Historia żółtej ciżemki. Domańska Antonina

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Historia żółtej ciżemki - Domańska Antonina страница 9

Автор:
Жанр:
Серия:
Издательство:
Historia żółtej ciżemki - Domańska Antonina

Скачать книгу

style="font-size:15px;">      – Gdzie złodziej? Jaki znowu złodziej? – burknął Mikołaj, obrażony, że pod jego czujną halabardą śmiał ktoś przypuszczać możliwość podobnego bezeceństwa.

      – Gdzie złodziej? – powtórzyli zaciekawieni ludzie, skupiając się około dziecka.

      – Wyłaził oknem z kościoła, złotości się rozsypały, a jak mnie uwidział, skocył z ręcami na mnie i gadał, co144 mnie udusi.

      – Ot, plecie bajtała145 trzy po trzy.

      – A go wam szkodzi zajrzeć do fary146? Niech pokaże, co widział i gdzie.

      – Racja, dobrze gada niewiasta; chodźmy.

      I posunęli hurmem ku kościołowi, Wawrzek prowadził.

      – Jezus, Maryja… był złodziej! – Okno otwarte!

      – Sznur wisi aż do ziemi!

      – Nie skłamało dziecko! – krzyczeli ludzie, jedno przez drugie. Dokoła Wawrzusia huczało jak w ulu: w domostwach otwierały się okna, wychylały się z nich pytające głowy kobiece; mężczyźni wybiegali przed domy, tłum zwiększał się z każdą chwilą. Jedni biegli zawiadomić proboszcza i burmistrza o świętokradztwie, inni z krzykiem rozsypali się po miasteczku, ktoś uderzył w dzwon na trwogę, Wawrzuś stał ciągle otoczony gromadą ciekawych. Stróż Mikołaj potrząsnął go za ramię.

      – Gadaj no, dziecko, przyjrzałeś się też onemu dobrze? Poznałbyś go?

      – Jesce by nie! Juzem go dziś widział w lesie nad rzeką; a teraz, miesiąc mu świecił prosto w twarz, od razum poznał, ze ten sam.

      – Jakże wygląda?

      – Ano, duży, ciemny na gębie, broda carna…

      – Wybornie! – przerwał któryś z ludzi – a jak był odziany?

      – Nicem cudak abo147 carownik – odpowiedział Wawrzuś. – Opońca z kapturem, kapelus z muselkami.

      – Pielgrzym! Pielgrzym! – zawołało kilkoro na raz.

      – A jakże, był tu taki przed wieczorem!

      – I ja go widziałem!

      – I ja!

      – I ja!

      Wszyscy obecni zaczęli sobie opowiadać, gdzie który spotkał pielgrzyma; byli tacy, co rozmawiali z nim nawet. Inni widzieli, jak wchodził do kościoła.

      – Aha… – zawołała jakaś dziewczyna – schował się pewnikiem do kąta i dał się zamknąć.

      – Słusznie. Ino krótkie miał odzienie, wyraźnie widziałem.

      – Nic dziwnego, szeroki płaszcz zawadzałby mu przy wyłażeniu oknem.

      – Aha, aha, jesce cosik! – zakrzyknął nagle Wawrzuś.

      – No, co?

      – Ucha nie miał… lewego.

      – Co? Ucha nie miał? To ci dopiero!

      – Ano, po takim znaku od razu poznać.

      Z drugiej strony rynku spieszno szedł burmistrz, za nim sześciu ceklarzy, czyli straż policyjna. Do ceklarzy przyłączyli się stróże nocni i prawie cała męska ludność miasteczka. Podzielono ich na trzy oddziały i domyślając się, że zbrodniarz najprędzej będzie uciekał ku lasowi, bo tam w nieprzebytych gąszczach skryć się łatwo, a pościg prawie niemożliwy, rozkazał pan burmistrz zabiec mu z trzech stron i przeciąć drogę do lasu.

      Wyruszyli z latarniami i z pochodniami, bo jak na złość księżyc przysłoniły chmury.

