Kajtuś Czarodziej. Janusz Korczak

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Kajtuś Czarodziej - Janusz Korczak страница 14

Автор:
Жанр:
Серия:
Издательство:
Kajtuś Czarodziej - Janusz Korczak

Скачать книгу

Kajtuś, że panią zmartwił, więc chce pocieszyć.

      – Niech na stoliku przed panią leży róża.

      Pożałował, że to powiedział, bo go coś w sercu kolnęło, coś szarpnęło w środku boleśnie. Jak iskra elektryczna albo jak ząb się wyrywa. Jakby się u niego ta róża wyrwała z piersi.

      I leży na stoliku.

      Wtedy pan się pytał:

      – Kto zabrał pióro? Przed chwilą było.

      Teraz pani:

      – Kto tu różę położył? Nie chcę. Za wiele sobie pozwalacie.

      Chłopcy proszą:

      – Niech paniusia powącha. Niech pani weźmie. Już my odkupimy śniadanie.

      Jedni proszą naprawdę, drudzy błaznują. Bo lubią, jak się coś takiego wydarzy.

      Po lekcji składkę zrobili.

      – Daj grosik do czapki na głodnego żarłoka.

      Dwanaście bułek, tuzin, kupili – całą torbę.

      – Masz. Jedz. Na zakąskę. Po żabie.

      Dumny stał się Kajtuś. Nieprzystępny i niecierpliwy.

      Byle co, zaraz mówi:

      – Chcesz w zęby? Głupi! Patrzcie go: osioł, udaje mądrego.

      Już nikt go nie lubi. Bo rozbija się. Już nawet starszych zaczepia.

      A pokłócił się z chłopcem z szóstego oddziału. Wyraźnie się narywa.

      Otoczyli ich kołem. Dziwią się. Czekają na bójkę.

      – Może i mnie przezwiesz osłem?

      – Owszem. I ośle uszy ci przyprawię.

      Miał Kajtuś w kieszeni lusterko, którym puszczał zajączki słoneczne po ścianie; nawet w klasie na lekcji.

      Podaje mu lusterko i mówi:

      – Masz. Patrz.

      Natężył myśl – napiął jak łuk czarodziejską wolę. Zażądał. Rozkazał.

      Ten patrzy: wydłużyły się uszy, urosły w górę. I znikło.

      Co takiego? Czy naprawdę, czy się tylko zdawało?

      – Skąd masz to lusterko? Sprzedaj. Naucz, jak się to robi.

      Zapomnieli o kłótni. Myślą, że jakaś sztuka.

      – Oddaj – mówi Kajtuś leniwie, z wysiłkiem.

      Zlękli się. Widzą, że stoi blady, wargi mu posiniały. Oparł się o ścianę..

      Rozbiegli się. Kajtuś sam został.

      „Trudny być musi czar zmieniać ludzi w zwierzęta, jeżeli same uszy tak mnie zmordowały”.

      Samotny się czuje i słaby.

      Inaczej sobie to wszystko wyobrażał, gdy pragnął zostać czarodziejem.

      Aż trzynasty czar i ostatni w miesiącu: muchy.

      Pan objaśnia. Kajtuś nie słucha. Myśli o tym i owym. Nie wie nawet, gdzie jest i co się dzieje wokoło.

      „Czy róża, którą dałem pani, też zaraz znikła? Może przeciwnie: nie zwiędnie, nie uschnie, bo czarodziejska, bo wyczarowana”.

      Patrzy na piec, na sufit, na ściany.

      Widzi na piecu muchę.

      Mucha idzie w górę, prędko, jakby się spieszyła i bała się spóźnić. Potem przystanęła, jakby sobie coś przypomniała, i wraca. I tak trzy razy: w górę, na dół, w górę, na dół – po piecu. Potem frunęła i znikła.

      Czego szukała na piecu, dlaczego się obraziła?

      Rozgląda się Kajtuś, a mucha siedzi na ścianie. I tak samo: trzy razy w górę, trzy razy w dół. Więc chyba ta sama?

      A na suficie cztery muchy: dwie duże, dwie małe. Tak śmiesznie maszerują parami. Przyleciała piąta.

      Pan odwrócił się i patrzy na klasę.

      – Zrozumieliście?

      Przestraszył się Kajtuś, bo pan każe powtórzyć.

      Nagle myśl: „Żeby mucha siadła panu na nosie”.

      I mucha już siedzi i czeka na dalsze rozkazy.

      „Niech trzy muchy…”

      „Niech pięć!”

      Siedzą. Wszystkie na nosie.

      Pan zamachnął się. Wróciły.

      Bo muchy są natrętne.

      Byłoby się na tym skończyło.

      Ale Kajtuś nawet nie sam, a jakby ktoś inny za niego rozkazuje: „Niech tysiąc much”.

      „Dziesięć tysięcy… Na nosie”.

      Od razu wali przez otwarte okna cała gromada, cała wataha tych much.

      Kajtuś schował się pod ławkę, niby że spadło mu pióro, więc podnosi.

      Pan powiedział coś czy krzyknął. Cisza, tylko – bzzz – brzęczenie.

      Potem pan wyleciał i trzasnął drzwiami.

      Śmiech. Tupanie. Biją z uciechy w pulpity.

      Kajtuś wyłazi spod ławki, a muchy partiami wylatują przez okno.

      – Co to za wrzaski?

      Zaraz kierownik – i śledztwo.

      – Nie my. Pan widział: przez okno wpadły.

      – Może nowy rój zakładają?

      – Przecież muchy nie pszczoły.

      – Myślałem, że szarańcza.

      – Może zwariowały?

      Pani była w klasie do końca godziny. Potem poszli do domu; bo była narada.

      Zamknęli szkołę na dwa dni i urządzili sprzątanie. Chcieli nawet ściany malować.

      Na bramie wisiała kartka:

      „Z powodu remontu – zajęć nie będzie do czwartku”.

      Rozdział piąty

      Czary

Скачать книгу