Historia żółtej ciżemki. Domańska Antonina

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Historia żółtej ciżemki - Domańska Antonina страница 5

Автор:
Жанр:
Серия:
Издательство:
Historia żółtej ciżemki - Domańska Antonina

Скачать книгу

w zanadrze80. Gdy go używać zabroniono, a patrzeć nań pokusą jest do złego, błogo przynajmniej mieć go tuż przy sobie.

      – Wawrzek… cóżeś taki nadęty jak sowa? Boli cię na wnątrzu81 cy może tatuś kijasem ołatali?

      Płowa głowina wysunęła się przez dziurę w płocie, za nią zgrzebna koszulka przepasana krajką, dwie brudne opalone rączki i takież nogi do krwi skąsane od komarów; krótko mówiąc, jedyny serdeczny przyjaciel Wawrzusia – Mikołajów Jasiek.

      – Mas82 se wiedzieć, śleporodzie brzyćki83, ze na mnie kija nie potrza. Raz w kielo84 cas85 tatuś mnie zerżną rzemykiem i dość. Dziś mi się należało bicie w porządku, ino… nie było cym. Matusia myślą, ze ja nie wiem, co oni rzemyk za piec wrazili86, chi, chi, chi! Chodź ze mną na paświsko87, będziemy się tulać z górki. No, prędzej!

      – Nie mogę. Pośli88 na kiermas89, kazali siedzieć w chałupie, Hanki pilnować, coby nie wyleciała z kołyski.

      – Aha, az tutaj słychać, jak krzycy! Dadzą ci matusia piastowanie, jak wrócą…

      – O rany!…

      Skręcił się Jasiek w śrubę, przecisnął przez kolące chrusty, już tylko nogi widać… już tylko jedna pięta… już nie ma nic.

      Gwiazdula naprzód, Krasa i Wiśniocha za nią, Wawrzek na ostatku, w pięknym ładzie i bez przygód zaszli wszyscy czworo na tatusiową łąkę. Chłopiec popędził krowy bardziej ku lasowi, żeby je księdzowe żytko nie kusiło, a sam rzucił się jak długi na ziemię i wsparty na łokciach wodził oczyma po łanach kwitnącego żyta, po krzywych wierzbach wzdłuż rzeki.

      „Mikołajów chałupa jakosi jedną stroną do ziemi przysiadła – myślał, poglądając na z rzadka rozsiane sadyby, otoczone gęstwiną owocowych drzew. – Musi bardzo stara, bo carna i mechem90 porośnięta… Nasa, to ci dopiro91 piękna; jakie to bierwiona grube, ho! ho! jeden w jeden ze starych modrzewiowych pni. Tatuś sami jeździli do boru, sami ścinali, sami budowali, ino im Błazej ze Zaborówka pomagał. Godali92 tatuś, ze ona jeszce będzie stała, jak nase prawnuki pomrą. Co to za jedne te prawnuki?… A niech se ta mrą, choćby i dziś, nic mi po nich…A jak u nas ciepluśko w zimie! Śniegu nawieje z nieba tyle, co ino strzechy stercą spod onych białości. Z rana łopatami drogę cynią93, zeby się drzwi dały otwierać. Potem wedle okien odgrzebią, bo śniezysko błony94 pozasłania i w izbie carna noc. Potem matusia rozpalą ogień, obiad warzą, a my se siedzimy dookoła, grzejemy sie. Ino ten dym straśnie w oczy gryzie, az nawet samemu tatusiowi łzy lecą. Jak się weźmie słać po izbie, to go w każdym kącie pełno, ino bez95 dach nie chce iść. Boi się, coby nie zmarzł. A pod wieczór, to nie ino matusia, ale tatuś krokiem za drzwi nie idą, choć wrota mocne i parkan wysoki. »Głodnemu wilku96 głupi ino dowierza«, gadają tatuś. Ciekawość, duzo tez ta wsi na całym świecie? Chybo niewiela. Pusca ino i pusca. Tatuś mnie brali ze sobą, jak jeździli do barci miód podbierać. Tak mi się przykrzyły one drzewa i drzewa, pod samo niebo. I znowu jesce więkse, jesce grubse, jesce gęściejse. Pewnikiem za puscą to juz jest koniec świata i piekło, nawedem97 raz słysał, jak coś straśnie wyło. Ani chybi diabły se robiły smak na chrześcijańskie duse. Kunie98 to ci tak chrapały ze strachu… Jakze? Diabłów by się nie bały? Tatuś batem zacięli, ale niepotrzebno, bo ze swojej woli gnały jak ten wicher, omal wozu nie potrzaskały o kamieniska i korzenie. A jak my przed chałupę zajechali, to tatuś ino jedno słowo burknęli do matki; nie zmiarkowałem jakie, ale mnie w te pędy kazali klęknąć przed krzyzykiem i cały pacierz zmówić. Oni myślą, ze ja nie zgadł, co to było! Diabły nas goniły i chciały porwać do piekła. Ale się tatuś gorzyj bali niz ja. Cięgiem ino krzyceli: »Jezusie, Maryjo… ratujcie nas!!« A nad kuniami99 to przez100 końca święte krzyze znacyli. Wszystko to dobrze, ino co mnie tak w łokieć gniecie? No… widzicie ludzie… korzenisko jakiesi! Ehe, juści, cudak nie korzenisko! Sprawiedliwie wygląda jak jascurecka. O… pyszcek, ino ślipki naznacyć, tu znowu łapki jak raz gdzie się nalezy; wydłubać krzynę i gotowe. Ogon ci ta długocki… przytnie się kapkę i będzie”.

