Diuna. Frank Herbert
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Diuna - Frank Herbert страница 35
Leto i Hawat popatrzyli na siebie znacząco. Uśmiechali się.
– Mamy dużo roboty, wasza wysokość – powiedział Halleck.
– A ja cię od niej odrywam.
– Mam raport o bazach wypadowych – rzekł Hawat. – Czy przedstawić go innym razem, wasza wysokość?
– Długo to potrwa?
– Nie, jak na wprowadzenie. Wśród Fremenów krążą pogłoski, że w czasach stacji badawczych botaniki pustyni na Arrakis zbudowano ponad dwieście takich baz. Wszystkie podobno porzucono, ale mówi się, że przed opuszczeniem zostały zaplombowane.
– Ze sprzętem?
– Tak mi doniósł Duncan.
– Gdzie są położone?
– Na to pytanie – rzekł mentat – odpowiadają zawsze: „Liet wie”.
– Bóg wie – mruknął Leto.
– Może nie bóg, wasza wysokość – powiedział Hawat. – Słyszałeś to imię z ust Stilgara. Czy on mógł mieć na myśli konkretną osobę?
– Służy dwóm panom – powtórzył Halleck. – To brzmi jak cytat religijny.
– A ty się na tym znasz – stwierdził książę.
Halleck uśmiechnął się.
– Ten sędzia zmiany – rzekł Leto – imperialny ekolog Kynes… Nie wiedziałby, gdzie są te bazy?
– Wasza wysokość – przestrzegł Hawat – Kynes jest urzędnikiem imperialnym.
– Ale znajduje się bardzo daleko od Imperatora – powiedział książę. – Potrzebuję tych baz. Mogą być pełne materiałów i rozporządzając nimi, moglibyśmy wyremontować nasze urządzenia wydobywcze.
– Wasza wysokość! – powiedział Hawat. – Te bazy prawnie nadal stanowią własność Jego Imperatorskiej Mości.
– Tutejszy klimat jest wystarczająco surowy, żeby wszystko uległo zniszczeniu – rzekł książę. – Zawsze możemy zrzucić to na pogodę. Zabierz się do tego Kynesa i przynajmniej dowiedz się, czy bazy istnieją.
– Zarekwirować je byłoby niebezpiecznie – stwierdził Hawat. – Duncan jedną sprawę stawiał jasno: bazy, czy też ich idea, mają dla Fremenów jakieś ukryte znaczenie. Zajmując bazy, możemy ich do siebie zrazić.
Paul popatrzył po twarzach otaczających ich ludzi i zauważył napięcie, z jakim chłonęli każde słowo. Wyglądali na mocno zaniepokojonych stanowiskiem jego ojca.
– Posłuchaj go, ojcze – odezwał się cicho. – On mówi prawdę.
– Wasza wysokość – rzekł Hawat – owe bazy mogłyby nam dostarczyć części do każdej sztuki pozostawionego tu sprzętu, tyle że ze względów strategicznych są poza naszym zasięgiem. Nie róbmy pochopnego kroku, dopóki się czegoś więcej nie dowiemy. Kynes ma arbitrażowe pełnomocnictwa Imperium. Nie wolno nam o tym zapominać. I cieszy się szacunkiem Fremenów.
– Więc zrób to delikatnie – powiedział książę. – Chciałbym jedynie wiedzieć, czy te bazy istnieją.
– Jak sobie życzysz, wasza wysokość.
Hawat opadł na oparcie i spuścił wzrok.
– No dobrze – powiedział Leto. – Wiemy, co nas czeka: robota. Zostaliśmy do niej przeszkoleni. Mamy niejakie doświadczenie. Znamy wysokość zapłaty, alternatywa zaś jest jasna. Zadania dla wszystkich zostały wyznaczone. – Spojrzał na Hallecka. – Gurneyu, najpierw zajmij się tą aferą przemytniczą.
– „Udam się do nieposłusznych, co niegościnną zamieszkują ziemię” – zadeklamował Halleck.
– Któregoś dnia przyłapię tego człowieka na braku cytatu i będzie wyglądał jak bez gaci – rzekł książę.
Chichoty rozeszły się echem wokół stołu, ale Paul usłyszał w nich przymus.
Książę zwrócił się do Hawata.
– Załóż na tym piętrze jeszcze jedno stanowisko dowodzenia dla wywiadu i łączności, Thufirze. Kiedy z tym skończysz, będę chciał się z tobą zobaczyć.
Hawat wstał, rozglądając się po sali, jakby szukał wsparcia. Odwrócił się i wyprowadził swoich ludzi. Pozostali pospieszyli za nimi, szurając krzesłami i tworząc niewielkie zatory.
„Skończyło się to bałaganem” – pomyślał Paul, wpatrując się w plecy wychodzących na końcu. Jak dotąd sztab zawsze rozchodził się pełen werwy. To spotkanie jakby przeciekło im między palcami, wyczerpując się we własnych niedomaganiach, a uwieńczyła je rozbieżność zdań.
Po raz pierwszy Paul dopuścił do świadomości możliwość klęski, licząc się z nią nie ze strachu czy pod wpływem ostrzeżeń w rodzaju krakania starej matki wielebnej, lecz zmuszony do tego własną oceną sytuacji.
„Ojciec jest zdesperowany – przyznał w duchu. – Sprawy nie toczą się po naszej myśli”. A Hawat – Paul przypomniał sobie zachowanie starego mentata w trakcie konferencji – wahał się, zdradzał oznaki zaniepokojenia. Hawata coś bardzo gnębiło.
– Najlepiej zostań tu na resztę nocy, synu – powiedział książę. – I tak niebawem wstanie świt. Zawiadomię twą matkę. – Podniósł się z wolna, ociężale. – Zestaw sobie parę krzeseł i wyciągnij się na nich, by trochę rozprostować kości.
– Nie jestem bardzo zmęczony, sir.
– Jak sobie życzysz.
Książę założył ręce do tyłu i zaczął chodzić tam i z powrotem wzdłuż stołu.
„Jak zwierz w klatce” – pomyślał chłopak.
– Przedyskutujesz ewentualność zdrady z Hawatem? – spytał.
Książę zatrzymał się naprzeciwko syna po drugiej stronie stołu, lecz jego słowa były skierowane do ciemnych okien.
– Omawialiśmy tę ewentualność wiele razy.
– Ta stara kobieta wyglądała na bardzo pewną swego – rzekł Paul. – I wiadomość, jaką matka…
– Podjęliśmy środki ostrożności – oświadczył Leto. Rozejrzał się po sali i Paul dostrzegł w jego oczach panikę zaszczutego stworzenia. – Zostań tutaj. Chciałbym omówić z Thufirem parę spraw związanych ze stanowiskami dowodzenia. – Obrócił się i wyszedł z pokoju, lekko