Stara baśń, tom drugi. Józef Ignacy Kraszewski

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Stara baśń, tom drugi - Józef Ignacy Kraszewski страница 6

Жанр:
Серия:
Издательство:
Stara baśń, tom drugi - Józef Ignacy Kraszewski

Скачать книгу

na pościel.

      – Weźmiesz ją i pomścisz się – zawołał Myszko. – Chciałeś ją mieć za żonę… Uczynisz niewolnicą lub – zabijesz… nie truj się tym i bądź spokojny…

      – Bylem siły miał trochę, doma nie zostanę… pali mnie łoże i srom…

      – Słuchajże, Doman, wy z kim ? – przerwał Myszko.

      – Z wami… – odparł krótko ranny i wskazał na brata. – on, ja, moi ludzie, czeladź. My, stare kmiecie, jesteśmy do swobody nawykłe, do ostatniej kropli krwi miru bronić będziemy. Kneź mir łamie, niech głowę da!

      – Niech da głowę! – zawołał Myszko i wstał. – Więcej już słyszeć nie chcę i nie potrzebuję… Na tym dosyć…

      Duży przyniósł mu miodu w kubku, gość z pośpiechem do ust go zbliżył i napił się, biorąc rękę Domana.

      – Za rychłe wyzdrowienie twoje… Słowo?

      – Słowo kmiece… i klątwa13… ja z wami… a umrę ja, z wami bracia, do ostatniego…

      I legł na pościel. Myszko wyszedł i na konia siadł.

      Na powrót weszła Jaruha zbliżając się do łoża chorego; spojrzała na piersi, z której płachty zrzucone leżały na ziemi i załamała ręce. Poczęła je podnosić, mrucząc.

      – A zdrowym byś być chciał, miłościwy panie – poczęła. – Baba was wyratowała i słuchać jej nie chcecie!…

      Nie opierał się chory, gdy mu znów owe mokre zioła i bliznę na piersi przyłożyła. Znużony, choć małym wzruszeniem, Doman się zdrzemnął zaraz. We dworze milczenie było znowu.

      Nadchodził wieczór, gdy Duży, stojąc we wrotach, zobaczył jezdnych z lasu wychylających się na pole.

      Było ich czterech. Jeden przodem jechał wprost na dwór. Już z dala poznał chłopak Bumira, kmiecia, który mieszkał ku Gopłu. Bumir stary był już, ale jak żubr silny, kark miał gruby, nogi i ręce ogromne, brzuch spasły. Ciemne włosy, na pół już siwe, bezładnie otaczały mu głowę okrągłą, w której wypukłe oczy żabie i usta szerokie siedziały. Z Bumirem mało co się znali, nie lubił go Doman, po co tu ciągnął, trudno było odgadnąć. Stanął ze swymi u wrót.

      Gościnność stara nikogo, miłego czy nie, odpychać nie dozwalała.

      Pozdrowili się z Dużym.

      – Zabłąkałem się – rzekł Bumir – dacie mi spocząć u siebie. Ludzie się zagnali za jeleniem, który oszczep niósł w sobie. Jakiś zwierz, w którym Licho14 siedziało, poprowadził nas na obłędy15… drugi dzień włóczymy się po lesie…

      – Brat mój się okaleczył, leży ranny – odezwał się Duży – ale dom rad wam.

      – Ja rany leczyć umiem – zawołał Bumir – pójdę, zobaczę…

      – Baba go opatruje…

      Bumir sapiąc z konia zlazł i nie pytając do izby ciągnął16.

      – Sadło, którym rany zalewam, czeladź ma – odezwał się Bumir. – Zalejemy mu sadłem i do kilku dni znaku nie będzie.

      Wchodzili do izby, Doman, jakby poczuł już obcego, ruszył się zaraz. Jaruha, która przy ogniu drzemała, zbudziła się spluwając i gniewna. Bumir, nie zważając na nic, do chorego poszedł.

      Gdy na siebie spojrzeli, zaraz postrzec było można, że gospodarzowi gość ten niemiłym był.