      – Rozstąpcie się, ludzie! – zawołał ktoś w tłumie – ksiądz idzie!

      Proboszcz z gołą głową biegł na przełaj ku kościołowi; stary zakrystian z latarnią w ręku, nie mogąc mu nadążyć, przystawał w tyle zadyszany.

      – Usuńcie się ode drzwi!

      Ksiądz wyjął klucz z kieszeni i drżącą ręką ciężki zamek otworzył. Pilno mu było sprawdzić co najważniejsze, czy świętokradca nie tknął i nie rozsypał komunikantów. Burmistrz pospieszył z nim. Pokazało się, że cyborium148 było nie naruszone; proboszcz odetchnął spokojniej. Skarbczyk, zaryglowany grubą żelazną sztabą i zamknięty na dwie kłódki, znaleziono także w całości, złodziej zabrał tylko to, co było na wierzchu w zakrystii: dwa kielichy przygotowane do mszy świętej na jutrzejszy odpust, relikwiarz149 złoty i takąż monstrancję. Szukając po szufladach, wywlókł aparata150 kościelne i rozrzucił je po podłodze. Szkoda była znaczna, ale w skarbcu znajdowały się klejnoty i złote naczynia dziesięćkroć większej wartości. Jeszcze nie posprzątali z podłogi wszystkich kap i ornatów, gdy uszu ich doleciały wściekłe wrzaski. Wybiegli z kościoła.

      Tłum, kilkaset głów liczący, prowadził pojmanego złoczyńcę. Gdyby nie ceklarze i stróże nocni, którzy go wzięli między siebie, poszarpano by go żywcem na sztuki. Łagodna, raczej ospała ludność miasteczka, popadłszy w szał, zdolna była do najsroższego okrucieństwa.

      – Pasy drzeć z łotra! – wołano.

      – Oczy wyłupić!

      – Ręce odrąbać świętokradcy!

      – Na gałąź!

      – Żywcem spalić!

      Z wysokości schodów kościelnych proboszcz krzyknął gromkim głosem:

      – Spokój! Milczeć!

      Najbliżsi usłyszeli rozkaz, posłali go wstecz, strażnicy ze swej strony uciszali rozhukaną zgraję, szumiało jeszcze i wrzało kilka minut, wreszcie zmęczyli się i umilkli. Burmistrz, stanąwszy obok proboszcza, zawołał:

      – Dość tych hałasów! Zbrodniarzaście pojmali, a sami sprawujecie się jak zbóje. O cóż krzyczycie? Wszak stoi skrępowany przed wami; jutro odwiezie go straż do grodu, sędziowie wydadzą wyrok sprawiedliwy, topór go nie minie, to pewna. Tedy nie szukajcie na nim pomsty, a zachowajcie spokój.

      Tłum oprzytomniał i usłuchał. Nieznajomy, którego mimo pęt na rękach trzymali za ramiona dwaj ceklarze, skorzystał z chwili ciszy i usiłując pokłonić się burmistrzowi, rzekł tonem zupełnie spokojnym:

      – Zezwólcie, miłościwy burmistrzu, abym – niewinny człowiek, rzeknął słowo w swej obronie.

      Groźne okrzyki zaczęły się wyrywać z tłumu.

      – Uciszcie się; niech

Скачать книгу


<p>144</p>

co (gw.) – tu: że. [przypis edytorski]

<p>145</p>

bajtała – gaduła, kłamczuch. [przypis edytorski]

<p>146</p>

fara – kościół parafialny. [przypis edytorski]

<p>147</p>

abo (daw.) – albo. [przypis edytorski]

<p>148</p>

cyborium – tabernakulum, puszka a. szafka do przechowywania komunikantów. [przypis edytorski]

<p>149</p>

relikwiarz – naczynie, w którym przechowuje się relikwie, tj. pamiątki po świętych. [przypis edytorski]

<p>150</p>

aparata (daw.) – sprzęty. [przypis edytorski]