      Wyciągnął z zanadrza kozik i obejrzał się.

      „Zbiją tatuś… A za co by mieli bić? Dy101 krowy w porządku, to mi wolno robić, co chcę”.

      I dalejże skrobać, dłubać, wygładzać, zaokrąglać, zaostrzać; brwi zmarszczył, koniec języka wystawił z ust i poruszał nim prędzej lub wolniej, w miarę jak mu się robota lepiej lub gorzej wiodła. Nie w głowie mu Gwiazdula ni Krasa, co gorsza, nie w głowie mu tatuś.

      Skończył. Ujął drewienko w dwa palce, wyciągnął rękę, żeby się z daleka przyjrzeć, i przekrzywiwszy główkę, patrzał na swe dzieło z uśmiechem zadowolenia.

      „Oj ty, ty… jakbym cie na ziemi do słońca położył, toby się twoje siostry i bratowie zbiegli do cie. Ino by się dziwowali, coś taka niemrawa, chi, chi, chi!… Jezu! A krowy gdzie? Rety… ludzie… o matko… tarasą102 tez to plebańskie103 zyto, tarasą!”

      Zerwał się jak oparzony, ale i w tej minucie rozpaczy i grozy nie zapomniał o rzeczach najważniejszych; jaszczurkę i kozik wsunął za pazuchę.

      „O Jezusińku… jakże ja sobie z nimi dam rady! Oj, spierą104 mnie tatuś, spierą… chyba mnie na śmierć ubiją! O rany… Kuba, Scepon105, Bartek z kijmi106… juz po mnie!”

      Nie pytając wiele, co się z krowami stanie, potoczył się z górki jak kula prosto do rzeki.

      „Niech mnie ta gonią… Pan Jezus miłosierny… może w tej stronie brodu nie znają, a ja znam. Rzyka107 głęboka, będą się bali”.

      Chlupnął bez namysłu, woda go z głową przykryła, ale w okamgnieniu o parę stóp w prawo wynurzyła się jasna czupryna, a krok dalej – już tylko po kolana. Posuwał się zwolna, macając nogą ostrożnie, żeby na dziurę nie natrafić.

      Parobcy księdza proboszcza, zajęci wypędzaniem bydła ze szkody, nie spostrzegli w pierwszej chwili, gdzie się pastuszek podział. Karbowy108 Kuba wydawał rozkazy:

      – Ty, Bartek, odprowadzisz gadzinę

Скачать книгу


<p>80</p>

zanadrze (daw.) – miejsce pod wierzchnim ubraniem na piersi. [przypis edytorski]

<p>81</p>

na wnątrzu (gw.) – w środku, w brzuchu. [przypis edytorski]

<p>82</p>

mas (gw.) – masz. [przypis edytorski]

<p>83</p>

brzyćki (gw.) – brzydki. [przypis edytorski]

<p>84</p>

kielo (gw.) – ile. [przypis edytorski]

<p>85</p>

cas (gw.) – czas; raz w kielo cas – raz na długi czas, niekiedy. [przypis edytorski]

<p>86</p>

matusia… rzemyk za piec wrazili (gw.) – mama wrzuciła rzemyk za piec (użycie czasownika w lm wyraża szacunek do osoby, o której się mówi). [przypis edytorski]

<p>87</p>

paświsko (gw.) – pastwisko. [przypis edytorski]

<p>88</p>

pośli (gw.) – poszli. [przypis edytorski]

<p>89</p>

kiermas – właśc. kiermasz, odpust. [przypis edytorski]

<p>90</p>

mechem (gw.) – dziś popr.: mchem. [przypis edytorski]

<p>91</p>

dopiro (gw.) – dopiero. [przypis edytorski]

<p>92</p>

godali (gw.) – gadali, mówili. [przypis edytorski]

<p>93</p>

cynią (gw.) – czynią. [przypis edytorski]

<p>94</p>

błona – w średniowieczu szkło było bardzo drogie, więc mniej zamożni ludzie wstawiali w okna pęcherze rybie lub zwierzęce. [przypis edytorski]

<p>95</p>

bez (gw.) – przez. [przypis edytorski]

<p>96</p>

wilku – popr. forma C. lp: wilkowi. [przypis edytorski]

<p>97</p>

nawedem raz słysał (gw.) – nawet raz słyszałem. [przypis edytorski]

<p>98</p>

kunie (gw.) – konie. [przypis edytorski]

<p>99</p>

kuniami (gw.) – końmi. [przypis edytorski]

<p>100</p>

przez (gw.) – bez. [przypis edytorski]

<p>101</p>

dy a. ady (daw.) – przecież, ależ. [przypis edytorski]

<p>102</p>

tarasić (gw.) – deptać, tratować. [przypis edytorski]

<p>103</p>

plebański (daw.) – księży, proboszczowski. [przypis edytorski]

<p>104</p>

spierą (gw.) – spiorą. [przypis edytorski]

<p>105</p>

Scepon (gw.) – Szczepan. [przypis edytorski]

<p>106</p>

z kijmi – dziś popr. forma N. lm: z kijami. [przypis edytorski]

<p>107</p>

rzyka (gw.) – rzeka. [przypis edytorski]

<p>108</p>

karbowy (daw.) – nadzorca robotników. [przypis edytorski]