się zastanawiać, co ma robić. Wyraźnie wydarzyło się tu coś magicznego, ale robiło się późno, a on nie miał butów. Zupełnie jak jakiś pokręcony Kopciuszek.
Jak miał wrócić? Mógłby wyjść przed restaurację, ale gdzie by wtedy wylądował? Trafiłby w miejsce, gdzie miał na niego czekać ojciec, ale nie w odpowiedni czas. I wtedy go olśniło. Może wyjście jest w tym samym miejscu co wejście? W basenie z kulkami jakaś mama tłumaczyła dwójce małych dzieci, że pora wychodzić. Próbowały protestować, ale mówiła bardzo stanowczym tonem i postraszyła je wcześniejszym pójściem spać. Kiedy tylko cała trójka zniknęła, Oswald wszedł do basenu. Zanim ktoś zauważył, że w basenie znajduje się zbyt wysokie dziecko, szybko zanurzył się pod powierzchnię. Jak długo miał tak czekać? W końcu postanowił policzyć do stu i wstać.
Uniósł się i zobaczył, że stoi w zakurzonym, odgrodzonym liną basenie w pizzerii Jeffa. Wyszedł z niego i znalazł buty w tym samym miejscu, gdzie je zostawił. W kieszeni zawibrował mu telefon. Wyjął go i przeczytał:
Bede za 2 min.
Czyżby nie minęła ani chwila?
Ruszył do wyjścia, a Jeff zawołał