Kajtuś Czarodziej. Janusz Korczak
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Kajtuś Czarodziej - Janusz Korczak страница 6
Mówi ojciec, że minister drukuje papierowe pieniądze, bo złoto za ciężkie do noszenia: więc sztaby złota leżą schowane w piwnicach.
Tego Kajtuś nie zrozumiał dobrze, bo było za trudne. A może był wtedy śpiący.
– No, trzeba spróbować.
Dobrze. Idzie z babcią do piwnicy po węgiel.
Schodzi się pod ziemię. A tam drzwi i długi korytarz. A tam różne małe drzwi, do każdej piwnicy osobno.
Babcia zapaliła świecę. Idą. A w kącie korytarza stoi beczka.
Schował się Kajtuś za beczkę.
Babcia wzięła węgiel do kubełka i wychodzi. A Kajtusia nie ma.
Woła babcia:
– Antoś, Antoś!
Gdzie się chłopak podział?
A on przykucnął za beczką i czeka cicho.
Myśli babcia: „Pewnie już na podwórku”. I zamknęła piwnicę na kłódkę.
Został Kajtuś w ciemnym korytarzu. Ale się nie boi. Myśli, czy aby uradzi14 ciężką sztabę złota.
Szuka w beczce: pusta.
Namacał pierwsze drzwi i mówi:
– Otwórz się, Sezamie.
Nic. Namacał drugie drzwi:
– Otwórz się, Sezamie.
Znów nic.
Idzie, wraca. Ciemno.
Kręci się, szuka. Już nawet nie wie, gdzie jest. Sam jeden tak błądzi. Ciemno, cicho.
– Sezamie, otwórz się.
Ale zaczął płakać. Przestraszył się dopiero.
Bo może duchy albo szczury?
Mały był. Do szkoły jeszcze nie chodził.
Krzyczy, wali ręką w ścianę.
Myśli, że już się nie wydostanie.
– Mamo, babciu!…
I naprawdę mógł długo siedzieć, bo babcia go nie szukała. Bo czy to pierwszy raz Kajtuś na ulicę albo gdzie do sąsiadów?
Już mu głosu zabrakło.
– Babciu, tatku, mamo!
A na schodach ludzie nie słyszą, bo stukają butami. I Kajtuś stoi nie przy drzwiach, a na końcu, gdzieś koło beczki.
Ale listonosz przyszedł i w torbie listy układa. Stoi w sieni. Usłyszał. Słucha. Co to? Ktoś tam w piwnicy zamknięty.
Dzieciak chyba.
Zawołał.
Pytają się:
– Dlaczego nie odezwałeś się, kiedy cię babcia wołała? Dlaczego za beczkę wlazłeś?
Nie odpowiada.
Nie, żeby się kary bał.
Nie chce.
Nacierpiał się. A jeszcze go wyśmieją.
Oj, Antoś, Antoś. Zawsze jakieś figle.
Prawdziwe imię Kajtusia jest Antoś. Tak nazywają go w domu.
Kajtusiem został na podwórku między chłopakami.
Bo stoi raz przed bramą i pali papierosa.
Pociągnie i dmucha, pociągnie i dmucha.
A stara się, żeby dużo dymu było. Bo zapłacił pięć groszy, więc chce, żeby było ładnie.
Mógł kupić czekoladkę, ale papieros ciekawszy.
A ulicą przechodzi żołnierz.
Zatrzymał się, patrzy, śmieje się.
Mówi:
– No! Mały taki Kajtuś, a kurzy jak stary.
– Więc co?
Zawstydził się Antoś i obraził.
A chłopcy zaraz:
– Kajtuś, mały Kajtuś!
Źli byli, że nie dał pociągnąć. Sami bali się palić, ale zazdrościli.
I tak już zostało: nie Antoś, a Kajtuś.
Z przezwiskami jest tak. Jeżeli się nie gniewać, to często zapomną i przestaną. Jeżeli się złościć, to właśnie jeszcze bardziej. Bo lubią dokuczyć.
Kajtuś bił, nie dał się przezywać. Ale co jeden poradzi ze wszystkimi?
A dwóch Antosiów było na podwórku, więc nawet wygodniej, że jeden z nich Kajtuś. Wiadomo, kogo wołają. Wreszcie się przyzwyczaił, ale niezupełnie. I w ogóle – nie lubi kolegów.
Trzeci rok chodzi Kajtuś do szkoły, a nie znalazł na długo dobrego kolegi. Mało naprawdę porządnych. Bo tylko udają. Lizuchy15.
Boją się. Ze strachu spokojni, bo w domu na nich krzyczą albo biją. Tacy najwięcej kłamią.
Kajtuś też nauczył się kręcić i udawać.
Nie można się zanadto przyznawać. Gdyby dorośli lepiej rozumieli, wtedy co innego.
Mówi Kajtuś:
– Nie wiem, czego ode mnie chcą.
Choć wie dobrze.
Mówi:
– Kłamstwo od początku do końca.
Choć we środku16 jest trochę prawdy.
Powiadają:
– Pobił tak, że się chłopiec ruszyć potem nie mógł.
– Co się ma nie ruszać? Przecież nie zabiłem.
– Mało mu ręki nie złamał.
Już odpowiadaj nie za to, co naprawdę zrobiłeś, ale i za to, co się mogło stać.
Owszem.
14
15
16