      – Zabłądziłem, dacie mi spocząć… – rzekł siadając na ławie.

      Doman ręką skinął i bratu dał znak, by gościa przyjmował. Bumir się rozsiadł i sparł na stole.

      – Sadło moi ludzie mają – rzekł – które najsroższe rany goi… Niedźwiedź jucha raz mi do połowy skórą ze łba zdarł, wyleczyli mnie nim…

      – Miłościwy panie – zawołała Jaruha – już tu nic nie trzeba… ja krew zamówiłam i zioła mam, co ranę prędko przygoją. Nie trzeba nic.

      Chory też dał znak ręką, Bumir zamilkł.

      Wszedł Duży z miodem znowu i z kołaczem, a za nim wnieśli misy. Gość począł jeść łakomie, pić chciwie i póki się nie nasycił, sapał tylko. Jaruha wyszła na podwórze, gdzie się rozrywała, żarty strojąc z czeladzią. Duży też stadninę począł opatrywać – zostali sami. Bumir znać17 tego sobie życzył, bo się zaraz do gospodarza przysunął.

      – Ej, Domanku miły – począł pochylając się ku niemu – nie w porę tobie ta rana i choroba… U nas źle… nam trzeba ludzi i rąk… Kmiecie, braty nasze, burzą się i złego piwa nawarzą…

      Namarszczyło się czoło choremu.

      – Cóż się to tam dzieje? – mruknął.

      – Na naszego knezia wszyscy bij zabij… poszalawszy…

      Doman, już nic nie mówiąc, słuchał.

      – Zginiemy wszyscy – rzekł cicho Bumir. – Knezia pogniewali, zemstę wywołają, Niemców sprowadzi na nas…

      Widząc, że gospodarz nie mówi nic, Bumir ciągnął dalej.

      – Jest już zmowa na knezia… już się zbierają, radzą… a wszystko to tylko, aby jednego ze swoich posadzić na grodzie. Nie o swobodę im idzie, a o skarby na zamku… My to wiemy. Ano, omylą się, bo nas jest dużo też, co staniemy za kneziem i nie dopuścim… Nie dopuścimy!… – zawołał Bumir, bijąc kubkiem o stół.

      Oczy mu się zapaliły.

      – Myszkom się chce panować, my wolimy tego, co jest… My już go znamy, a tamci jeszcze się nie napiwszy, głodniejsi będą… Nie dopuścimy…

      – Obliczyliście się? – zapytał Doman.

      – Co się mamy liczyć?… Leszki pójdą wszystkie z nami, bo to ich sprawa, pojednają się… kmieciów też dużo jest, co chcą spokojnie swoje lechy18 uprawiać… a gromady, co się wyrwą, kneziowscy ludzie rozgniotą na miazgę.

      Bumir się tak odkrył ze swą wiarą, po miodzie, nieopatrznie; Doman, daleko przebieglejszy od niego, dawno przewidział, ku czemu to idzie i czuł, że Bumir go spyta nareszcie, z kim on trzymać myśli. Powiedzieć fałszu nie chciał, a prawdę zdawało mu się wyśpiewać niebezpiecznie. U narodów wpół wykształconych19 instynkt zachowawczy często dziwne formy przybiera i do różnych fortelów się ucieka. Domanowi przyszło na myśl, aby się chorobą posłużyć, w chwili, gdy Bumir kończył mówić, jęczeć

Скачать книгу


<p>13</p>

klątwa (daw.) – przysięga; por. czas. zaklinać kogoś. [przypis edytorski]

<p>14</p>

licho – zły duch, diabeł. [przypis edytorski]

<p>15</p>

na obłędy – błędnymi drogami. [przypis edytorski]

<p>16</p>

ciągnąć – tu: iść, podążać. [przypis edytorski]

<p>17</p>

znać – tu: widać; widocznie. [przypis edytorski]

<p>18</p>

lecha – zagon. [przypis edytorski]

<p>19</p>

wpół wykształcony – tu: na poły ukształtowany. [przypis edytorski]